Roger Moorhouse: Naród niemiecki nie rwał się do wojny w 1939 r.

Propaganda mocno eksponowała wizję wyższości technologicznej sił niemieckich nad polską armią, ale też wyższości rasowej nad narodem polskim. Starano się przedstawić działania na Wschodzie jako „czystą" wojnę. Tymczasem skala zbrodni popełnionych przez żołnierzy III Rzeszy była ogromna - mówi Roger Moorhouse, historyk.

Aktualizacja: 01.09.2019 04:17 Publikacja: 30.08.2019 00:01

obraz polskich ułanów szarżujących na czołgi wynikał z nieprawdziwej relacji włoskiego korespondenta wojennego. Uważam za dziwne, że w 2019 roku ta historia wciąż jest powielana

Foto: Fotorzepa

Plus Minus: Pierwszym przejawem, że coś się psuje w stosunkach między państwami, było zaostrzenie retoryki. W przypadku III Rzeszy to doniesienia o polskim barbarzyństwie, żądanie dotyczące korytarza, „duszenia" Wolnego Miasta Gdańska.

W każdym konflikcie wrogie działania rozpoczynają się od ofensywy propagandowej, której celem jest odczłowieczanie przeciwnika. Mamy bardzo dobre tego przykłady właśnie w 1939 r. Niemcy przygotowali bardzo dokładny plan ataków, w tym podpaleń niemieckich gospodarstw tuż przy granicy z Polską. O te działania publicznie byli obwiniani Polacy. Kulminacją tego planu była tzw. operacja gliwicka 31 sierpnia 1939 r. (Niemcy upozorowali napad na niemiecką radiostację i zrzucili odpowiedzialność na Polaków – red.).

Czy to oznacza, że budowano atmosferę zagrożenia na wewnętrzny użytek? Naród niemiecki nie chciał brać udziału w wojnie?

Takie działania podejmowane były zarówno na wewnętrzny, jak i zewnętrzny użytek. To prawda, że w 1939 r. Niemcy jako naród nie rwali się do wojny, pozostawali bowiem w cieniu wielkich strat i tragedii I wojny światowej i nie chcieli przeżywać ich od nowa. Jednak nie byli też pacyfistami, byli nastawieni antypolsko, traktując Polskę jako dziecko traktatu wersalskiego. Jednocześnie popierali i wspierali dotychczasową politykę Hitlera (zajęcie Austrii i okupacja Czechosłowacji – red.), który do tej pory dokonywał przyłączenia nowych ziem do III Rzeszy środkami pokojowymi. Niemcy oczekiwali, że nadal będzie on postępował w taki sam sposób i bynajmniej nie pragnęli wojny. Stąd bardzo ważne było dla Hitlera podsycanie poczucia zagrożenia. Gdy chce się rozpocząć konflikt zbrojny, trzeba pokazać zwykłym obywatelom, że ze strony wroga istnieje realne zagrożenie.

Te działania się nie udały. Po wybuchu wojny tłumy skandujących Niemców nie wyszły na ulice Berlina.

To prawda. Reżim Hitlera oczekiwał entuzjastycznych wystąpień ze strony społeczeństwa, ale takich nie było. Ciekawe jest to, że w pierwszych dniach września 1939 r. propaganda nazistowska nie używała nawet słowa „wojna", mówiła tylko o odwecie za „polskie zbrodnie". Hitler liczył na to, że odpowiedź polska na agresję będzie bardzo ograniczona, dlatego musiał być bardzo zaskoczony, gdy 3 września zgodnie z gwarancjami udzielonymi Polsce wojnę wypowiedziały mu Francja i Wielka Brytania.

Na początku tego konfliktu obserwowaliśmy element wojny hybrydowej – esesmani ze Śląska przebrani za Polaków atakujący instytucje niemieckie. To też jest uniwersalny element wojny, który możemy obserwować do dzisiaj.

To zachowanie typowe dla państw totalitarnych, działających w przekonaniu, że cel uświęca środki, że siła zawsze ma rację. Operacje przeprowadzone przez Niemców np. w Gliwicach służyły dyskredytowaniu Polski na arenie międzynarodowej. Hitler dążył do podważenia wiarygodności Polski, tak aby straciła ona poparcie swoich zachodnich sojuszników.

Już na początku obserwujemy także symptomy wojny psychologicznej, dezinformację, zatajanie informacji o okrucieństwach swoich żołnierzy i ponoszonych stratach.

Rzeczywiście, Niemcy niewiele wiedzieli na temat ponoszonych strat. Propaganda bardzo mocno eksponowała za to wizję wyższości technologicznej sił niemieckich nad polską armią, ale też wyższości rasowej Niemców nad narodem polskim. Starano się przedstawić działania na wschodzie jako „czystą" wojnę, stopniowo tworząc także wizerunek „czystego" Wehrmachtu. Tymczasem skala zbrodni popełnionych przez niemieckich żołnierzy była ogromna. Nie przekazywano tego zwykłym obywatelom Rzeszy.

Hitler założył, że nikt nie pyta zwycięzcy o to, czy ma rację.

Tak. Problemem powojennej historiografii dotyczącej kampanii wrześniowej jest fakt, że o zbrodniach niemieckich żołnierzy mówili tylko Polacy i Niemcy, których punkt widzenia, ze względu na język, sytuację polityczną i inne czynniki, był bardziej dostępny. Jednocześnie późniejsze zbrodnie popełnione przez Niemców w wielu przypadkach zatarły prawdę pierwszych tygodni wojny, a wojna na zachodzie Europy miała zupełnie inny charakter. Dlatego mit „czystego" Wehrmachtu nadal pojawia się w zachodniej historiografii.

Mity

Gdy wybuchła wojna, natychmiast zaczęły rodzić się mity. Na początku o bohaterach, np. o walce nad Radzyminem pilota Stefana Okrzei, o bohaterskiej śmierć Raginisa pod Wizną, o Westerplatte. Swoje mity tworzyła też propaganda niemiecka.

Poza wspomnianym mitem „czystego" Wehrmachtu, który powoli się utrwalał, zasadnicze znaczenie miał mit wojny błyskawicznej. Nie podważając faktu, że Niemcy mieli przewagę technologiczną i starali się stosować doktrynę blitzkriegu, przypisywanie zwycięstwa nad Polską tylko takiemu sposobowi prowadzenia wojny uważam za nadużycie i powielanie niemieckiej propagandy.

Dlaczego? Przecież działanie oparte na założeniu, że nieprzyjacielowi nie można pozwolić na odpoczynek, w niektórych przypadkach było skuteczne, i taka taktyka działania była realizowana.

Jest kilka przykładów, które można zaliczyć do tzw. szkoły blitzkriegu, ale nie można twierdzić, że to uniwersalny sposób działania niemieckich wojsk w 1939 r. Taką taktykę można było zaobserwować np. w czasie uderzenia przez Bory Tucholskie czy w ofensywie ze Śląska w kierunku Warszawy, a także w działaniach kolumny pancernej dowodzonej przez Guderiana – ojca tej doktryny. Pasują one do wzorca, który mocniej możemy zaobserwować w czasie kampanii francuskiej lub inwazji na Związek Sowiecki. Jednakże przypisywanie niemieckiego zwycięstwa wyłącznie zastosowaniu doktryny blitzkriegu jest zbytnim uproszczeniem. Według mnie towarzyszyły mu inne czynniki, które przyczyniły się do porażki sił polskich. Zastosowanie doktryny blitzkriegu wyjaśnia wiele, ale nie wszystko.

Od początku wojny propaganda niemiecka eksponowała także mit bezsensowej walki Polaków – rysowała sceny, gdy kawalerzyści z szablami atakowali czołgi. Np. pod Krojantami.

Mit kawalerii walczącej czy atakującej czołgi nadal istnieje. Przeciętny brytyjski czytelnik książek popularyzujących historię wojny ciągle w taki sposób postrzega działania polskich żołnierzy we wrześniu 1939 r. Dlatego uznałem za konieczne rozprawić się z tym mitem.

Patrząc obiektywnie – w 1939 roku kawaleria była jeszcze powszechnie stosowanym rodzajem wojsk we wszystkich europejskich armiach. Nieprawdziwy jest obraz przedstawiany przez propagandę III Rzeszy, jakoby wszyscy niemieccy żołnierze poruszali się w 1939 r. czołgami lub pojazdami mechanicznymi, a Polacy wykorzystywali do tego tylko prymitywne środki transportu i konie. W rzeczywistości Niemcy mieli wtedy więcej kawalerii niż Polacy. Polska kawaleria wbrew temu przekazowi była bardzo skuteczna, w kilku starciach osiągnęła bardzo duże sukcesy – chociaż oczywiście nie miała wielkich szans w starciu z bronią pancerną. Rozpowszechniany przez propagandę obraz ułanów szarżujących na czołgi wynikał z nieprawdziwej relacji włoskiego korespondenta wojennego, który błędnie opisał jedno starcie w bitwie nad Bzurą. Uważam za dziwne, że w 2019 r. ta historia wciąż jest powielana.

W rzeczywistości niemieccy żołnierze czuli strach przed polskimi kawalerzystami i podziwiali ich.

Kawaleria była śmietanką polskiego wojska i nie atakowała czołgów szablami. Polacy nie byli romantycznymi głupcami, którzy szli na śmierć z lancami. Przypomnę, że gdy walczyli pod Mokrą (1 września, na północny-zachód od Częstochowy – red.), mieli do dyspozycji artylerię czy nowoczesne karabiny przeciwpancerne Urugwaj, dzięki czemu byli bardzo skuteczni i zatrzymali marsz 4. Dywizji Pancernej.

Wspomniał pan o karabinach przeciwpancernych Ur, wykorzystywanych przez polskich żołnierzy pod Mokrą, dzięki którym uszkodzonych zostało wiele czołgów w tej bitwie. Wojna to przecież także doskonały poligon doświadczalny dla nowych broni. Niemcy we wrześniu zbombardowali Frampol, który nie miał żadnego znaczenia strategicznego, a był chyba tylko okrutnym eksperymentem, który miał pokazać skuteczność pewnej taktyki działania.

Ten przykład doskonale obrazuje niemiecką mentalność w tamtym okresie. Działania żołnierzy były motywowane przede wszystkim rasizmem w stosunku do Polaków. W czasie bombardowania Frampola 13 września 1939 r. wykorzystano infrastrukturę miasta, która przypominała jakby tarczę strzelniczą, do przeprowadzenia ćwiczenia celności lotników Luftwaffe. Nie znajduję innego wyjaśnienia ataku na to miasto.

Niemcy sprawdzali też na swoich żołnierzach środki psychoaktywne, np. pervitin. Jakie znaczenie dla brutalności ich działań miało to, że znajdowali się pod ich wpływem?

Dla wyjaśnienia, podawano im ten środek nie po to, aby zamienić ich w jakieś potwory, ale po to, by zwiększyć ich skuteczność bojową. Pod wpływem pervitinu żołnierze mogli walczyć intensywnie przez trzy dni, nie czując zmęczenia ani strachu. Z punktu widzenia wojskowego miało to duże znaczenie. Jednak efektem ubocznym stosowania pervitinu było stępienie zahamowań. Ten pozornie drobny, ale istotny element dodawał tej wojnie okrucieństwa. Gdy jednak porównamy kampanię polską z późniejszą francuską, w której też podawano im pervitin, a mimo to odnotowano o wiele mniej zbrodni wojennych, to widać wyraźnie, że brutalne działania niemieckich żołnierzy w Polsce były powodowane głównie rasizmem.

W Polsce obserwowaliśmy wojnę totalną, Niemcy toczyli ją z całym narodem.

Tak, doskonale to widać, gdy porównujemy ją z kampania francuską, gdzie nie było elementu wojny rasowej. W czasie inwazji na Francję Niemcy dokonali ok. 20 masowych egzekucji ludności cywilnej i jeńców wojennych. W czasie polskiej kampanii dochodziło średnio do 15 takich zdarzeń dziennie. To ogromna różnica.

W swojej książce podaje pan, że w sumie w 615 masowych mordach Niemcy zabili 12 tys. osób, głównie cywilów. Czy już wtedy ostrze tego okrucieństwa skierowane było przeciwko ludności żydowskiej?

Chociaż celem upokorzenia i ofiarami Niemców w 1939 r. byli także Żydzi, jednak na tym etapie Niemcy brali za cel głównie Polaków.

Rosja

Czy 23 sierpnia 1939 r. Ribbentrop i Mołotow zawarli sojusz? Czy tylko pakt o nieagresji?

Zdecydowanie nie był to pakt o nieagresji, chociaż taka była niegdyś sowiecka, a dzisiaj jest rosyjska narracja. Wyróżniał go tajny protokół, dzielący Europę Środkową i Wschodnią na strefy wpływów niemiecką i sowiecką. W latach 30. podpisywano wiele paktów o nieagresji, lecz żaden nie zawierał takiego załącznika. Nie był to także pakt przymierza, chociaż obydwie strony intensywnie współpracowały – między innymi w sferze ekonomicznej, ale miały też tymczasowo zbieżne cele strategiczne.

Czy można go porównywać do paktu o nieagresji podpisanego w połowie lat 30. pomiędzy Rzecząpospolitą a III Rzeszą? Takiego argumentu używa dzisiaj rosyjska propaganda.

To przykład wysiłków czynionych przez lata przez Związek Sowiecki, a potem Rosję, aby przedstawić go w mniej „toksycznym" świetle. Jednak nie można porównać tych dwóch paktów. Sowiecka i rosyjska narracja porównuje też pakt Ribbentrop-Mołotow do umowy zawartej w Monachium w 1938 r., mówiąc: „wy też umówiliście się z Hitlerem, czego efektem było zajęcie Czechosłowacji". „Monachium" w historii Francji oraz Wielkiej Brytanii jest haniebnym epizodem, ale nie można porównać zachodnich prób powstrzymania wojny w Europie – co miało wtedy miejsce – z paktem, którego celem było właśnie rozpętanie wojny.

Celem działania Związku Sowieckiego stało się bezpieczeństwo własne, ale taktyka „szczuć jedną stronę na drugą" – wydaje się, że  wtedy kluczowa zasada polityki rosyjskiej – się nie powiodła.

Krótkoterminowo, do roku 1940, z perspektywy Stalina podpisanie paktu w Moskwie bardzo dobrze zadziałało. Dostał on wszystko, czego chciał, odzyskał terytoria, które Rosja utraciła pod koniec I wojny światowej, zyskał bardzo korzystne stosunki gospodarcze z Niemcami, dodatkowo Niemcy znalazły się w stanie wojny z Brytyjczykami i Francuzami, a Związek Sowiecki zachował „neutralny" status. Jego najważniejsi wrogowie ideologiczni – kapitaliści i faszyści – byli związani wojną. Stalin liczył na to, że otworzy to drogę do zwiększenia wpływów komunistycznych w Europie.

Wojska sowieckie rozpoczęły przygotowania do agresji na Polskę pod pozorem wielkich ćwiczeń – jakże to jest podobne do tego, co stało się chociażby na wschodzie Ukrainy pięć lat temu. Czy jeszcze niedawno Rosja działała według pewnego schematu przećwiczonego wiele lat temu w Polsce?

Gdy w 2014 r. przeglądałem przed brytyjskim wydaniem swoją poprzednią książkę „Pakt diabłów" i jednocześnie śledziłem wiadomości z Ukrainy, odnosiłem wrażenie, że Rosjanie wyciągnęli z sejfu i odkurzyli plany wiele lat temu przygotowane przez Stalina i realizowane przez niego w czasie agresji na Polskę i kraje bałtyckie. W 2014 r. metody rosyjskie stosowane na Ukrainie bardzo je przypominały.

80 lat temu Sowieci głosili, że rząd Polski znajduje się w stanie rozkładu, i użyli tego jako argumentu uzasadniającego agresję. Taki sam argument został wykorzystany zaledwie pięć lat temu do okupacji Krymu. Czy studiując wojnę 1939 r., możemy wyciągać uniwersalne wnioski dotyczące zachowania Rosji?

Zawsze ostrożnie odnoszę się do uproszczonego przekonania, że historia się powtarza. Tak nie jest. Za każdym razem są inne uwarunkowania podejmowanych decyzji, chociaż pojawiają się pewne podobieństwa, które warto wskazywać. Trzeba przypomnieć, że są pewne czynniki napędzające rosyjską politykę, które były obecne 80 lat temu i są obecne dzisiaj. To przekonanie, że Rosja ma prawa do terytoriów krajów sąsiednich, w tym ziem utraconych na zachodzie po I wojnie światowej. To moim zdaniem powoduje, że stara się utrzymać Ukrainę w pewnym zawieszeniu. Argument rosyjskiej „bliskiej zagranicy" używany przez Rosję w 2019 r. przypomina argument o „strefach wpływów" z roku 1939.

Armia Czerwona już po 17 września 1939 r. prowadziła wobec zwykłych Polaków działania dezinformacyjne. Opisuje pan, że na czele jednego z sowieckich oddziałów, które weszły do Rzeczypospolitej, szła orkiestra i grała legionową pieśń „My, Pierwsza Brygada". Już wtedy pojawiły się też oddziały „w dziwnych mundurach", pytające, czy ludzie „chcą iść przeciwko Ruskim". Dziś nazwalibyśmy ich „zielonymi ludzikami", których działania obserwowaliśmy na Krymie.

Takie działania umownie możemy zaliczyć do „księgi instrukcji Stalina", z której dzisiaj korzysta Rosja. Wojna hybrydowa, dezinformacja, tzw. zielone ludziki – takie działania obserwowaliśmy już w 1939 r.

Zatem czy historia stosunków z Rosją może nas czegoś nauczyć?

Widzimy echa wydarzeń sprzed 80 lat. Ich dostrzeżenie może nam pomóc zrozumieć otaczającą rzeczywistość. Bo przecież jednym z celów rosyjskiej dezinformacji jest to, aby wprowadzać chaos i nadmiar informacji, tak by zaciemnić obraz. W tym sensie możemy się czegoś nauczyć.

Jak na działania zbrojne Związku Sowieckiego wobec Polski zareagowały rządy Francji i Wielkiej Brytanii?

Tak jak wielu Polaków – Francuzi i Brytyjczycy byli zdezorientowani. Celowe mącenie przez Rosjan, czyli wysyłanie sprzecznych sygnałów – np. że Armia Czerwona idzie na pomoc Polsce lub aby wyzwolić Ukraińców i Białorusinów – powodowało początkowo chaos. Sowieci celowo prowadzili dezinformację.

Czy właśnie z tego powodu Brytyjczycy i Francuzi nie potraktowali działań Sowietów jako aktu agresji wobec państwa sprzymierzonego?

Decydujący był fakt, że umowa o wzajemnej pomocy z 25 sierpnia 1939 r. podpisana przez Polskę i Wielką Brytanię nie zobowiązywała stron do podejmowania działań wobec Związku Sowieckiego. Tajny załącznik do tej umowy zakładał pomoc wyłącznie w przypadku ataku ze strony Niemiec.

Czy to oznacza, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie przewidziało takiego wariantu i nieprawidłowo zdiagnozowało sytuację na Wschodzie? Polski wywiad w latach 30. doskonale orientował się w sytuacji w Związku Sowieckim, ale przed wybuchem wojny referat „Wschód" został zdziesiątkowany, a oficerowie skierowani do pracy na kierunku niemieckim.

W 1939 r. Rosja Sowiecka i Niemcy znalazły wspólny cel, śmiertelnie niebezpieczny dla Polski. Myślę, że znaleźliby się wówczas tacy, którzy mogliby dostrzec w pakcie Ribbentrop- Mołotow wstęp do agresji na Polskę, ale przypomnę, że nawet ambasador Rzeczypospolitej w Moskwie Wacław Grzybowski niewłaściwe go zinterpretował. Był zaskoczony agresją 17 września. Można założyć, że polskie środowiska wojskowe nie doceniły zagrożenia ze strony Związku Sowieckiego.

Moment wybuchu

Wojna była nam pisana? Czy przygotowania do niej rozpoczęły się już po podpisaniu układu w Rapallo w 1922 r. pomiędzy Niemcami i ZSRR? To wtedy gen. Hans von Seeckt stwierdził, że istnienie Polski jest „niedopuszczalne i sprzeczne z żywotnymi interesami Niemiec".

Gdy dzisiaj patrzymy w przeszłość, można założyć, że przygotowania do wojny rozpoczęły się w latach 20. I gdyby już wtedy polskie władze były wystarczająco przewidujące i skłonne zainwestować więcej środków w broń pancerną, można byłoby przypuszczać, że losy wojny mogły być inne. Ale moim zdaniem rzeczywistość układała się bardziej niekorzystnie dla Polski, była bardziej brutalna.

Polska armia, chociaż dysponowała stosunkowo nowoczesnym lotnictwem i miała pewne, choć ograniczone, siły pancerne, nie miała wówczas takich możliwości ekonomicznych, aby prowadzić politykę zbrojeniową na odpowiednim poziomie, np. inwestować we własne lub kupować zagraniczne technologie. Kwoty, które Niemcy oraz Sowieci wydawali na zbrojenia do roku 1939, były nieporównywalnie większe niż to, na co mogła sobie pozwolić Polska. No i wojsko polskie musiało stawić czoła najbardziej zaawansowanej technicznie armii na świecie.

Kiedy wybuchła wojna? Gdy samoloty zbombardowały most w Tczewie? A może, gdy 25 sierpnia 1939 r. wieczorem porucznik Abwehry Hans-Albrecht Herzner poprowadził swoich ludzi przez granicę, aby opanować stację kolejową w Mostach – a jego inwazja na Polskę trwała 13 godzin?

Niektóre różnice w datowaniu wybuchu II wojny światowej w innych krajach mają uzasadnienie. Dla Amerykanów wojna zaczęła się w grudniu 1941 r. po ataku Japończyków na Pearl Harbor, dla Chińczyków i Japończyków rozpoczęła się w 1937 r. Nie do przyjęcia jednak jest twierdzenie, powtarzane przez Rosjan, że wojna dla Sowietów rozpoczęła się dopiero w 1941 roku, ponieważ Związek Sowiecki już wcześniej zaatakował Polskę i Finlandię oraz zaanektował państwa bałtyckie i Besarabię.

Nie ma wątpliwości, że polska kampania rozpoczęła się o świcie 1 września 1939 r., ale będąc bardziej precyzyjnym, w kryzys światowy zamieniła się ona dopiero dwa dni później, gdy do wojny przystąpili Francuzi i Imperium Brytyjskie, w tym Kanada i Nowa Zelandia. Zatem wojna światowa wybuchła 3 września 1939 r.

Roger Moorhouse jest brytyjskim historykiem i pisarzem. Właśnie ukazała się jego książka „Polska 1939" (wyd. Znak). Napisał też m.in. „Pakt diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina" oraz „Polowanie na Hitlera"

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Pierwszym przejawem, że coś się psuje w stosunkach między państwami, było zaostrzenie retoryki. W przypadku III Rzeszy to doniesienia o polskim barbarzyństwie, żądanie dotyczące korytarza, „duszenia" Wolnego Miasta Gdańska.

W każdym konflikcie wrogie działania rozpoczynają się od ofensywy propagandowej, której celem jest odczłowieczanie przeciwnika. Mamy bardzo dobre tego przykłady właśnie w 1939 r. Niemcy przygotowali bardzo dokładny plan ataków, w tym podpaleń niemieckich gospodarstw tuż przy granicy z Polską. O te działania publicznie byli obwiniani Polacy. Kulminacją tego planu była tzw. operacja gliwicka 31 sierpnia 1939 r. (Niemcy upozorowali napad na niemiecką radiostację i zrzucili odpowiedzialność na Polaków – red.).

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał