Rz: Jest pan ojcem, dlaczego nie cieszy pana fakt, że osoby pracujące z dziećmi w Wielkiej Brytanii są weryfikowane przez państwowy organ prowadzący rejestr przestępców (Criminal Records Bureau)? Co w tym złego?
W zasadzie nic, ale praktyka wygląda tak, że ponad 11 milionów Brytyjczyków, czyli jedna trzecia pracujących w tym kraju osób, podlega weryfikacji CRB. Zamiast systemu sprawdzania pedofilów i innych przestępców, stworzyliśmy świat, w którym zanika podstawowa zasada zaufania między dorosłymi a dziećmi. Dorośli boją się kontaktu z dziećmi w obawie, że inni dorośli oskarżą ich o nadużycia, a dzieci nie oczekują, że dorośli będą je wychowywać.
To wszystko ładnie brzmi w teorii, ale przecież niemal codziennie stykamy się z przypadkami nadużyć wobec dzieci. Chyba musi istnieć jakiś sposób sprawdzenia przydatności wychowawców do zawodu.
Musi, tylko że w Wielkiej Brytanii ta siatka bezpieczeństwa została zarzucona w sposób całkowicie nieprzemyślany. Uważam, że najlepszym sposobem ochrony mojego dziecka przed przestępcami jest sytuacja, w której dorośli biorą odpowiedzialność za dzieci, tzn. używają rodzicielskiej intuicji i zdrowego rozsądku i reagują, gdy ktoś zachowuje się dziwnie czy podejrzanie. Obecnie nie jest to możliwe, bo odpowiedzialność przechodzi na państwową instytucję. Podam przykład, jak to działa: gdy prowadzę swoje dziecko na trening piłkarski, nikt mnie jeszcze nie sprawdza, ale gdybym chciał wziąć na ten trening dzieci moich sąsiadów, moim obowiązkiem jest poddać się policyjnej weryfikacji. Oczywiście wielu rodziców nie będzie sobie zawracało głowy i zrezygnuje z odprowadzania dzieci sąsiadów. A oni zaczną się zastanawiać: dlaczego ten facet nie chce się poddać weryfikacji, może jest pedofilem? Tworzy się atmosfera strachu, w której normalne zachowania wydają się podejrzane.
Czy jedni rodzice oczekują od innych, że poddadzą się weryfikacji?