Niemka na czele nowej Komisji Europejskiej to nadzieja polskiego rządu na normalne stosunki z Brukselą. Vera Jourová, która w nowej Komisji będzie wiceprzewodniczącą od praworządności, powiedziała „Rzeczpospolitej", że jest gotowa do dialogu. Sama von der Leyen zwracała uwagę na konieczność stosowania równej miary dla wszystkich. Wiadomo nieoficjalnie, że pozytywnie wyrażała się o premierze Morawieckim („to porządny człowiek" – miała powiedzieć).
Poza tym odwiedziła Warszawę i dała Polsce tekę komisarza ds. rolnictwa, na której PiS zależało. Wreszcie tradycyjnie niemiecka CDU, z której nowa przewodnicząca się wywodzi, raczej namawiała do kompromisów z Polską. Widać więc jakieś sygnały dla nowego otwarcia. Nie musi to jednak oznaczać, że Bruksela praworządność odpuści.
Po pierwsze, działalność Jourovej jako komisarza sprawiedliwości w dotychczasowej KE raczej na to nie wskazuje. A nawet gdyby chciała, to jest jeszcze stanowczy nowy komisarz sprawiedliwości Belg Didier Reynders, też wyznaczony przez von der Leyen do zajmowania się praworządnością. Ostatecznie kluczowe jest oczywiście, co o sprawie sądzi sama przewodnicząca. Ale tutaj nic nie jest przesądzone. Jako niemiecka chadeczka może chcieć kompromisu z Polską, tak jak chciał go Martin Selmayr, była prawa ręka Junckera, urzędnik wywodzący się z CDU. Ostatecznie jednak tego kompromisu nie było, bo Polska w zasadniczych sprawach nie ustąpiła, a nawet eskalowała konflikt poprzez kolejne reformy wymiaru sprawiedliwości. Zatem otwarcie ze strony Brukseli nie wystarczy.
Po drugie, sama von der Leyen, nawet jakby chciała odpuścić z praworządnością, a na razie nic o tym nie wiadomo, wcale nie będzie miała takiej swobody działania. W Parlamencie Europejskim nie ma nawet stabilnego poparcia ze strony rodzimej Europejskiej Partii Ludowej, co oznacza, że musi zabiegać stale o głosy lewicy i liberałów. A dla nich nie do przyjęcia będą jakiekolwiek decyzje pokazujące, że w sprawie praworządności KE odpuszcza. W dodatku czołowym socjalistą w KE będzie jej pierwszy wiceprzewodniczący wykonawczy Frans Timmermans. I choć formalnie będzie się teraz zajmował zielonym porządkiem, to już nieoficjalnie zapowiedział, że praworządności zamierza pilnować.
Wreszcie po trzecie, przynajmniej przez pierwsze miesiące nowa Komisja nie ma w sprawie praworządności w Polsce nic do zrobienia. Może deklarować otwarcie i dialog, bo całą „brudną robotę" wykonała odchodząca Komisja. W ubiegłym tygodniu skierowała do unijnego sądu trzecią, ostatnią już, skargę na reformę polskiego wymiaru sprawiedliwości, zatem do Trybunału, a nie do Komisji, należy teraz kolejny krok. A procedura artykułu 7 jest już od dawna w unijnej Radzie i wniosek o jej ewentualne wycofanie przez Komisję, bez wcześniejszych ustępstw ze strony Polski, byłby raczej niechętnie odebrany przez państwa członkowskie. Bo to one, a nie Komisja, są teraz gospodarzem tego procesu.