Przylatuję. Urzędniczka z filmu czeka na mnie na lotnisku. Jedziemy do hotelu. „Spóźnił się pan – mówi – dziś Chruszczow wydaje przyjęcie, pani Beata już jest”. Coś tam tłumaczę, a ona dalej instruuje: „Przebierze się pan u mnie w hotelu i szybko na Kreml”. Szczególnie to ostatnie zawołanie bardzo mi się podobało. Podjeżdżamy pod wewnętrzny Kreml – z bocznych drzwi wychodzi sześciu enkawudzistów: „Prigłaszenie ili pasport?”.
Nie mam żadnego zaproszenia ani paszportu, który musiałem zostawić w recepcji, taki zwyczaj. Dyskusja trwa. Z wnętrza wytacza się mały, łysy grubasek w cywilu. Sądząc po obstawie – generał. „O co chodzi?”. „A bo ten pan mówi, że jest aktorem, ale nie ma ani zaproszenia, ani paszportu”. Daję mu wizytówkę (jedyne, co znalazłem w kieszeni).
Ogląda i mówi: „Prepustit”. Szpaler enkawudzistów rozstępuje się i wchodzimy. „Miłej zabawy!” – woła serdecznie „generał”. Przechodzimy przez jakieś korytarze, wszędzie obstawa. Wreszcie małe drzwi w ścianie otwierają się i schyleni – bo drzwi niskie – wchodzimy. Drzwi niskie, by każdy przekraczał próg cara zgięty w pół. Już w środku zrozumiałem powiedzenie: „Z łbów im się kurzyło” – pełno dymu, wszyscy pijani, wrzask. W kącie gospodarz Chruszczow czerwony jak burak. Nagle brawa – w drzwiczkach ukazuje się Gina Lolobrigida w pięknej białej kreacji.
Po chwili znów brawa – wchodzi Elizabeth Taylor w identycznej sukni, ten sam model – Christian Dior. Jedna kupowała w Londynie, druga w Rzymie. Obie kreacje miały być haute couture. Nie były. Następną sensacją był Richard Burton. Kiedy przyleciał, zamówił skrzynkę whisky. Kiedy wypił, nie wychodząc z pokoju, odleciał.
Pamiętam moją najdłuższą (i jedyną) rozmowę z Lolobrigidą. Jadę windą. Winda się zatrzymuje. Ukazuje się Gina i pyta: „GiĚ?” – pokazując w dół. „SĚ” – odpowiadam, pokazując w górę.
Audiencja skończona, schodzimy z delegacją ze schodów. Na dole enkawudziści na mój widok stają na baczność. „Generał”, widząc mnie, zbliża się, żegna i mówi: „Mam nadzieję, że pan się dobrze bawił”. Słysząc to, członek delegacji, znany reżyser Aleksander F. bierze mnie pod rękę i mówi: „Wie pan, ja znam dobrze Moskwę, chętnie pana oprowadzę”. Po 1968 roku powiesił się na rurze w kopenhaskim hotelu.