Więcej: nie mogę się pozbyć wrażenia, że Domosławski na głowie staje, piruety wyczynia, byle tylko dla Kapuścińskiego fanfaronady i blagierstwa znaleźć odpowiednie wytłumaczenie. Ba, w tym celu gotów jest nawet stworzyć nowy rodzaj literacki. A wszystko po to, by uchronić mistrza przed zarzutem zmyślania, konfabulacji i fałszerstwa. Niewiele te próby wprawdzie są warte, bo choćby nagle wszyscy jak jeden mąż zaczęli twierdzić, że literatura faktu – a jako jej twórca występował Kapuściński – faktów przedstawiać nie musi, dalibóg, im nie uwierzę.
Nie tylko to wszakże pokazuje, do jakiego stopnia biograf stara się walczyć o dobre imię mistrza. Przyjmuje przecież jego perspektywę, zarówno jeśli chodzi o powody milczenia na temat współpracy z wywiadem PRL, jak i kariery w PZPR. Otóż pisze: Kapuściński „źle znosił krytykę, a osobiste ataki przyprawiały go o stany bliskie chorobie. Gdy krótko przed jego śmiercią po Warszawie krążyła plotka, że telewizja publiczna w jednym z programów publicystycznych podda wiwisekcji jego współpracę z wywiadem Polski Ludowej, dzwonił do znajomych, skurczony ze strachu, i pytał, czy ktoś nie słyszał, cóż to chcą mu wyciągnąć, jakim kijem przyłożyć. – Straszne facety – mówił o prawicowych politykach i publicystach, ściszając głos. – Straszne facety”.
Okazuje się, że zdaniem Domosławskiego Kapuściński bał się „prawicowych pisemek”, które mogły go „publicznie napiętnować” i postawić pod „publicznym pręgierzem”. Osobliwe to dosyć. Skurczony ze strachu? Ktoś, kto nie zna polskiej rzeczywistości ostatnich 20 lat, mógłby uwierzyć, że biedny Kapuściński, gdyby się przyznał do współpracy, zostałby niemalże zlinczowany. Tymczasem rzecz się miała całkiem przeciwnie: czyż to nie „Gazeta Wyborcza” konsekwentnie i zaciekle przykładała kijem tym, którzy domagali się rozliczeń? Kto piętnował, kto poniżał, ośmieszał, szydził, organizował nagonkę? Prawicowe pisemka? Naprawdę żałosne.
Najciekawsze, że – zapewne nieświadomie – sam Domosławski to przyznaje. Powiem więcej. Domosławski na przykładzie Kapuścińskiego ujawnia mechanizm dominacji „Gazety Wyborczej” nad dużą częścią liberalnej polskiej inteligencji. W zamian za oddanie i wierność „GW” zapewniała uwikłanym w komunizm intelektualistom ochronę przed „wiwisekcją”. Domosławski pyta: dlaczego jako swoje miejsce w wolnej Polsce autor „Cesarza” wybiera „Gazetę Wyborczą”? I odpowiada: bo dała ona Kapuścińskiemu wsparcie, siłę, „poczucie akceptacji i bezpieczeństwo”.
Nic dodać, nic ująć.