Finanse Polski w pułapce obietnic PiS

Program 500+ wyklucza realizację innych obietnic i czyni wątpliwym plan przyspieszenia rozwoju

Aktualizacja: 24.02.2016 12:05 Publikacja: 23.02.2016 18:19

Finanse Polski w pułapce obietnic PiS

Foto: AFP

Można się spierać, czy rząd Beaty Szydło sam poszedł po rozum do głowy, czy też może wziął sobie do serca różne sygnały ostrzegawcze wysyłane przez zewnętrzne instytucje. Faktem jest, że na razie zrezygnował z realizacji niezwykle hojnych, ale kosztownych dla budżetu zapowiedzi PiS z kampanii wyborczej i pierwszych dni po zaprzysiężeniu. Skupił się na – jak się okazuje – kluczowym programie finansowego wsparcia rodzin z dziećmi. I tak najprawdopodobniej zostanie przez najbliższe lata.

Z pięciu priorytetów, twardych deklaracji złożonych podczas exposé na pierwsze 100 dni rządu, tylko w przypadku programu 500+ dotrzymano słowa (ustawa jest gotowa, program wypłat ma ruszyć od kwietnia). Bliskie realizacji są zapowiedzi wprowadzenia 12 zł minimalnej płacy godzinowej (akurat to rozwiązanie obarcza głównie kieszenie przedsiębiorców), a także darmowych leków dla osób powyżej 75 lat (choć program ograniczono do 250 mln zł rocznie, co rozczarowało wiele osób).

Z kolei dwa pozostałe pomysły najbardziej obciążające finanse państwa – powrót do wieku emerytalnego 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn (koszt średnio 10 mld zł rocznie w ciągu czterech lat) oraz podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 8 tys. zł (koszt 18–20 mld zł) – trafiły do sejmowej zamrażarki (projekty ustaw złożył prezydent).

Wzrost niepewności

Paradoksalnie to odchodzenie od obietnic na pierwsze 100 dni zostało przez rynki ocenione pozytywnie. Gdyby rząd do programu 500+ dołożył i wiek emerytalny, i wyższą ulgę podatkową, i ewentualnie ustawę frankową, to zapewne ocenę wiarygodności kredytowej państwa obniżyłaby nam nie tylko jedna, ale wszystkie agencje ratingowe. Rentowność obligacji skarbowych nie byłaby bardziej zmienna niż obecnie, ale poszybowałaby do poziomów dwa–trzy razy wyższych niż teraz, a Polska – mówiąc obrazowo – stanęłaby na skraju kryzysu finansów państwa. A tak reakcja rynków finansowych i gospodarki realnej to „tylko" większa nerwowość i wzrost niepewności.

Dobrze więc, że rząd nie zrealizował wszystkich swoich obietnic hurtem z naiwną wiarą, że głosząc hasło „damy radę", da się ignorować rzeczywistość. A rzeczywistość niestety skrzeczy.

By sfinansować priorytetowy program dodatków na dzieci, już wprowadzono obarczający sektor finansowy tzw. podatek bankowy, a przed nami jeszcze kolejny, od sprzedaży detalicznej (choć okazuje się, że niezwykle trudno jest przygotować rozsądny projekt podatku od sklepów). W sumie te dwie daniny dają 8–11 mld zł rocznie, ale co z resztą? By domknąć finansowanie dodatków na dzieci, potrzeba będzie w 2017 r. jeszcze 12–17 mld zł. Rząd uspokaja, że pieniądze się znajdą – trzeba tylko skutecznie walczyć z wyłudzeniami VAT i niepłaceniem CIT przez korporacje międzynarodowe. Część kosztów pokryć ma także naturalne zwiększenie się dochodów państwa dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu.

Wbrew czarnowidztwu niektórych krytyków rządu ten karkołomny plan może się nawet powieść. Ale i tak nie będzie możliwości zrealizowania pozostałych obietnic. A wręcz przeciwnie, program 500+ będzie wymagał działań, których premier w exposé nie zapowiadała.

– Wydaje się, że najbardziej długofalowym efektem pierwszych 100 dni rządu będą wszystkie działania, które podejmowane są na potrzeby programu 500+, w tak kosztownej skali, jak ustalił rząd – zauważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. – Usztywnia on wydatki publiczne i w sytuacji spowolnienia gospodarczego będziemy mieli do czynienia z kolejnymi działaniami zmierzającymi do podniesienia dochodów, czyli kolejnymi podwyżkami podatków – uważa Borowski.

– Skala tego programu, słusznego czy nie, jest ogromna. To ok. 1,5 proc. PKB – komentuje Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. – Gdyby rząd zrealizował resztę swoich zapowiedzi, dorzuciłby kolejne obciążenia dla finansów publicznych rzędu 1,5–2 proc. PKB. Przy braku działań zmniejszających inne wydatki deficyt wzrósłby nam do 6–7 proc. PKB przy dobrej koniunkturze, co jest nieakceptowalne przez rynki finansowe i Komisję Europejską – przekonuje Bukowski. – Rząd dziś trafił na doskonały moment, ale dekoniunktura wcześniej czy później się pojawi. Wówczas nawet te 1,5 proc. PKB sztywnych wydatków będzie już oznaczało gigantyczną wyrwę w finansach państwa – dodaje.

Większość członków rządu zdaje się już to rozumieć, choć jeszcze nie wszyscy. Na łamach „Rzeczpospolitej" pisaliśmy już, że część ministrów chętnie forsowałaby kolejne kosztowne projekty, np. szeroko zakrojonego programu mieszkaniowego albo obniżki podatku CIT dla małych firm do 15 proc.

Plan niewiarygodny

W exposé premier Szydło przedstawiła też swój cel wykraczający poza pierwsze 100 dni. Jak mówiła: „po pierwsze, rozwój, po drugie, rozwój, po trzecie, rozwój". Ale to w pierwszych stu dniach wicepremier Mateusz Morawiecki przedstawił plan, jak ten cel osiągnąć. Problem w tym, że mało kto uwierzył w realność planów i to właśnie m.in. z powodu determinacji w realizacji programu 500+.

– W części diagnozy stanu gospodarki, wyzwań i celów można się z tym planem zgodzić – ocenia Jakub Borowski. – Natomiast pod wielkim znakiem zapytania stoi implementacja, czyli instrumenty, które zostaną użyte, by osiągnąć cele. Tych na razie nie znamy, ale wydaje się, że na dziś rząd nie ma przekonujących propozycji, jak podnieść do oczekiwanego poziomu wartość oszczędności i inwestycji krajowych. Najprostszym sposobem jest ograniczenie deficytu w finansach publicznych, ale tego, patrząc na działania rządu, nie ma co się spodziewać – wytyka Borowski.

Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, wylicza, że realizacja planu Morawieckiego wymagałaby wzrostu oszczędności i inwestycji krajowych o ok. 7 proc. PKB, czyli 120 mld zł rocznie. – To ogromne wyzwanie. Tymczasem jednocześnie mamy sztandarowe projekty już realizowane czy zapowiadane przez rząd, które akcentują wzrost udziału konsumpcji w dochodzie narodowym. Daje to zasadniczą sprzeczność w polityce gospodarczej. Nie ma takiej możliwości, by zwiększyć inwestycje przez wzrost konsumpcji. Z definicji, by inwestować, konieczne są większe oszczędności, a to jest coś, czego nie konsumujemy. Ta fundamentalna rozbieżność czyni plan Morawieckiego niewiarygodnym, a stawia pod znakiem zapytania całą politykę gospodarczą PiS – puentuje Gomułka.

Opinie

Andrzej Rzońca, były członek Rady Polityki Pieniężnej

Dla Polski widzę tylko jeden sukces ze 100 dni rządów PiS: zgubienie teczki z antyrozwojowymi ustawami, którą wymachiwano w kampanii wyborczej. Porażek są natomiast całe tomy. Po pierwsze, postanowiono na kolanie pisać to, co zgubiono. Mamy już więc 500 zł dla rodziców, niezależnie od tego, czy pracują, czy też utrzymują się wyłącznie z zasiłków, czyli pracy innych ludzi. Mamy też najwyższy na świecie podatek od banków, który spycha ich zyskowność głęboko poniżej średniej dla całej gospodarki. Naprędce pisana jest kolejna wersja ustawy nakładającej podatek na handel. Po drugie, z szuflady na Nowogrodzkiej wyjęto grubą teczkę z innymi antyrozwojowymi ustawami. Sparaliżowano Trybunał Konstytucyjny, rozwodniono stabilizującą regułę wydatkową, przywrócono kontrolę polityków nad prokuraturą, zlikwidowano służbę cywilną itp. Po trzecie, porażką są teczki z kandydatami na ważne stanowiska w firmach publicznych, którzy pomimo braku odpowiednich kompetencji są jednak powoływani. Po czwarte, porażką jest teczka z planem Morawieckiego. Po piąte, katastrofą jest rujnowanie wizerunku Polski na świecie. Tempo, w jakim się ono dokonuje, nie jest wynikiem tylko antyrozwojowych zmian wprowadzanych w kraju, ale podporządkowania polityki zagranicznej konsolidowaniu twardego elektoratu PiS (np. okładanie Lecha Wałęsy teczką z szafy generała Kiszczaka). Ot, „dobra" zmiana.

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Przez trzy miesiące rząd przeprowadził przez pełen proces legislacyjny trzy ustawy: 500+, tzw. podatek bankowy i podniesienie obowiązku szkolnego do siedmiu lat. Wszystkie te projekty mają negatywny wpływ na równowagę makroekonomiczną w średnim i dłuższym okresie. Pierwsze dwa mają też cechę wspólną: promują konsumpcję finansowaną przyrostem długu publicznego i prywatnego. Późniejszy start szkolny wraz z zapowiedzią powrotu do wcześniejszego wieku emerytalnego i dezaktywacją zawodową części kobiet przez program 500+ oznacza zmniejszenie i tak spadającej podaży pracy. Koszt programu 500+ jest tak duży, że zwiększy wysysanie oszczędności przez sektor finansów publicznych. Obciążenie podatkowe banków przesunie ich aktywność na kredyty konsumpcyjne, a ograniczy finansowanie inwestycji i hipotek. Bieżące działania rządu zmniejszają więc zasób oszczędności krajowych, przez co stoją w jaskrawej sprzeczności z wielkim programem inwestycyjnym. Brak spójności tego programu staje się przez to rażący. Obecnie zainteresowanie inwestorów Polską ma horyzont czasowy nie dłuższy niż rok. W takim czasie nie da się zepsuć dobrych bieżących wskaźników makro. W dłuższej perspektywie dominuje jednak niepewność. Dotychczasowa ścieżka konwergencji fiskalnej została zdezaktualizowana. Inwestorzy czekają na nową. I pytają: co z resztą obietnic wyborczych?

Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte Consulting

Program 500+, który został wprowadzony przez rząd PiS, jest wymierną pomocą dla rodzin wielodzietnych. To odwrócenie polityki antyrodzinnej, którą prowadzono przez ostatnie 25 lat. Choć na problem demografii ekonomiści zwracają uwagę od lat, politycy nie robili nic lub prawie nic w tej kwestii. Dziś jest ostatni moment, by zacząć działać. To prawda, nie możemy być pewni, jakie efekty dla prokreacji przyniesie program 500+. Nie ma dobrych badań empirycznych, które potwierdzałyby tezę, że to pieniądze wyrzucone w błoto albo że ze 100-procentową pewnością zachęcą Polki do rodzenia dzieci. Będziemy to mogli ocenić za kilka lat, ale trzeba zacząć.

Taki program jest dużym obciążeniem dla finansów publicznych, ważna jest jednak deklaracja rządu, że deficyt zostanie utrzymany poniżej 3 proc. PKB. Tej obietnicy inwestorzy będą najbardziej pilnować. Wymusza to po stronie rządowej działania na rzecz zwiększenia dochodów państwa. Pole do popisu jest, efektywność polskiego fiskusa w poborze podatków jest bardzo niska. Skala problemów z tzw. luką podatkową jest gigantyczna, a jednym z powodów jest kostyczna struktura administracji podatkowej. Przez te pierwsze 100 dni rząd nie zrobił nic złego, rujnującego dla gospodarki, widzę za to próbę naprawienia błędów popełnionych przez ostatnie 25 lat.

Można się spierać, czy rząd Beaty Szydło sam poszedł po rozum do głowy, czy też może wziął sobie do serca różne sygnały ostrzegawcze wysyłane przez zewnętrzne instytucje. Faktem jest, że na razie zrezygnował z realizacji niezwykle hojnych, ale kosztownych dla budżetu zapowiedzi PiS z kampanii wyborczej i pierwszych dni po zaprzysiężeniu. Skupił się na – jak się okazuje – kluczowym programie finansowego wsparcia rodzin z dziećmi. I tak najprawdopodobniej zostanie przez najbliższe lata.

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich