Polskie przygody Radiohead

Wtorkowy koncert Brytyjczyków w Poznaniu będzie wydarzeniem ważniejszym niż występy Madonny i U2. Zagrają artyści, którzy pokazali, że można sprzedawać miliony albumów bez pośrednictwa globalnych koncernów, zachowując niezależność

Publikacja: 23.08.2009 15:00

Thom Yorke lider Radiohead

Thom Yorke lider Radiohead

Foto: AP

Sygnatariusze: Do najważniejszych legend polskiego życia muzycznego należą warszawskie koncerty The Rolling Stones w 1967 r. opłacone rzekomo wagonem wódki. Ostatnio w archiwach PZPR odkryto korespondencję, która świadczy o tym, że towarzysze chcieli polskiej młodzieży zaprezentować The Beatles – dawno po tym, jak Lennon, McCartney i spółka zdecydowali, że już nigdy nie dadzą koncertu. Zapomniany rozdział stanowi pierwsza wizyta Radiohead w Polsce w 1994 r.

Tymczasem rzadko zdarza się, by zespół tak ważny jak grupa kierowana przez Thoma Yorke’a – obecnie najważniejsza niezależna i najbardziej kreatywna formacja na świecie, która może się pochwalić 30 milionami sprzedanych albumów – miała w biografii polski epizod już na początku działalności.

[srodtytul]Sopockie papierosy[/srodtytul]

Brytyjczycy występowali w naszym kraju w 1994 r. na sopockim molo, w czasach, kiedy dopiero stawali się gwiazdą. W okolicznościach, o których Yorke – obecnie wzór wszystkich poprawnych politycznie postaw spod znaku eko i bio – wolałby pewnie dziś nie pamiętać: mianowicie pod szyldem Marlboro Rock In, imprezy lansującej markę amerykańskich papierosów.

Nasza rzeczywistość zszokowała absolwentów Oksfordu. Muzycy lecieli do Trójmiasta z Warszawy na pokładzie samolotu made in ZSRR. Widok śmigieł szczerze ich przeraził. Na molo zapragnęli napić się szampana. W karcie był tylko radziecki, którego smak kojarzył się, jak to określili, wyłącznie z mydłem.

Generalnie jednak grupa dawała dowody skromności, stołując się w barze o buńczucznie brzmiącej nazwie „Ameryka”, którego standard wskazywał na dużo większe pokrewieństwa z barami mlecznymi. Muzycy robili wrażeni ludzi skromnych, dowcipnych, nie krzykliwych i – jak na Anglików przystało – zdystansowanych do rzeczywistości. Bez typowych dla młodych zespołów skłonności do alkoholu, narkotyków i hotelowych zadym. Noce w wytwornych pokojach Grand Hotelu spędzali spokojnie, przygotowując się do światowego tournee. Z Polski wyjechali obładowani kartonami papierosów, których niskiej cenie nie mogli się oprzeć.

[srodtytul]Mistrz Penderecki[/srodtytul]

Wśród swoich muzycznych mistrzów oksfordczycy wymieniają Krzysztofa Pendereckiego. To jego dziełami się inspirowali, nagrywając przełomową płytę „O. K. Computer” w 1997 r. A właśnie tym albumem kwintet wdarł się na pierwsze miejsce angielskiej listy przebojów i przypieczętował pozycję niekwestionowanego lidera niezależnej sceny statuetką Grammy.

Gdy gitarzysta Jonny Greenwood zaprezentował w 2006 r. klasyczną kompozycję własnego autorstwa „Popcorn Superhit Receiver”, którą w Queen Elisabeth Hall w Londynie wykonała orkiestra BBC, również powoływał się na inspiracje dziełami Pendereckiego. Obecnie na liście ulubionych muzycznych utworów zespołu znajduje się pierwsza symfonia polskiego kompozytora.

Kiedy Thom Yorke i jego koledzy postanowili dokonać przełomu w światowej fonografii, publikując w Internecie najnowszy album „In Rainbows” i prosząc za nagrania „co łaska, lecz nie więcej niż sto funtów” – polscy fani nie wsparli zespołu w tym ryzykownym przedsięwzięciu. Mieli ściągać piosenki za darmo. Przez długi czas w kręgach organizatorów życia muzycznego w naszym kraju właśnie ta historia stanowiła wytłumaczenie faktu, że grupa nie zamierza zawitać do Polski. Gdy tylko się okazało, że Radiohead chce przyjechać do nas pod koniec wakacji, między agencjami koncertowymi doszło do totalnej wojny o to, kto będzie organizatorem występu i jakie miasto na czas wizyty stanie się krajową stolicą muzyki niezależnej. Gdy Poznań wyłożył niebagatelną kwotę 500 tysięcy euro, agencja współpracująca z Krakowem chciała przebić stawkę o kilkaset tysięcy. Fakt rywalizacji o koncert Brytyjczyków pokazuje, jak wielką estymą cieszą się na świecie i jak wielkim honorem jest zaproszenie ich do Polski.

Dla mnie koronnym dowodem na rosnące znaczenie zespołu była postawa Paula McCartney’a, który śledzi najważniejsze muzyczne trendy w muzyce pop. Gdy eks-Beatles starał się w 2005 r. wrócić na szczyty list przebojów, zgodnie z sugestią sir Chrisa Martina, słynnego producenta nagrań liverpoolskiej czwórki, poprosił o współpracę w nagraniu płyty „Chaos and Creation in the Backyard” Nigela Godricha, najważniejszego współpracownika i producenta Radiohead. Na sukces płyty nie trzeba było czekać. W Stanach Zjednoczonych oblekła się złotem i sprzedała w ponad pół miliona egzemplarzy.

[srodtytul]Nowi Floydzi[/srodtytul]

Nazwa Radiohead działa na słuchaczy jak magiczne zaklęcie – zwłaszcza wśród młodych. Dlatego gdyby chcieć wytłumaczyć, jakie zespół ma dla nich znaczenie, można użyć tylko jednej nazwy z grona zespołów najważniejszych dla dzisiejszych czterdziestolatków i pięćdziesięciolatków: Pink Floyd. Podobnie jak twórcy „The Dark Side of the Moon” mają inteligenckie korzenie i są przyjaciółmi, którzy razem chodzili do szkoły i studiowali. Podobnie jak Pink Floyd przedstawili pesymistyczną wizję współczesnego świata ogarniętego konsumeryzmem. Jego konsekwencją jest rozpad więzi społecznych.

Co prawda, kiedy rozmawiałem z Davidem Gilmourem na temat rosnącej popularności Radiohead i coraz częstszych porównań obu formacji, używanych do opisania fenomenu grupy Yorke’a – Gilmour się żachnął i powiedział, że zamiast „O. K. Computer” woli słuchać psychodelicznej „Ummagummy”. Gitarzysta Floydów znany jest jednak z tego, że szczędzi komplementów dla cudzych osiągnięć.

Tymczasem osiągnięcia Radiohead są niepodważalne. Nie ma dziś drugiej takiej grupy, która tworząc muzykę eksperymentalną, progresywną, opatrzoną poetyckimi tekstami – sprzedaje miliony albumów, nie dbając w ogóle o obecność w mediach, nagrywanie singli i wideoklipów.

Thom Yorke wyjaśniał, że słynna kompozycja „Paranoid Android” o samotności robota jest żartem, ale to zdecydowanie sarkastyczny, angielski humor, który wiele mówi o współczesnych trzydziestolatkach. Imponujące są pomysły kompozytorskie w tym utworze. Stworzyły go trzy połączone w całość muzyczne motywy, dlatego „Paranoid Android” okrzyknięto następcą „Bohemian Rhapsody” Queen. Warto wspomnieć o akustycznej piosence „Karma Police”: to hymn młodych ludzi odkrywających bezsens pracy dla światowych korporacji.

[srodtytul]Społeczność w sieci[/srodtytul]

Kid A” z 2000 r. był pierwszym albumem Radiohead, którego premiera odbyła się w Internecie. Od tego czasu zespół uczynił cyberprzestrzeń najważniejszym kanałem komunikacyjnym z fanami, niezależnym od polityki wydawnicznej i marketingowej koncernów fonograficznych oraz mediów. Był pionierem w tym względzie. Muzycy w przeciwieństwie do wielu innych zespołów nigdy nie walczyli z pirackimi serwerami dystrybuującymi muzykę gratis. Cieszyli się, że dzięki nim grane w Europie, a nie wydane jeszcze na płycie piosenki kilka tygodni później były śpiewane przez fanów na koncercie w innym zakątku świata.

Przed wydaniem ostatniej płyty „In Rainbows” (2007) kwintet nie przedłużył kontraktu z EMI. Grupa posiada własny serwis internetowy i udowadnia, że ciesząc się zaufaniem fanów, proponując umiarkowane ceny – można odnosić nie tylko sukcesy artystyczne, ale i komercyjne. Wokół Radiohead stworzyła się nowa, muzyczna społeczność. To dlatego dodatkową, luksusową edycję „In Rainbows” kosztującą aż 80 funtów kupiło sto tysięcy fanów, co przyniosło wpływy 8 mln. To tyle, ile Metallica zarobiła w Ameryce na ostatniej płycie „Death Magnetic”, sprzedając 2 mln egzemplarzy CD dzięki kontraktowi z Warnerem, który zapewniał metalowcom niebotyczną stawkę 4 dolarów od kompaktu. Tymczasem „In Rainbows” rozeszło się na świecie w 3 mln egzemplarzy. To są wyniki, jakimi nie mogą się pochwalić największe gwiazdy muzyki pop.

Niedawno odbyła się online premiera „Harry Patch”, kompozycji o ostatnim brytyjskim uczestniku I wojny światowej. Muzycy zdecydowali się na jej edycję po tym, jak bohater utworu zmarł w wieku 111 lat. Cały wpływ ze sprzedaży nagrania został przekazany na rzecz The Royal British Legion, organizacji zajmującej się wspieraniem byłych żołnierzy brytyjskich.

Dzięki takim zespołom jak Radiohead rock nie odmóżdża. A i ma posmak działalności dobroczynnej, która u Madonny i U2 robi wrażenie zasłony dymnej dla gigantycznych biznesów.

Sygnatariusze: Do najważniejszych legend polskiego życia muzycznego należą warszawskie koncerty The Rolling Stones w 1967 r. opłacone rzekomo wagonem wódki. Ostatnio w archiwach PZPR odkryto korespondencję, która świadczy o tym, że towarzysze chcieli polskiej młodzieży zaprezentować The Beatles – dawno po tym, jak Lennon, McCartney i spółka zdecydowali, że już nigdy nie dadzą koncertu. Zapomniany rozdział stanowi pierwsza wizyta Radiohead w Polsce w 1994 r.

Tymczasem rzadko zdarza się, by zespół tak ważny jak grupa kierowana przez Thoma Yorke’a – obecnie najważniejsza niezależna i najbardziej kreatywna formacja na świecie, która może się pochwalić 30 milionami sprzedanych albumów – miała w biografii polski epizod już na początku działalności.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy