Moja osoba z kolei pamięta dobrze zimę sprzed dziesięciu lat, kiedy wybuchła epidemia świńskiej grypy. Pamiętam to, bo wtedy posłowie PiS pokpiwali, że jaki reżim, taka grypa, przypominając, że za ich czasów była to grypa ptasia. W wyniku choroby zmarły wtedy w Polsce 182 osoby. Tak: sto osiemdziesiąt dwie. Gdy piszę te słowa, liczba chorych – nie zmarłych – w kraju nie przekroczyła 30 osób. Domyślają się państwo, co chcę napisać – wówczas nikt nie zamykał szkół i uniwersytetów, kin i muzeów, nie odwoływał koncertów i imprez, prezydent nie wygłaszał orędzia. Ba, minister zdrowia Ewa Kopacz postanowiła nie kupować szczepionki, uznając, że to już musztarda po obiedzie.
Co się zmieniło? Bo zmieniło się, to rzecz pewna. Gdyby dziś prof. Szumowski ogłosił, że szczepionka (której jeszcze nie ma) na koronawirusa jest do bani i szkoda forsy, toby został zjedzony. Pierwszy z wrzaskiem, że PiS morduje ludzi, rzuciłby się zapewne najgorszy minister zdrowia w III RP Bartosz Arłukowicz, ale zaraz potem wsparliby go inni. Jednak wyjaśnienie polityczne – PiS-owi patrzą na ręce, Platforma mogła wszystko – choć najłatwiejsze, jest całkowicie nietrafione. W końcu ta jazda opanowała cały świat.
W Stanach, gdy się tylko wirus pojawił, przywitano go konferencją prasową wszystkich tamtejszych świętych. W kraju, w którym żyje zdrowo ponad 300 milionów ludzi, zanotowano wówczas kilkadziesiąt przypadków, a amok jakby Teksas wyludniło. Francja i Brazylia, Dania i Malezja, wszędzie to samo. Czemu? Nie rozumiem, dlaczego dowiaduję się, że w Ekwadorze zanotowano jeden przypadek. Czy ja kiedykolwiek słyszałem o sytuacji zdrowotnej w Ekwadorze? Czy w ogóle w polskich mediach kiedykolwiek mówiono o Ekwadorze? A o tym, że koronawirusa mają, powiedzieli. Bądźmy szczerzy, pół Ekwadoru mogłaby wytłuc jakaś tropikalna zaraza i dopóki nie zapadliby na nią turyści albo – o, to jeszcze większa sprawa – żółwie na Galapagos, pies z kulawą nogą by się nie zainteresował. Bóg z wami, Ekwadorczycy, ale jeden gość z koronawirusem i jesteśmy na ustach świata!
A wiecie, że jedna pani w Eswatini (do niedawna Swaziland, to takie państwo otoczone przez RPA, gdzie co roku półnagie dziewice tańczą przed królem) też ma koronawirusa? I jeszcze klient w Namibii ma, i w Birmie, która zresztą nie jest już Birmą, też wirusa mają. Tylko czemu ja o tym wiem? Czemu dzwoni do mnie znajoma lekarka z prowincji i pyta, jak jest naprawdę? Bo wy tam w Warszawie na pewno wiecie, a już ty z tymi politykami gadasz, to powiedz. Czego nam nie mówią, co się dzieje, ale tak naprawdę, mnie chyba możesz powiedzieć, znamy się od dziecka. Moja kochana N., nie uwierzysz, ale ja nawet kilograma ryżu nie kupiłem, w domu cukru brakuje, bo nikomu nie chce się przejść naprzeciwko po kilo, nie mam zapasów, bo nie dzieje się zupełnie nic. To skąd ta panika, pytasz?