W klinice zepsuł się wentylator. W tanzańskim szpitalu panował nieznośny upał, a ponieważ nie mogłem zdjąć białego fartucha lekarskiego, trudno o gorszy scenariusz dla Brytyjczyka kochającego zimny klimat, spędzającego właśnie swój pierwszy dzień w gorącej Afryce. Niewielki pokój był pusty, na korkowej tablicy wisiały kartki zawierające informacje o lekach i ulotki informacyjne o zakażeniu wirusem HIV. Obok mnie siedział Albert, miejscowy lekarz, mój nauczyciel i tłumacz. Po przeciwnej stronie biurka siedział Dani. Miał spuszczoną głowę, wpatrywał się w swoje stopy. Był moim pierwszym pacjentem tego dnia. Chociaż posturą i rysami twarzy nie różnił się od innych młodych Tanzańczyków, najwyraźniej chorował na albinizm. Jego biała skóra była delikatna, prawie prześwitująca, a głowę pokrywały włosy koloru słomkowego. Albinizm jest wywoływany mutacją genetyczną. W Tanzanii występuje najwięcej przypadków tej choroby na całym świecie. Mutacja uniemożliwia wytwarzanie skórnego barwnika – melaniny. Jego brak sprawia, że każdy człowiek dotknięty albinizmem musi przez całe życie unikać ekspozycji na słońce i zmagać się z nawracającymi nowotworami złośliwymi skóry. Sięgnąłem po dermatoskop i zacząłem badać skórę pacjenta pod kątem raka. Jeśli znalazłbym jakąś zmianę, mógłbym usunąć ją za pomocą ciekłego azotu lub skierować pacjenta na operację.
Dani z niewielkim zainteresowaniem odpowiadał na moje pytania dotyczące jego wcześniejszych zachorowań. W miarę upływu czasu okazało się, że fizyczny aspekt albinizmu był jego najmniejszym zmartwieniem. Słuchając jego opowieści, odkryłem, że wprawdzie słońce powodowało u niego cierpienie, ale jeszcze gorszy był strach przed innymi ludźmi.
W dzieciństwie Dani został uratowany po tym, jak jego wuj próbował go porwać i zabić. Od tego czasu chłopak spędził życie w izolacji, chodził do szkoły ogrodzonej wysokim murem, który miał zapewnić bezpieczeństwo jemu i innym dzieciom dotkniętym tą chorobą i chronić przed ludźmi mieszkającymi w tym samym kraju. Teraz, opuszczając dość bezpieczną szkołę, obawiał się przebywania w nieprzyjaznym świecie. W Tanzanii albinosów przez długi czas określano słowem „zeru" (co oznacza „duchy" w języku suahili) lub „nguruwe" (świnie), ale dopiero od stosunkowo niedawna dochodzi do ich mordowania i okaleczania na tak dużą skalę. Chciwość i zachłanność lekarzy oraz ubogich mieszkańców wsi przyczyniła się do umacniania przekonania, że części ciała osób dotkniętych albinizmem przynoszą szczęście, bogactwo i polityczną władzę. Niektórzy wierzą, że ludzie ci są demonicznymi duchami kolonizatorów pochodzących z Europy czy też potomkami kobiet, które spotykały się z białymi mężczyznami. Drobne fragmenty kończyn dzieci cierpiących z powodu albinizmu są ponoć w stanie wyleczyć każdą dolegliwość, więc osiągają bardzo wysokie ceny. Wiedząc, że kompletny zestaw części ciała albinosa może kosztować nawet sto tysięcy dolarów amerykańskich, łatwo się domyślić, dlaczego znachorzy miewają złe zamiary wobec swoich pacjentów.
Na okrutną ironię zakrawa fakt, że oczekiwany czas życia osób dotkniętych albinizmem ze względu na brak pigmentu skórnego jest stosunkowo krótki. Dani powiedział mi, że jeszcze gorszą sytuację mają albinoskie dziewczynki i kobiety, ponieważ niektórzy mieszkańcy tanzańskich wsi wierzą, że uprawianie z nimi seksu może wyleczyć AIDS. Teraz, jako młody mężczyzna, powiedział, że już się nie boi życia, jednak sprawiał wrażenie zrezygnowanego i skazanego na los outsidera. W Afryce Wschodniej fatalne położenie osób dotkniętych albinizmem nie przeszło do historii: to cichy, stale rosnący kryzys humanitarny. Uważa się, że od roku 2000 zabito lub okaleczono kilkaset osób. Afrykański lekarz, z którym pracowałem w specjalistycznym ośrodku dla osób dotkniętych albinizmem, jest przekonany, że rzeczywista liczba ofiar jest znacznie wyższa, a cały dramat rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami.