Prosty mnich przemierza świat

Nie jestem nikim szczególnym. Nie chcę nikogo nauczać. Jestem jednym z sześciu miliardów ludzi – zapewnia Dalajlama XIV

Aktualizacja: 13.12.2008 15:39 Publikacja: 12.12.2008 23:42

Prosty mnich przemierza świat

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Gdy w 1935 roku w chłopskiej rodzinie w wiosce Takcer przychodzi na świat Lhamo Dhondrup, nikt nie spodziewa się, że właśnie on jest reinkarnacją Thuptena Gjaco, 13. wcielenia Dalajlamy. Rzecz jasna, nikt oprócz samego Dalajlamy. Może on bowiem wybierać, czy chce się odrodzić ponownie, a jeśli tak, to gdzie.

Gdy więc mały Lhamo uczy się chodzić, w stolicy Tybetu Lhasie grupa poszukiwawcza się zastanawia, gdzie szukać nowego wcielenia władcy tego kraju. Kierunek poszukiwań mnisi odgadują na podstawie tego, w którą stronę obrócona jest głowa zmarłego Dalajlamy. Głowa Thuptena Gjaco wskazywała zaś na północny wschód. Oczywiście taka wskazówka nawet dla najbardziej uczonych mnichów jest niewystarczająca. Przywódca grupy poszukiwawczej udaje się więc nad brzeg jeziora Lhamo-Laco i obserwuje szczegóły dotyczące miejsca, gdzie urodził się Dalajlama, m.in. dom z turkusowym dachem. Ekipa poszukiwawcza odnajduje Lhamo Dhondrupa, gdy malec ma już prawie trzy lata.

– Teraz pamięć o poprzednim życiu już zniknęła. Czasem mam nawet problemy z przypomnieniem sobie tego, co się działo wczoraj – śmieje się Dalajlama XIV, zapytany przeze mnie o to, jak długo pamiętał rzeczy z poprzedniego wcielenia. – Jako dwu-, trzyletnie dziecko opowiadałem jednak mamie różnego rodzaju historie. Gdy do naszego domu przybyła grupa poszukiwawcza, byłem wyjątkowo szczęśliwy, rozpoznałem imiona członków tej grupy – wspomina 73-letni dziś, wciąż wyjątkowo radosny tybetański przywódca podczas rozmowy na szóstym piętrze warszawskiego hotelu Sheraton.

Samo rozpoznanie imienia mnicha kierującego grupą poszukiwawczą oraz klasztoru, z którego przyjechał, to zbyt mało, by objąć tron władcy Tybetu. Chłopiec z dwóch niemal identycznych przedmiotów – różańców, bębenków buddyjskich itd. – musi wybrać te, które należały do niego w poprzednim wcieleniu. Sprawdzian przechodzi pomyślne, co dla niego i jego rodziny oznacza, że nadszedł czas na przeprowadzkę z wiejskiej chaty do liczącego tysiąc komnat pałacu Potala w Lhasie.

Człowiekowi Zachodu, rzecz jasna, trudno w to wszystko uwierzyć. Ale nawet w XXI wieku – w dobie Internetu, telewizji cyfrowej i wszechobecnych mediów – na świat przychodzą dzieci, które opowiadają zdumionym rodzicom o swych dawnych losach. – Spotykam indyjskie dzieci, które bardzo przekonująco potrafią opowiadać o poprzednim wcieleniu, ale nie znają liter. W zeszłym roku w Tybecie urodził się jednak chłopiec, który nie tylko opowiada o swoich wspomnieniach z poprzedniego życia, ale, nieuczony, potrafi już czytać pismo tybetańskie – zapewnia mnie Dalajlama XIV.

[srodtytul]Po prostu – Obecność[/srodtytul]

Oficjalnie Lhamo Dhondrup, zanim skończył pięć lat, przyjął imię Dżecun Dżampel Ngałang Lobsang Jesze Tenzin Gjaco (Najczcigodniejszy, Doskonałej Chwały, Elokwentny, Inteligentny Dzierżawca Nauk, Ocean Mądrości). Tybetańscy buddyści mówią o nim przeważnie jako o Jidszin Norbu – Klejnocie spełniającym życzenia, lub po prostu Kundun (Obecność). Sam Dalajlama nie przywiązuje jednak wagi do tego, jak ktoś go tytułuje. – To naprawdę nie ma znaczenia. Najważniejsza jest naturalność – zapewnił jego sekretarz prasowy Chonpel Tsering, gdy przed spotkaniem pytałem, czy lepiej zwracać się do Dalajlamy per „Jego Świątobliwość” czy „Wasza Świątobliwość”. – Za dużo uwagi poświęca się protokołowi i formalnościom. To niepotrzebne bariery – podkreśla sam Dalajlama.

W oczach wielu Tybetańczyków i Mongołów jest jednak osobą tak ważną jak Jezus Chrystus dla chrześcijan (według buddystów Jezus również jest bodhisattwą, czyli istotą oświeconą), ale prosi, by nie porównywać go do Jezusa. „On jest wielkim mistrzem, wielkim mistrzem…” – podkreślał w wywiadzie dla „New York Timesa”. A gdy zachodni dziennikarze pytają go wprost: „Czy jesteś Bogiem?”, śmieje się i zaprzecza.

„Niektórzy uważają, że jestem żywym Buddą. To nonsens. Bzdura” – przekonuje cytowany przez „Guardian”.

I chociaż w 1989 roku otrzymał Nagrodę Nobla, a na całym świecie rozmawiali z nim zarówno papieże, jak i najbardziej wpływowi politycy z całego świata czy gwiazdy Hollywoodu, sam siebie określa zaś najczęściej mianem „prostego mnicha”. – Nie jestem nikim szczególnym. Nie chcę nikogo nauczać. Jestem jednym z sześciu miliardów ludzi na świecie – podkreślał w czwartek podczas wykładu na warszawskim Torwarze, ostrzegając, że rozczarują się ci, którzy liczą na to, że ma jakieś szczególne moce dalajlamy.

Tego, by nie stał się rozpuszczonym, egoistycznym megalomanem, jak to często bywa w przypadku władców absolutnych, pilnowali ci sami nauczyciele, którzy od szóstego roku życia wpajali mu zasady logiki, sztuki i kultury tybetańskiej, sanskrytu, medycyny, filozofii, poezji, muzyki, dramatu, astrologii, retoryki itd. Jako dziecko uwielbiał wszelkie skomplikowane mechanizmy. Jak pisze John Christensen z CNN, rozbierał więc i składał zegarki (ponoć do tej pory lubi je kolekcjonować) oraz naprawiał samochody, wprawiając w zakłopotanie służbę na dworze. Mały Dalajlama, choć jest przywódcą buddyjskim, a więc odrzucającym przemoc, lubił też zabawki militarne. „Miałem nawet wiatrówkę w Lhasie. Mam też jedną w Indiach. Często karmię małe ptaki, ale gdy gromadzą się w jednym miejscu stają się łupem dla jastrzębi. Wiatrówkę trzymam więc, by je chronić” – opowiadał w jednym z wywiadów.

[srodtytul]Pozytywne strony tragedii[/srodtytul]

Okres beztroskiego dzieciństwa Dalajlamy skończył się, gdy jako piętnastolatek musiał nie tylko objąć pełnię władzy nad skorumpowanym, biednym krajem, ale również stawić czoło inwazji chińskich wojsk w 1950 roku, które bez trudu zmiażdżyły małą tybetańską armię.

Dalajlama pozostał w okupowanym Tybecie do końca 1959 roku, próbując wynegocjować z Mao Tse-tungiem jak najlepsze warunki dla przyszłości kraju. Rozmowy przerwano, gdy Chińczycy krwawo stłumili tybetańskie powstanie. Wtedy władca Tybetu musiał – wraz z ok. 80 tysiącami rodaków – uciekać do Indii. W Dharamsali stworzył miniaturę swojego kraju.

Od tego czasu – według szacunku tybetańskiego rządu na uchodźstwie – pod chińskimi rządami zabito milion dwieście tysięcy Tybetańczyków, zniszczono też ponad 6 tysięcy miejsc kultu. Wiele klasztorów zmieniono zaś w chińskie wabiki do przyciągania turystów. Różne organizacje praw człowieka konsekwentnie ostrzegają więc, że Chińczycy systematycznie wyniszczają tybetański naród i jego unikalną kulturę.

– Moje życie nie było łatwe. Gdy miałem 16 lat, straciłem wolność. Gdy miałem lat 24, straciłem ojczyznę, a od prawie 50 lat z mojego domu płyną głównie złe wiadomości – wspominał w miniony czwartek Dalajlama podczas wykładu na warszawskim Torwarze. Ale stara się też, zgodnie z propagowanymi przez niego zasadami moralnymi i religijnymi, znaleźć pozytywne strony tej tragedii. Przekonuje więc, że to chińskie represje pozwoliły mu zwrócić uwagę na naród na „dachu świata”, a jemu samemu nie tylko stać się obywatelem świata, ale rozwinąć się duchowo i intelektualnie.

Za te podróże i rozliczne spotkania w świetle jupiterów był też wielokrotnie krytykowany. „Słyszałem cyników, którzy mówią, że jest bardzo upolitycznionym starych mnichem, który chodzi po świecie w butach od Gucciego” – stwierdził kilka lat temu Rupert Murdoch. Jednocześnie wielu zarzuca mu, że w zbyt małym stopniu jest politykiem. Wielu ma mu też za złe, że stracił szansę na polepszenie losu Tybetańczyków, gdy w latach 80. Deng Xiaoping zachęcał Tybetańczyków na emigracji do powrotu do kraju. W 1989 roku Dalajlama odrzucił zaproszenie do udziału w pogrzebie Panczenlamy, co cytowany przez „The Observer” prochiński historyk Tom Grunfeld określił mianem „najpoważniejszego błędu w jego karierze politycznej”.

[srodtytul]Duchowa gwiazda popkultury[/srodtytul]

Dla przyjemności Dalajlama XIV medytuje, czyta lub uprawia ogród (jest znany z promowania proekologicznych postaw). Zapytany o słabości odpowiada, że podobnie jak innym mnichom i jemu zdarza się odczuwać pożądanie na widok pięknych kobiet. „Jest takie odczucie, że przeżycie seksualne musi być bardzo szczęśliwym, fenomenalnym doświadczeniem. Kiedy ono we mnie narasta, myślę zawsze o negatywnej stronie. Jest takie powiedzenie Nagurdżuny, indyjskiego mistrza: jeśli masz świerzb, przyjemnie jest się podrapać, ale lepiej nie mieć świerzbu. Podobnie jest z pożądaniem seksualnym” – tłumaczył w „New York Timesie”. Jako swoją wadę wymienił także lenistwo (choć swój dzień zaczyna od medytacji o 3.30 lub 4. nad ranem). A także gniew i przywiązanie do zegarka.

Twierdzi też, że jest beznadziejny, jeśli chodzi o obsługę komputerów, dla których jest „wygaszaczem ekranu”. Dalajlama musi sobie bowiem zdawać sprawę, że stał się „duchową gwiazdą popkultury”, ale dla dobra sprawy tybetańskiej zgadza się, by traktowano go jak produkt marketingowy. Ludziom łatwo bowiem oklaskiwać przemowy dotyczące współczucia, spokoju ducha czy poszukiwaniu szczęścia, ale mało kogo interesuje już jego krytyka konsumpcjonizmu i niszczenia środowiska naturalnego, a także apele o doprowadzenie do powstrzymania wyścigu zbrojeń i stopniowego rozbrajania świata.

Z łatwością porywa tłumy. Siądzie ze skrzyżowanymi nogami – a już na sali rozlegają się oklaski. Nałoży opaskę na głowę – oklaski. Zje cukierka na gardło – sala znów się cieszy. Zaraźliwy jest zarówno jego śmiech, jak i spokój ducha. Mimo różnych tragedii, które go spotkały, bije z niego szczęście. Gdy spytałem, jak to robi, odpowiedział: „W 1992 roku publicznie oświadczyłem, że gdy nadejdzie dzień naszego powrotu, wtedy oddam lokalnym władzom wszystkie moje uprawnienia. I zostanę naprawdę zwykłym buddyjskim mnichem. Od 2001 roku rząd tybetański jest już demokratycznie wybierany. Od tego czasu, jestem już półemerytem, dlatego jestem szczęśliwy”.

Wcześniej wielokrotnie podkreślał w wywiadach, że jak tylko Tybet uzyska faktyczną autonomię, z radością zostawi wszelkie sprawy i poświęci się medytacji.

[srodtytul]Kto przetrwa dłużej?[/srodtytul]

Wielu Tybetańczyków ma nadzieję, że w Chinach dojdzie do zmian ustrojowych, co znacząco poprawi ich los. Z kolei chińskie władze wielokrotnie pokazywały, że czas działa na ich korzyść, bo Dalajlama XIV ma już 73 lata. A Tybetańczycy pozbawieni takiego autorytetu jak on zapewne pogrążą się w sporach. A nawet jeśli odnajdą XV wcielenie Dalajlamy, to i tak miną lata, nim obejmie on przywództwo. A wtedy problem autonomii Tybetu może być już dla Pekinu rozwiązany.

Chińskie władze mogą też chcieć samodzielne „znaleźć” kolejne wcielenie Dalajlamy, osobę lojalną wobec komunistycznego reżimu. Dalajlama zdaje sobie z tego sprawę. – To, czy instytucja dalajlamy powinna istnieć dalej, czy nie, zależy od Tybetańczyków i Mongołów. Jeśli większość zdecyduje, że tak, to pojawi się kwestia następcy – tłumaczy, gdy pytam, gdzie pojawi się jego kolejne wcielenie. – Możliwe więc, że zostanie wybrany przez mnichów tak jak papież wśród kardynałów. – W Tybecie zdarzają się również reinkarnacje osób, które jeszcze żyją. Możliwy jest więc i taki warian. Jeśli jednak będą przeprowadzone poszukiwania następnego wcielenia Dalajlamy, a ja umrę na obczyźnie, reinkarnację Dalajlamy znajdą poza Tybetem. Najważniejszym celem reinkarnacji jest bowiem kontynuowanie zadania rozpoczętego w poprzednim życiu.

Dalajlama oraz wielu Tybetańczyków uważa bowiem, że jeśli losu narodu nie uda się poprawić w tym wcieleniu, to może uda się to za czasów Dalajlamy XV.

[i]Autor zdjęć: Bartek Sadowski[/i]

Gdy w 1935 roku w chłopskiej rodzinie w wiosce Takcer przychodzi na świat Lhamo Dhondrup, nikt nie spodziewa się, że właśnie on jest reinkarnacją Thuptena Gjaco, 13. wcielenia Dalajlamy. Rzecz jasna, nikt oprócz samego Dalajlamy. Może on bowiem wybierać, czy chce się odrodzić ponownie, a jeśli tak, to gdzie.

Gdy więc mały Lhamo uczy się chodzić, w stolicy Tybetu Lhasie grupa poszukiwawcza się zastanawia, gdzie szukać nowego wcielenia władcy tego kraju. Kierunek poszukiwań mnisi odgadują na podstawie tego, w którą stronę obrócona jest głowa zmarłego Dalajlamy. Głowa Thuptena Gjaco wskazywała zaś na północny wschód. Oczywiście taka wskazówka nawet dla najbardziej uczonych mnichów jest niewystarczająca. Przywódca grupy poszukiwawczej udaje się więc nad brzeg jeziora Lhamo-Laco i obserwuje szczegóły dotyczące miejsca, gdzie urodził się Dalajlama, m.in. dom z turkusowym dachem. Ekipa poszukiwawcza odnajduje Lhamo Dhondrupa, gdy malec ma już prawie trzy lata.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą