Dla nieznajomych Olga nadal to „prawdziwa dama, wierna i współczująca przyjaciółka".
Iza jest alkoholiczką i narkomanką. Trudno ustalić od kiedy.
W Paryżu aż gęsto od palarni opium. Kokainę lekarze przepisują jako lekarstwo na zmęczenie i katar. Jako antidotum na uzależnienie od morfiny. Ale kto chciałby z morfiny rezygnować, skoro można wybrać zastrzyk o ulubionym zapachu? Róża? Fiołek? Lilia, goździk czy werbena – proszę bardzo. W eleganckich lokalach morfinę wstrzykują lekarze. Tylko w pośladki, łatwiej ukryć ślady po igle.
Iza zastrzyki robi sobie zapewne sama.
„[...] na mnie robi wrażenie limfatycznej osoby i bardzo nerwowej – pisze Olga w liście do przyjaciółki już w grudniu 1903 roku – złośliwą jest jak chce, ale zupełnie bez uniesień, nic jej nie zajmuje trochę goręcej, może choroba jej temu winna. To jest bardzo smutne. Nie szuka nigdy dobrej strony w ludziach, a widzi tylko ich ujemności. Boję się ją irytować, więc najczęściej nic nie mówię, ale też niczym się z nią podzielić nie mogę, bo mnie uważa za głupią i egzaltowaną, a naprawdę wiele egzaltacji we mnie nie ma, ale nie mogłabym żyć bez jakiegoś uczucia lepszego, rwącego się do ludzi. Ja nie chcę ich widzieć złymi, dosyć kiedy się przekonam, że są takimi. Izia zaś z góry twierdzi, że są nic niewarci itd. Puste to dla mnie bardzo i ogromnie smutne, bo przez to stoję od Izi daleko i staram się jak najmniej o ludziach z nią mówić".
U Izy zdiagnozowano „nerwicę histeryczną". Najczęstsze wtedy rozpoznanie. Pierwsze symptomy zaburzenia psychicznego pojawiły się u niej już w 1888 roku. Wspomina o tym stryj w jednym z listów. Bez szczegółów.
Dobrze, że Olga gromadziła dokumenty. Dobrze, że przetrwały.
Rok 1904. Dowód opłaty za pobyt Izy w lecznicy chorób psychicznych i nerwowych doktora Pictusa w Paryżu. Czyli nie najsłynniejszy szpital Salpetriere? Dawna fabryka prochu przekształcona w więzienie dla chorych psychicznie, prostytutek i przestępców. A potem szpital. Do Salpetriere trafiła „królowa histeryczek" Marie Blanche Wittman. Jej ataki były tak widowiskowe, że utrwalono je na obrazie. Wygięta w charakterystyczną dla histerii pozę, zwaną łukiem histerycznym, stoi na środku sali. Seansowi przyglądają się studenci i lekarze.
Izę leczą elektrowstrząsami. Oraz „gorącymi tuszami". Podobne leczenie, zdaniem Olgi, doktor Józef Babiński zaleca wszystkim neurases.
Terapia Izi „doskonale robi". Ale nie chce jej powtarzać. Jeden z lekarzy zaleca korzystanie z wód leczniczych. Na przykład w Polsce, w zakładzie dla obłąkanych i nerwowo chorych w Kowanówku. Tam bije źródło Świętego Jakuba.
Znów dokumenty. Jest pewne: rok po śmierci Adama Boznańskiego choroba na kilka miesięcy ponownie wyklucza Izę z życia. Tym razem obywa się bez szpitala. Pod koniec lata jej stan się poprawia.
Olga do Julii Gradomskiej: „Izia zdrowa, ale mizerna. Pracuje wiele, rzadko przychodzi. Gniewała się na mnie, poszłam do niej z katalogiem swoim i wycałowałam ją. Dziwna jest, myśli, że chcę jej na złość robić, wprost dziecinna, bo jeżeli mi w życiu o szczęście ludzkie chodzi, to ona i Ty, Julianku, stoicie na pierwszym planie. Ja nigdy ludziom «na złość» niczego nie robię, to byłoby wprost niemożliwym przy moich zapatrywaniach się na świat. Gdybym mogła, pragnęłabym wszystkie przeszkody usunąć do szczęścia, tak jak we wszystkim nie cierpię ich dla siebie samej".
12 października 1907 roku Olga przenosi się do pracowni na Boulevard Montparnasse 49. Zostanie tu przez następne trzydzieści trzy lata.
Spójrzmy na mapę Paryża z początku dwudziestego wieku. Stolica rozkłada się na niej szeroko. Montparnasse jest jeszcze sielskim przedmieściem. Leży na lewym brzegu Sekwany, niedaleko Dzielnicy Łacińskiej. Są tu pola uprawne, ogrody i winnice. Stajnie. Nadal hoduje się zwierzęta. Klienci chętnie kupują kozie mleko.
Mount Parnasse — tak w siedemnastym wieku nazwano wzgórze usypane ponoć z gruzu przywiezionego z sąsiednich dzielnic. Parnasse, Parnas — w mitologii greckiej to pasmo górskie, siedziba boga Apollina, patrona sztuki, i jego orszaku złożonego z dziewięciu muz.
Przełomowy dla dzielnicy był moment, w którym wytyczono Boulevard Raspail. Mniejsze znaczenie ma to — jak podają Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Marta Orzeszyna, autorki książki „Paryż. Miasto sztuki i miłości w czasach belle époque" — że wiosną 1905 rokut roku Paul Fort i André Salmon inaugurują powstanie pisma literackiego „Vers et Prose". Wysyłają podobno dwadzieścia trzy tysiące zaproszeń do artystów z całego świata. Namawiają, by osiedlali się na Montparnassie. Mieszka tu więc indyjski fakir, czarownik z Batawii. Przyjeżdża Indianin i kilkunastu Chińczyków.
Na styku dwóch stuleci, a raczej dwóch różnych światów
Kościoły sąsiadują z domami uciech i teatrami rewiowymi. Tu stoi Grande Chaumiere, tancbuda, w której narodził się kankan, czyli chahut, uznany przez policję za niemoralny.
W ciemnych zaułkach w pobliżu kościoła Saint Severin powstały pod koniec dziewiętnastego wieku knajpy specjalizujące się w „życiu apaszów". „Tutaj – powtarzam za Adamczyk i Orzeszyną – ludzie z towarzystwa mogli otrzeć się o starannie wyreżyserowane porachunki, zobaczyć bijatykę, usłyszeć gwizdki fałszywych policjantów i z ulgą zakończyć noc hulanki w poczuciu, że brali udział w mrożących krew w żyłach wydarzeniach".
Tu działają salony artystyczne. Najbardziej znane (choć dopiero w latach dwudziestych) – te stworzone przez Natalie Clifford Barney czy Gertrudę Stein.
Na Montparnassie mieszkają teraz – przypomnijmy, jest rok 1906 – albo zamieszkają później: Arthur Rimbaud, Romain Rolland, Apollinaire, Henri Rousseau, Pablo Picasso, Amadeo Modigliani. Również Diego Rivera, późniejszy mąż Fridy Kahlo, przyjaźni się z mieszkającym na Montparnassie Trockim. Na chwilę znajduje tu schronienie Lenin. Marc Chagall mieszka i pracuje w La Ruche. Pierwotnie był to pawilon win z Bordeaux z 1900 roku. Gustave Eiffel zaprojektował go z okazji wystawy powszechnej. Sto czterdzieści pracowni, każda w kształcie trójkąta o powierzchni mniej więcej trzydziestu metrów kwadratowych. Bez bieżącej wody, gazu, elektryczności.
Artyści całymi dniami tłoczą się w kawiarniach. Zimą – żeby się ogrzać, albo naciągnąć kogoś na anyżówkę. I nikt ich nie przegania. Obowiązują tylko dwie zasady: panie powinny mieć na głowie kapelusz, panowie zaś, jeśli chcą wdychać eter, butelkę z nim muszą mieć schowaną do papierowej torebki.
Na rogu rue de la Grande Chaumiere w każdy poniedziałek odbywa się targ modeli. Za pozowanie przez trzy godziny żądają pięć franków. Zbyt wiele dla większości artystów.
Pełno tu prywatnych uczelni malarskich: Académie Colarossi (wykładają w niej Auguste Rodin i James Whistler), Académie Ranson (tutaj uczą Pierre Bonnard i Édouard Vuillard), wreszcie Académie de la Grande Chaumiere (ze słynnym Antoine'em Bourdelle'em), Académie Moderne czy Académie de la Palette. Albo Académie Vitti w kamienicy, w której mieszka Olga. Boznańska za dwa lata (1908) zacznie uczyć tam malarstwa. Będzie miała siedem uczennic. Dwie Polki i Litwinkę z Wilna. Reszta to Angielki i Amerykanki. „Za każdą korektę mam 50 frs cztery na miesiąc".
Kamienica, w której mieszka Olga, przy Boulevard Montparnasse 49, stoi w głębi ciemnego dziedzińca. To dom, który „sprawia wrażenie, jakby istniał na styku dwóch stuleci, a raczej dwóch całkiem różnych światów" (świadek Jerzy Waldorff). Niedaleko warsztat samochodowy. Pracownie artystów. Hałas.
Angelika Kuźniak – biografistka, reporterka, trzykrotnie uhonorowana nagrodą Grand Press, kilkakrotnie nominowana do Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej. Autorka „Marlene" (2009), „Papusza" (2013), „Stryjeńska. Diabli nadali" (2015), współautorka z Eweliną Karpacz-Oboładze „Czarnego Anioła. O Ewie Demarczyk" (2014)
Fragment powieści Angeliki Kuźniak, „Boznańska. Non finito", która ukazała się w październiku nakładem Wydawnictwa Literackiego, Kraków 2019.
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji