Miałem to szczęście, że jeszcze w nocy przed ostatnią operacją, która choć ratowała jej życie, przyczyniła się pośrednio do jej śmierci, udało mi się z nią rozmawiać. Pięknie się uśmiechała, choć nie miała siły – z bólu – nic odpowiedzieć. Następnego dnia, już po operacji, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale nie była w stanie. „Brak słów" – powtarzała tylko. Dla kogoś, kto całe życie pracował słowem, to musiało być trudne. Ale i wtedy co jakiś czas się uśmiechała, jakby chciała się pożegnać i powiedzieć, żebyśmy za bardzo się nie martwili, że te święta spędzi już z mężem, który odszedł z tego świata półtora roku temu. Od tego momentu, jak sama mówiła, nie mogła już ani się śmiać, ani płakać. Czekała tylko na spotkanie.