Mieszkańców Hongkongu rozwścieczyły ataki na działaczy prodemokratycznych, do których doszło w ostatnich dniach.
W środę do szpitala trafił Jimmy Sham, przywódca Obywatelskiego Frontu Praw Człowieka. Na ulicy napadło go czterech niezidentyfikowanych sprawców, którzy pobili go młotkami w głowę, a potem grozili nożami świadkom tego wydarzenia, którzy usiłowali interweniować.
W sobotę wieczorem dwukrotnie ugodzony nożem został 19-latek, który rozdawał ulotki, wzywające do kontynuowania protestów.
W niedzielę na ulice wyległy znów dziesiątki tysięcy protestujących. Początkowo marsz był pokojowy, ale najbardziej radykalni manifestanci zaczęli dewastować stacje metra i siedziby chińskich banków. Policja użyła gazu łzawiącego, a następnie doszło do walk.