W 1802 roku na fali oświeceniowej mody władze heskiego księstwa Nassau wydały nakaz sekularyzacji wszystkich klasztorów. Podobnie jak dziesiątki innych rozwiązano też klasztor w Eibingen.
Nikt wtedy nie podejrzewał, że już za dwie dekady nadreńscy romantycy z Clemensem Brentano i Josephem Görresem na czele poświęcą prorokini swoje utwory. W 1841 roku przedsiębiorca Peter Wannemann tworzy z ruin spalonego przez Szwedów w wojnie 30-letniej Disibodenbergu park krajobrazowy na wzór angielski. Ruiny klasztoru odwiedzają romantyczni młodzieńcy z tekstami hildegardiańskich wizji w ręku.
Średniowiecze znów staje się synonimem ideału piękna i mądrości, a nie ciemnoty. W 1857 roku wskrzeszone zostają procesje z relikwiami wizjonerki. W 1866 roku Rheingau, a w jego obrębie i Rudesheim, trafia do Prus. Rychło po zjednoczeniu Niemiec zaczyna się wojna kanclerza Bismarcka z Kościołem katolickim pod hasłem Kulturkampfu. Generalny wikary, a potem biskup Moguncji Paul Leopold Haffner czyni ze świętej Hildegardy patronkę obrony przed niesprawiedliwościami pruskich władz. Było to nawiązanie do roli Hildegardy, która za swego życia nie wahała się upominać ludzi władzy: cesarza Barbarossę i wielmożów, by byli prawymi ludźmi.
Idea wskrzeszenia w Eibingen klasztoru podtrzymującego tradycję wielkiej mistyczki wyszła w końcu XIX wieku od księcia Karola zu Loewentein-Werheim-Rosenberg, politycznego patrona katolików w Hesji i Nadrenii.
Książę nie żałuje pieniędzy na zbudowanie solidnego opactwa w stylu romańskim. W 1904 roku wprowadza się do opactwa świętej Hildegardy 12 benedyktynek sprowadzonych z Pragi.
Wnętrze klasztornego kościoła także dziś robi wrażenie. Ozdabiali je malarze z tzw. szkoły z Beuron, czyli nadreńskiej kościelnej secesji. Malowidła przypominają wnętrze katedry ormiańskiej we Lwowie. Kreska malarzy jest niezwykle podobna do malowideł Henryka Rosena.
– Łacińskość oznaczała tu umiar, mądrość i słoneczność wiary chrześcijańskiej – opowiada siostra Michaela, którą wyznaczono do opowiedzenia mi o klasztorze.
W czasie Kulturkampfu łacińskość zostaje przeciwstawiona niemieckości. Na pobliskim wzgórzu Niederwald zbudowano bombastyczną. wysoką na 32 metry. statuę Germanii – niedobrą zapowiedź deifikacji pojęcia narodu.
W 1941 roku gestapo uznało klasztor za siedlisko niekorzystnych wpływów i 2 lipca 1941 roku brutalnie wysiedliło z niego 115 sióstr. Dopiero po upadku III Rzeszy mogły powrócić do swej siedziby.
W kolejnych latach właśnie duch nadreńskiej łacińskości zainspirował Konrada Adenauera do próby wyprowadzenia Niemiec ze ślepego zaułka. Dziś gościem w klasztorze świętej Hildegardy bywa chadecki premier Hesji Roland Koch, który przybywa tu z żoną – by użyć określenia Lecha Wałęsy – „naładować akumulatory”. Osoby świeckie, szukające wyciszenia, szanujące reguły wspólnoty i gotowe do ćwiczeń duchowych, mogą za opłatą korzystać z pokoi gościnnych klasztoru.
Siostra Michaela wyjaśnia, że w klasztorze żyją dziś 52 siostry – w większości Niemki, ale są dwie mniszki z Danii oraz po jednej z Chorwacji i Holandii.
W myśl benedyktyńskiej zasady – „Ora et labora” – klasztor ma własną winnicę. W rankingu niezwykle wymagającego magazynu dla smakoszy „Feinschmecker” tutejsze wino Domus domini znalazło się wśród dziesięciu najlepszych niemieckich rieslingów. Klasztor jest światowym centrum badań nad dziełami Hildegardy. To tu w 1929 roku wykonano wierne kopie miniatur jej wizji zawartych w tzw. Ruppertsberger Riesenkodex. Jeśli siostrami kierowało jakieś złe przeczucie – to miały racje. W 1943 roku kodeks wywieziono w obawie przed bombardowaniami do Drezna, gdzie spłonął w ogniowym inferno w lutym 1945 roku. Czy decyzja skopiowania kodeksu na dziesięć lat przed wybuchem wojny to nie dowód, że proroczy dar Hildegardy nie zaginął w tym miejscu?
[srodtytul]Święta kontra papieżyca[/srodtytul]
Kobieta i sacrum. W dzisiejszych Niemczech to gorący temat. Postulaty dopuszczenia kobiet do kapłaństwa co rusz wypływają od zbuntowanych teologów. Hans Küng czy Uta Ranke-Hainemann, wciąż z lubością nawiązują do tej kwestii w telewizyjnych talk show. Zwolenników kapłaństwa kobiet wśród katolickich kontestatorów zmobilizował tej jesieni wybór kobiety-biskupa Margot Kässmann na szefową Rady Niemieckich Kościołów Ewangelickich. Media wytykały konserwatyzm tych biskupów protestanckich, którzy krzywili się na to, że biskupka Kässmann jest rozwódką.
„Süddeutsche Zeitung” ogłosiło nawet, że teraz na najważniejszych stanowiskach w RFN są „Frauen aus dem Pfarrhaus”, czyli kobiety z plebanii – to aluzja do wyboru Kässman, ale i ponownej wygranej Angeli Merkel – córki pastora.W taką atmosferę doskonale się wpisał swoisty rywal kinowego dzieła o Hildegardzie – film Sönke Wortmanna „Die Papstin” (Papieżyca), który wszedł na ekrany w tym samym czasie co film von Trotty.
„Papieżyca” jest ekranizacją antykatolickiej legendy o papieżycy Joannie.
To opowieść o młodej dziewczynie pragnącej wiedzy, której na drodze staje cały zastęp tępych zwolenników męskiej dominacji. Od sadystycznego ojca – wiejskiego księdza, poprzez mizogicznych mnichów, po przebiegłych kurialistów. Joannie udaje się jednak podszyć za mnicha, dotrzeć na dwór papieski w Rzymie i zdobyć sławę, lecząc papieża. Po jego śmierci w uznaniu swej mądrości Joanna zostaje wybrana na papieża. Rozpoczyna reformy mające ulżyć doli ludu, ale kuria ją otruwa. Jednak, jak puentuje reżyser, mimo męskich spisków prawda o kobiecie-papieżu została ocalona.
Wychodzę z kina rozczarowany taką feminoagitką – i na tym tle wcześniej obejrzany film o Hildegardzie autorstwa von Trotty jawi się jako wzór obiektywizmu.
W tym kinowym starciu dwóch wzorców – wymyślonej Joanny i realnej – Hildegardy, sukces odniosła jednak „Papieżyca”. Na początku listopada film ten dotarł na pierwszą pozycję niemieckiego rankingu kinowego Top Ten Cinestar. A „Wizje” von Trotty nie dotarły nawet w pobliże dziesiątki najchętniej oglądanych filmów w RFN.
Ale nawet najbardziej niechętni katolicyzmowi pisarze nie mogą zaprzeczyć, że wizjonerka z Bingen bardzo szybko została otoczona przyjazną opieką nie tylko arcybiskupa Moguncji, ale i papieża oraz cesarza Fryderyka Barbarossy. Fakt, że była kobietą, nie posłużył do skutecznego kwestionowania jej proroctw i nauczania. A przecież publiczne kaznodziejstwo, jakie uprawiała Hildegarda, było wtedy domeną jedynie mężczyzn. Jak to się ma do prostackich wizji sugerujących, że średniowiecze właśnie wskutek swojej religijności opętane była nienawiścią do płci pięknej?
Sabina Flanagan, autorka biografii Hildegardy o feministycznym zacięciu, próbuje wytłumaczyć ten paradoks wyłącznie tym, że według mężczyzn dar prorocki ksieni z Ruppertsberga był jedynie potwierdzeniem niższości kobiet. Flanagan pisze: „proroctwo kobiet nie wywracało do góry nogami naturalnego porządku rzeczy, albowiem do pełnienia funkcji bożego narzędzia nie były wymagane żadne szczególne cechy osobiste, może z wyjątkiem pokory. Uznawano nawet, że Bóg celowo wybiera słabe i pogardzane istoty, by zawstydzić silne. Tak więc prorokowanie nie zaprzeczało niższości kobiety, tylko ją niejako potwierdzało”.
Wszystko pięknie, ale jak w takim razie wytłumaczyć setki listów od władców, biskupów, opatów – z prośbą o radę. Ci wszyscy potencjalni „męscy szowiniści”, i to w najgorszym katolickim wydaniu – kornie prosili o rozstrzygnięcie ich religijnych życiowych wątpliwości. Benedykt XVI udzielił przed wizytą w RFN w 2005 roku wywiadu, w którym na zarzut pomniejszenia roli kobiet przez Kościół, powołał się właśnie na przykład „Hildegardy z Bingen, która mocno sprzeciwiała się biskupom i papieżowi”.
A jak wytłumaczyć, że historia podaje nam w kolejnych wiekach średniowiecza nazwiska następnych kobiet, które zyskiwały sławę prorocką, takich jak Mechtylda z Magdeburga, Mechtylda z Hackeborn (obie z XIII w.) czy Elżbieta z Schönau? Jak wytłumaczyć sławę całego pocztu świętych niewiast, takich jak Elżbieta węgierska, Jadwiga śląska, Brygida szwedzka, królowa Jadwiga czy Katarzyna ze Sieny?
Dziwić może raczej tak bardzo uparta maniera przeciwstawiania kobiecości katolicyzmowi.
W Kościele były przypadki zawiści, uprzedzeń czy wręcz tępego mizoginizmu. Tak jak były nieraz w Kościele: nepotyzm, zakłamanie, tęsknota za władzą polityczną i rozwiązłość. Ale wszystkie te wady nie stanowiły nigdy istoty katolicyzmu. A życie i kariera Hildegardy jest na to niezłym dowodem.