Zdecydowanie nie był to pakt o nieagresji, chociaż taka była niegdyś sowiecka, a dzisiaj jest rosyjska narracja. Wyróżniał go tajny protokół, dzielący Europę Środkową i Wschodnią na strefy wpływów niemiecką i sowiecką. W latach 30. podpisywano wiele paktów o nieagresji, lecz żaden nie zawierał takiego załącznika. Nie był to także pakt przymierza, chociaż obydwie strony intensywnie współpracowały – między innymi w sferze ekonomicznej, ale miały też tymczasowo zbieżne cele strategiczne.
Czy można go porównywać do paktu o nieagresji podpisanego w połowie lat 30. pomiędzy Rzecząpospolitą a III Rzeszą? Takiego argumentu używa dzisiaj rosyjska propaganda.
To przykład wysiłków czynionych przez lata przez Związek Sowiecki, a potem Rosję, aby przedstawić go w mniej „toksycznym" świetle. Jednak nie można porównać tych dwóch paktów. Sowiecka i rosyjska narracja porównuje też pakt Ribbentrop-Mołotow do umowy zawartej w Monachium w 1938 r., mówiąc: „wy też umówiliście się z Hitlerem, czego efektem było zajęcie Czechosłowacji". „Monachium" w historii Francji oraz Wielkiej Brytanii jest haniebnym epizodem, ale nie można porównać zachodnich prób powstrzymania wojny w Europie – co miało wtedy miejsce – z paktem, którego celem było właśnie rozpętanie wojny.
Celem działania Związku Sowieckiego stało się bezpieczeństwo własne, ale taktyka „szczuć jedną stronę na drugą" – wydaje się, że wtedy kluczowa zasada polityki rosyjskiej – się nie powiodła.
Krótkoterminowo, do roku 1940, z perspektywy Stalina podpisanie paktu w Moskwie bardzo dobrze zadziałało. Dostał on wszystko, czego chciał, odzyskał terytoria, które Rosja utraciła pod koniec I wojny światowej, zyskał bardzo korzystne stosunki gospodarcze z Niemcami, dodatkowo Niemcy znalazły się w stanie wojny z Brytyjczykami i Francuzami, a Związek Sowiecki zachował „neutralny" status. Jego najważniejsi wrogowie ideologiczni – kapitaliści i faszyści – byli związani wojną. Stalin liczył na to, że otworzy to drogę do zwiększenia wpływów komunistycznych w Europie.
Wojska sowieckie rozpoczęły przygotowania do agresji na Polskę pod pozorem wielkich ćwiczeń – jakże to jest podobne do tego, co stało się chociażby na wschodzie Ukrainy pięć lat temu. Czy jeszcze niedawno Rosja działała według pewnego schematu przećwiczonego wiele lat temu w Polsce?
Gdy w 2014 r. przeglądałem przed brytyjskim wydaniem swoją poprzednią książkę „Pakt diabłów" i jednocześnie śledziłem wiadomości z Ukrainy, odnosiłem wrażenie, że Rosjanie wyciągnęli z sejfu i odkurzyli plany wiele lat temu przygotowane przez Stalina i realizowane przez niego w czasie agresji na Polskę i kraje bałtyckie. W 2014 r. metody rosyjskie stosowane na Ukrainie bardzo je przypominały.
80 lat temu Sowieci głosili, że rząd Polski znajduje się w stanie rozkładu, i użyli tego jako argumentu uzasadniającego agresję. Taki sam argument został wykorzystany zaledwie pięć lat temu do okupacji Krymu. Czy studiując wojnę 1939 r., możemy wyciągać uniwersalne wnioski dotyczące zachowania Rosji?
Zawsze ostrożnie odnoszę się do uproszczonego przekonania, że historia się powtarza. Tak nie jest. Za każdym razem są inne uwarunkowania podejmowanych decyzji, chociaż pojawiają się pewne podobieństwa, które warto wskazywać. Trzeba przypomnieć, że są pewne czynniki napędzające rosyjską politykę, które były obecne 80 lat temu i są obecne dzisiaj. To przekonanie, że Rosja ma prawa do terytoriów krajów sąsiednich, w tym ziem utraconych na zachodzie po I wojnie światowej. To moim zdaniem powoduje, że stara się utrzymać Ukrainę w pewnym zawieszeniu. Argument rosyjskiej „bliskiej zagranicy" używany przez Rosję w 2019 r. przypomina argument o „strefach wpływów" z roku 1939.
Armia Czerwona już po 17 września 1939 r. prowadziła wobec zwykłych Polaków działania dezinformacyjne. Opisuje pan, że na czele jednego z sowieckich oddziałów, które weszły do Rzeczypospolitej, szła orkiestra i grała legionową pieśń „My, Pierwsza Brygada". Już wtedy pojawiły się też oddziały „w dziwnych mundurach", pytające, czy ludzie „chcą iść przeciwko Ruskim". Dziś nazwalibyśmy ich „zielonymi ludzikami", których działania obserwowaliśmy na Krymie.
Takie działania umownie możemy zaliczyć do „księgi instrukcji Stalina", z której dzisiaj korzysta Rosja. Wojna hybrydowa, dezinformacja, tzw. zielone ludziki – takie działania obserwowaliśmy już w 1939 r.
Zatem czy historia stosunków z Rosją może nas czegoś nauczyć?
Widzimy echa wydarzeń sprzed 80 lat. Ich dostrzeżenie może nam pomóc zrozumieć otaczającą rzeczywistość. Bo przecież jednym z celów rosyjskiej dezinformacji jest to, aby wprowadzać chaos i nadmiar informacji, tak by zaciemnić obraz. W tym sensie możemy się czegoś nauczyć.
Jak na działania zbrojne Związku Sowieckiego wobec Polski zareagowały rządy Francji i Wielkiej Brytanii?
Tak jak wielu Polaków – Francuzi i Brytyjczycy byli zdezorientowani. Celowe mącenie przez Rosjan, czyli wysyłanie sprzecznych sygnałów – np. że Armia Czerwona idzie na pomoc Polsce lub aby wyzwolić Ukraińców i Białorusinów – powodowało początkowo chaos. Sowieci celowo prowadzili dezinformację.
Czy właśnie z tego powodu Brytyjczycy i Francuzi nie potraktowali działań Sowietów jako aktu agresji wobec państwa sprzymierzonego?
Decydujący był fakt, że umowa o wzajemnej pomocy z 25 sierpnia 1939 r. podpisana przez Polskę i Wielką Brytanię nie zobowiązywała stron do podejmowania działań wobec Związku Sowieckiego. Tajny załącznik do tej umowy zakładał pomoc wyłącznie w przypadku ataku ze strony Niemiec.
Czy to oznacza, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie przewidziało takiego wariantu i nieprawidłowo zdiagnozowało sytuację na Wschodzie? Polski wywiad w latach 30. doskonale orientował się w sytuacji w Związku Sowieckim, ale przed wybuchem wojny referat „Wschód" został zdziesiątkowany, a oficerowie skierowani do pracy na kierunku niemieckim.
W 1939 r. Rosja Sowiecka i Niemcy znalazły wspólny cel, śmiertelnie niebezpieczny dla Polski. Myślę, że znaleźliby się wówczas tacy, którzy mogliby dostrzec w pakcie Ribbentrop- Mołotow wstęp do agresji na Polskę, ale przypomnę, że nawet ambasador Rzeczypospolitej w Moskwie Wacław Grzybowski niewłaściwe go zinterpretował. Był zaskoczony agresją 17 września. Można założyć, że polskie środowiska wojskowe nie doceniły zagrożenia ze strony Związku Sowieckiego.
Moment wybuchu
Wojna była nam pisana? Czy przygotowania do niej rozpoczęły się już po podpisaniu układu w Rapallo w 1922 r. pomiędzy Niemcami i ZSRR? To wtedy gen. Hans von Seeckt stwierdził, że istnienie Polski jest „niedopuszczalne i sprzeczne z żywotnymi interesami Niemiec".
Gdy dzisiaj patrzymy w przeszłość, można założyć, że przygotowania do wojny rozpoczęły się w latach 20. I gdyby już wtedy polskie władze były wystarczająco przewidujące i skłonne zainwestować więcej środków w broń pancerną, można byłoby przypuszczać, że losy wojny mogły być inne. Ale moim zdaniem rzeczywistość układała się bardziej niekorzystnie dla Polski, była bardziej brutalna.
Polska armia, chociaż dysponowała stosunkowo nowoczesnym lotnictwem i miała pewne, choć ograniczone, siły pancerne, nie miała wówczas takich możliwości ekonomicznych, aby prowadzić politykę zbrojeniową na odpowiednim poziomie, np. inwestować we własne lub kupować zagraniczne technologie. Kwoty, które Niemcy oraz Sowieci wydawali na zbrojenia do roku 1939, były nieporównywalnie większe niż to, na co mogła sobie pozwolić Polska. No i wojsko polskie musiało stawić czoła najbardziej zaawansowanej technicznie armii na świecie.
Kiedy wybuchła wojna? Gdy samoloty zbombardowały most w Tczewie? A może, gdy 25 sierpnia 1939 r. wieczorem porucznik Abwehry Hans-Albrecht Herzner poprowadził swoich ludzi przez granicę, aby opanować stację kolejową w Mostach – a jego inwazja na Polskę trwała 13 godzin?
Niektóre różnice w datowaniu wybuchu II wojny światowej w innych krajach mają uzasadnienie. Dla Amerykanów wojna zaczęła się w grudniu 1941 r. po ataku Japończyków na Pearl Harbor, dla Chińczyków i Japończyków rozpoczęła się w 1937 r. Nie do przyjęcia jednak jest twierdzenie, powtarzane przez Rosjan, że wojna dla Sowietów rozpoczęła się dopiero w 1941 roku, ponieważ Związek Sowiecki już wcześniej zaatakował Polskę i Finlandię oraz zaanektował państwa bałtyckie i Besarabię.
Nie ma wątpliwości, że polska kampania rozpoczęła się o świcie 1 września 1939 r., ale będąc bardziej precyzyjnym, w kryzys światowy zamieniła się ona dopiero dwa dni później, gdy do wojny przystąpili Francuzi i Imperium Brytyjskie, w tym Kanada i Nowa Zelandia. Zatem wojna światowa wybuchła 3 września 1939 r.
Roger Moorhouse jest brytyjskim historykiem i pisarzem. Właśnie ukazała się jego książka „Polska 1939" (wyd. Znak). Napisał też m.in. „Pakt diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina" oraz „Polowanie na Hitlera"
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95