Ale również na co dzień kobietę otacza się specjalnymi względami, okazując jej rycerskość. Przepuszcza się ją przez drzwi, które przytrzymuje mężczyzna, ogrzewa się ją jego ciepłymi swetrami, gdy on sam marznie. Na randkach się oczekuje, że mężczyzna zapłaci za swoją przyjaciółkę i że będzie niósł jej ciężkie torby. Według etosu rycerskości atakowanym na ulicy paniom panowie spieszą z pomocą, by je obronić. – Kiedy widzę, że biją kobietę, to ingeruję. To oczywiste – mówi Rolf Nilsen z Lulea, który nabawił się kontuzji kolana i psychicznych problemów na całe życie, kiedy stanął w obronie kobiety. W opinii autora zaatakowana osoba prawdopodobnie nie mogłaby liczyć na równie aktywną pomoc, gdyby była mężczyzną. A ofiarami przemocy na ulicy padają przede wszystkim mężczyźni. – Takich przywilejów nie bierze się natomiast pod uwagę przy dyskusjach o równości płci – zauważa Ström. Zakłóciłoby to bowiem wizerunek uciskanej przez patriarchat kobiety.
Ström dochodzi do następującej konkluzji: rola feminizmu, ruchu, którego egzystencja była niegdyś uzasadniona, ponieważ kobiety stanowiły rodzaj podklasy społeczeństwa, sprowadza się teraz jedynie do agresywnego grupowego egoizmu, ślepego na wszelkie prerogatywy uzyskane przez kobiety. Za to jednak superczułego na przywileje dla płci przeciwnej.
O tym, że feminizm zadomowił się w Szwecji na dobre, świadczą slogany manifestu partii Feministyczna Inicjatywa. Jeden z nich głosi: „Budowa społeczeństwa musi się odbywać na warunkach kobiet”. Zdaniem autora to hasło nadzwyczaj nieetyczne, ponieważ przerzuca władzę z jednej części populacji na drugą.
Zdaniem Ströma w takiej sytuacji uzasadniona jest bardziej potrzeba maskulinizmu niż feminizmu oraz potrzeba partii, które obok swoich związków zrzeszających panie utworzyłyby także związki dla panów. Według Ströma w Szwecji kobietę kreuje się na świętość. Ten fałszywy wizerunek pogłębiają media i raporty, w których orędownicy feminizmu dążą do potwierdzenia swojej propagandy o martyrologii płci pięknej. W ramach gloryfikowania wizerunku kobiety również szwedzka debata o przemocy w relacjach rodzinnych cierpi na feministyczne skrzywienie. Manipuluje się rzeczywistością, by argumentu przemocy w domu można było skuteczniej używać w równościowej retoryce. Feministyczne kryteria dotyczą mocno przesadzonego szacowania przemocy mężczyzn w relacjach rodzinnych. Zdaniem Ströma feministki lansują też tezę, że w męskiej naturze leży bicie kobiet i że czynią to wszyscy mężczyźni ze wszystkich klas społecznych. Tymczasem sprawcy przemocy to bynajmniej nie przeciętni Svenssonowie. Według raportu Mikaela Ryinga 73 procent z nich widnieje w rejestrze przestępców (z czego 38 procent było skazanych na karę więzienia). Aż 80 procent sprawców przemocy, którzy winni są śmierci swojej partnerki, zakwalifikowano jako osoby chore psychicznie.
Z raportu Evy Lundgren „Pobita pani” wynika, że aż 46 procent Szwedek przyznaje, że po 15. roku życia było obiektem przemocy ze strony mężczyzn. Dramatyczny wymiar, zdaniem Ströma, badacze płci uzyskali dzięki temu, że „przemocy” nadali bardzo szeroki zakres. W pojęcie to włączyli nie tylko uderzenia, kopnięcia, ale także popchnięcie 30 lat temu w kolejce do autobusu, niechciany męski uścisk 20 lat temu i złowieszcze wypowiedzi.
Autor książki „Ucisk mężczyzn i imperium kobiet” uważa, że społeczeństwo zostawia na pastwę losu swoich męskich obywateli i ich jawnie wręcz dyskryminuje. Przemoc bowiem, którą wobec swoich partnerów stosują kobiety, neguje się, przemilcza albo ośmiesza.