Coraz częściej przypomina mi się ostatnia scena filmu „The Day After". Kiedyś wstrząsnął światem, ale jak to zwykle bywa, nie na długo, wszyscy wróciliśmy do codzienności i używania życia. Ten film można uznać za paradokumentalny, przy czym jest to dokument przyszłości. Wizja mechanizmów, które rządzą ludźmi na wieść o nieuchronnym wybuchu bomby atomowej. Kobieta, która przygotowuje mieszkanie na wesele córki, uparcie ścieli łóżko i nie przyjmuje wizji katastrofy, inni modlą się, nie tracąc nadziei, inni szykują schrony.
Potem dzieje się to najgorsze. Wybuch niszczy wszystko w kilka sekund. Po zgliszczach, ledwo oddychając śmiertelnym powietrzem, idzie osiwiały, wyczerpany mężczyzna. Spotyka garstkę ocalałych, którzy siedzą na ruinach jego domu i palą ognisko. Zaczyna zachowywać się jak człowiek pierwotny. Resztką sił krzyczy, że grupa ma opuścić jego dom. Mężczyzna z grupy, w jego wieku, zresztą w tym stanie wiek nie jest do odgadnięcia, wyciąga rękę w stronę „agresora" z niezwykłą zdobyczą – to cebula wydobyta z ruin. Podchodzą do siebie, ale poruszając się tak, jak pierwsi ludzie na Ziemi, kiedy jeszcze nie osiągnęli pionowej pozycji. Mężczyźni przytulają się do siebie i płaczą. Są teraz i ofiarami, i sprawcami. Dwóch ludzi – gatunek, który zniszczył nie tylko swoje dzieło, ale też Ziemię i powietrze.
Ten kadr kończy film, a ja mam wrażenie, że fotografia tego obrazu powinna być teraz pokazywana wszędzie. Takie zdjęcie powinno zastąpić banery z reklamami. Powinno nas zmusić do radykalnych kroków, do zmiany stylu życia. Tych dwóch płaczących mężczyzn zadaje sobie pytanie: jak mogliśmy do tego dopuścić? Choć żaden z nas nie jest przecież bezpośrednio niczemu winien.
Może jednak powinni byli zrobić wszystko, co w mocy pojedynczego człowieka, nie ociągając się ani przez chwilę. Ani na chwilę nie pytając, czy plotki o zagrożeniach nie są dziennikarską przesadą albo wymysłem koncernów. Czy my teraz nie powinniśmy zadać sobie takiego samego pytania? Może trzeba zrobić wszystko? Może po prostu samochody powinny stanąć, a produkcja elektrycznych ruszyć natychmiast; choć spowolniony tryb życia i sprzyjanie innym wartościom powinny nas przekonać do życia pieszego. Produkcja wszystkiego, co niszczy środowisko powinna zostać zastopowana tak, jak działoby się to w wypadku wielkiej epidemii.
Oczywiście, istnieje pytanie, czy postęp, do którego jesteśmy stworzeni, nie ma głębszej przyczyny i czy nie jest motorem do przenosin na inne planety, stąd zdolności człowieka i jego ciekawość. W takim wypadku zdobycze cywilizacji są potrzebne, a idea życia na poziomie bardziej pierwotnym niebezpieczna. Nie możemy się zamykać na takie teorie, które zapowiadają schyłek naszej planety, śmierć w jakimś sensie naturalną, jak śmierć każdego organizmu. W takim wypadku tylko człowiek może znaleźć sposoby na przenosiny.