Proza Vanna nie pozostawia żadnych złudzeń, jest precyzyjna jak chirurgiczny skalpel. Jest gęsta od emocji, portrety psychologiczne bohaterów powalają drobiazgowością, relacje dysfunkcyjnej rodziny intensyfikują się z każdą kartką, całość nieuchronnie zmierza do tragicznego finału. Vann potrafi targać emocjami czytelnika, wyrywać z marazmu.
„Brud" to portret rozpadającej się na naszych oczach rodziny, której fundamentem trwania jest pozór. Rzecz dzieje się w sennej Dolinie Kalifornijskiej. I słońce, podobnie jak w „Obcym" Camusa, nie jest przyjemne, ale ciąży i doskwiera, oświetla najgorsze instynkty, rodzi w bohaterach atawizmy, jest nieznośne, prowokuje do szukania po sobie miejsc skrytych, gdzie być może drzemie zło. Zło obecne, ale nie do końca ukształtowane, już się staje, ale jeszcze nie nadeszło – do czasu.
Galen, 22-letni chłopak, mieszka z mamą, a codzienność dzieli na wizyty ciotki i kuzynki oraz na odwiedzanie babki, która zastyga w domu opieki. Chłopak żyje we własnym świecie, prowokacyjnie manifestuje swoją niechęć do otoczenia, zatraca się w buddyjskich praktykach, które opacznie interpretuje i za cenę chwilowego „oświecenia", jest w stanie poświęcić wiele dla swoich „medytacji". Nieznośny i impertynencki, choć próbujący znaleźć dla swojego życia właściwe tory, przypomina nieco Holdena Caulfielda z „Buszującego w zbożu" Salingera. Potwornie sfrustrowany, w niczym nie widzi stałości. Patologicznie pożąda swojej kuzynki Jennifer, szuka drogi, na której będzie mógł zapomnieć o swoim istnieniu. Matce, która żyje w przeszłości, w wyimaginowanym świecie dzieciństwa, bojąc się szczerości i spotkania z prawdą, mówi: „Nigdy nie powiedziałaś nic prawdziwego o czymś ważnym".
Vann opisuje rodzinę, dla której sensowne pielęgnowanie więzi jest trudne i problemowe. Ich rzeczywistość budowana jest na żalach i kłamstwie. Pisarz znakomicie oddaje napięcie między zantagonizowanymi członkami rodziny, którzy za nic nie są w stanie uzgodnić swoich racji i w pewnym momencie już nie da się uciec od skrywanych niechęci, atmosfera zmierza ku katastrofie. Własne ambicje realizowane są tu za cenę krzywdzenia krewnych, składają się na przygnębiający obraz rodziny, w której każdy nosi swoją zadrę i nie może liczyć na empatię.