W tej sprawie wszystko może się ze sobą wiązać, jednak nie sposób tego udowodnić. Na pewno wiadomo tyle, ile można wyczytać w notatce sporządzonej przez policję na miejscu zdarzenia. 23 marca 2000 r. o godzinie 4.50 pod bramą na ulicy Brackiej w Warszawie na radiowóz czekała córka Ireneusza Sekuły. Razem z policjantami udała się na trzecie piętro. Tam mieściła się firma, polska filia spółki założonej w Chicago. Na podłodze klatki schodowej, ścianach i przy windzie widoczne były ślady krwi. W ostatnim pokoju leżał Ireneusz Sekuła. Policjanci odnotowali, że rany, które miał w okolicy klatki piersiowej i w pobliżu serca, wyglądały na postrzałowe. W pokoju na stoliku został rewolwer i kilka pożegnalnych listów. Leżącego reanimowali sanitariusze. Lekarz określił stan jako bardzo ciężki. Pogotowie szybko zawiozło Sekułę do szpitala MON na Szaserów.
Pod koniec ubiegłego roku wznowione po kilku latach śledztwo w tej sprawie, dotyczącej "doprowadzenia do targnięcia się na własne życie Ireneusza Sekuły przez nieustalone osoby w nieustalony sposób", zakończyło się umorzeniem. Jak poprzednio, także i tym razem brak było "danych dostatecznie uzasadniających popełnienie czynu".
Kariera Ireneusza Sekuły dla wielu stanowiła modelowy przykład nomenklaturowego awansu. Psycholog po Uniwersytecie Warszawskim, do PZPR wstąpił w 1966 r. Pracował w Ministerstwie Przemysłu, piął się po szczeblach partyjnej kariery. W rządzie Zbigniewa Messnera objął tekę ministra pracy. U schyłku komuny w 1988 r. został wicepremierem w gabinecie Mieczysława Rakowskiego. Dopiero po śmierci Sekuły historyk Piotr Gontarczyk ujawnił teczkę z zasobów IPN. Wynikało z niej, że Sekuła jeszcze na studiach został pozyskany przez Agenturalny Wywiad Operacyjny – komórkę szkolącą ludzi, którzy mieli być przerzuceni na terytorium wroga tuż przed atakiem armii Układu Warszawskiego.
Po 1989 r. polityczna kariera Sekuły nieco przystopowała. Chociaż był posłem – nieprzerwanie do 1997 r. – a w czasach pierwszego powrotu lewicy do władzy od 1993 r. do 1995 r. kierował Głównym Urzędem Ceł. Wykorzystał jednak nowe możliwości w inny sposób – realizował się w biznesie. Wypracował sobie wtedy wizerunek prawdziwego kapitalisty: przechadzał się z dużym, masywnym, jednym z pierwszych w Polsce telefonów komórkowych, słynął z zamiłowania do cygar. Już wówczas jednak wrocławska prokuratura przyglądała się nieufnie jego talentom biznesowym. Prowadziła kilka śledztw, w tym m.in. w sprawie spółki Polnippon (miał w niej przywłaszczyć pieniądze) oraz zakupu przez GUC, któremu szefował, budynku po fabryce im. Róży Luksemburg od Dariusza Przywieczerskiego, prezesa Universalu. Po transakcji specjaliści odkryli, że budynek jest przesycony rtęcią. Jednak Sekułę chronił immunitet.
Ireneuszowi Sekule, poza prokuraturą, dokuczały choroby. W 1994 r. przeszedł wylew. Choć koledzy systematycznie wozili go na wizyty do Anina – był pod stałą opieką neurologa i neurochirurga – jego stan się pogarszał. Miał problemy z mową. Chód stał się dziwnie niemęski – drobił kroczki. Proste czynności manualne sprawiały mu kłopot. Zawodziła koordynacja ruchów – dlatego pisał prawie wyłącznie na komputerze. Gdy choroba się nasilała, popadał w silną depresję. "Ostatnio mąż chodził bardzo zestresowany, a powodem między innym była nagonka prasowa i powrót do poprzednich lat" – opowiadała potem żona.