Przekłada się, i to bardzo. Niemieckie społeczeństwo stało się, mówiąc wprost, społeczeństwem uświadomionego kryzysu. Czasami przyjmuje to formę pewnej histerii. Wyraźnie to widać ?w debacie publicznej – w tym, jakie tematy dominują w mediach. Do kryzysu strefy euro doszły elementy kryzysu migracyjnego, który jeszcze skomplikował wewnętrzne problemy Niemiec. Mówi się więc i o kryzysie, który otacza Niemcy, ?i o kryzysie wewnątrz niemieckiego społeczeństwa. Panuje poczucie, że świat Niemcom ucieka, że przestali go rozumieć, szczególnie że zmierza w stronę, której oni nie akceptują. Objawami tego zagrożenia są przede wszystkim prezydentura Trumpa, brexit czy zmiany, jakie zachodzą w Europie Środkowej, no i oczywiście wewnętrzna polaryzacja i radykalizacja społeczna. To wszystko sprawia, ?że w percepcji Niemców świat staje się nieprzyjazny, zaczynają się go coraz mocniej obawiać. Bardzo nerwowe nastroje biorą się też stąd, że wraz z tymi zmianami rośnie poczucie, że scena polityczna znalazła się na drodze ?do pewnego zmierzchu, że nie będzie konsolidacji, która dawałaby obywatelom gwarancję, że państwo zareaguje na wszystkie te niebezpieczeństwa we właściwy sposób. Hasłem, które dominuje w debacie jest „Deutschland ausser Betrieb", czyli że państwo przestało funkcjonować.
Niemcy tradycyjnie dążyli do prowadzenia sprawczej polityki zewnętrznej, czyli polityki zagranicznej, ale też gospodarczej za granicą. Ważne dla nich było, żeby budować nie tylko swój świat, ale też ten dookoła.
Chcieli kreować pewne reguły postępowania, które w ich wyobrażeniu miały być dobre dla wszystkich pozostałych uczestników integracji europejskiej. I z tego czerpali swe przekonanie o konieczności przewodzenia temu projektowi. Mieli ?w tym oczywiście wiele własnego interesu, nie popadajmy w naiwność, ?ale rzeczywiście ten interes mieszał się tutaj z pewnymi głębszymi przekonaniami, szczególnie z tym, ?o czym mówiliśmy wcześniej ?– że niemiecki model rozwoju jest najbardziej dopracowany i najwłaściwszy dla wszystkich. Ale gdy w innych państwach Unii Europejskiej niekoniecznie chciano sprawdzone przez nich rozwiązania przyjmować, prowadziło to do pewnego rodzaju dysonansu, a nawet zniecierpliwienia ?czy irytacji po niemieckiej stronie. Dziś coraz trudniej Niemcom utrzymać to przekonanie, że mają właściwe remedium na problemy Europy. Szczególnie gdy odkrywają, że kiedy oni mierzą się coraz większymi problemami, to inni – jak Polska – w ostatnim czasie radzą sobie zaskakująco dobrze ?– zarówno gospodarczo, jak i społecznie. To dla nich, przywykłych do przeglądania się w zwierciadle Europy Środkowej, stanowi dość niepokojące odkrycie.
To, że dobrze sobie radzimy?
W wielu kwestiach nawet zdecydowanie lepiej niż oni. Takie pytania już się w Niemczech pojawiają: jak to jest, przecież to oni mieli się od nas uczyć... Jednocześnie im bardziej słabnie dzisiaj w Europie siła Niemiec, tym większa staje się aktywność Emmanuela Macrona w sprawach europejskich, także w kluczowej dla Niemiec kwestii strefy euro. To wywołuje, o ile jeszcze nie poczucie schyłku, to na pewno wrażenie zamieszania i niepewności. Pojawia się także kluczowe pytanie, jak niemiecka polityka miałaby wyglądać po odejściu Angeli Merkel. A dezorientację wzmaga fakt, że Niemcy tracą pewne stałe punkty odniesienia, pewniki, które dotąd wyznaczały dla nich kierunki w polityce międzynarodowej.