Polska prawicowa inteligencja miast cieszyć się odzyskaną wolnością i tym, że w jej kraju i jego otoczeniu wszystko postępuje w jak najlepszym kierunku, pogrąża się w katastroficznych rojeniach i mobilizuje nie wiadomo przeciw czemu. Taki jest sens artykułu Piotra Skwiecińskiego „Ambicje na miarę bajek” (Rz 24.12). Wynika z niego dodatkowo, że postawy te są na tyle silne, iż autor uznaje je za największe dziś zagrożenie dla Polski.
Skwieciński pisze wprawdzie, że sytuacja międzynarodowa rzeczywiście się dla Polski pogorszyła, a: „przedtem mainstreamową narrację w kwestii położenia międzynarodowego Polski cechowała irytująca naiwność, przekonanie, że osiągnęliśmy szczęśliwe millennium końca historii, którego nie zakłóci nigdy nic”. Okazuje się jednak, że postawy takie, zdaniem Skwiecińskiego, to już przeszłość. Pozycja nasza nie jest natomiast taka zła, czego dowodem mają być plany przygotowane przez NATO na wypadek agresji rosyjskiej na Polskę. Sporządzone zostały one przy poparciu Niemiec, a zabiegały o nie wszystkie polskie rządy. Uspokaja to Skwiecińskiego na tyle, że za główne zagrożenie dla naszego kraju uznaje kompleksy prawicowej inteligencji oraz lęki, które z nich wynikają.
Każdy pogląd można wykpić, eksponując jego najbardziej skrajną wersję. Rzeczywiście istnieją aberracyjne wizje dokonanego już przez Niemcy i Rosję rozbioru Polski, której namiestnikiem na mocy tajnego porozumienia zgodził się zostać Donald Tusk. Tylko co z tego? Wszędzie na świecie występują absurdalne hiperbole realnych zagrożeń, które wcale nie unieważniają ich istnienia. W Polsce dziś, wbrew temu co pisze Skwieciński, absolutnie dominuje w ośrodkach opiniotwórczych, wśród inteligencji i ogółu obywateli przeświadczenie o naszym pełnym i ostatecznym bezpieczeństwie. Utrwalane jest ono przez rząd PO, który nie zajmuje się budowaniem długotrwałej strategii, a politykę zagraniczną podporządkowuje wizerunkowi i partyjnym interesom. Jego działaniom towarzyszy klaka ogromnej większości mediów. Dzieje się tak w sytuacji narastającej niestabilności światowej, z której wynikają rozliczne poważne niebezpieczeństwa, jedne łatwiejsze, inne trudniejsze do zdiagnozowania. W takim stanie rzeczy koncentrowanie się na – przyjmijmy, że przesadnych – lękach marginalnych grup budzić musi zdziwienie.
[srodtytul]Z głównym nurtem[/srodtytul]
Rząd Tuska nie ma międzynarodowej strategii, bo trudno za taką uznać chęć przypodobania się silniejszym państwom. Jego polityka zewnętrzna nie różni się od wewnętrznej. Celem jest jak najdłuższe utrzymanie władzy, a środkiem do tego marketing polityczny, czyli manipulacja świadomością zbiorową. Szef MSZ Radosław Sikorski mówi o „płynięciu z głównym nurtem” polityki europejskiej jako naszym politycznym wyborze.
Gdyby polskie media spełniały swoje funkcje, sformułowanie takie spowodowałoby trzęsienie ziemi. Polityka UE jest wypadkową interesów jej członków. Stwierdzenie, że dostosowywać się będziemy do jej prądu, oznacza, że rezygnujemy z naszej podmiotowości, a więc zabiegania o polską rację stanu, którą powinniśmy realizować przez europejskie struktury. Uprawiając umiejętną dyplomację, sporo, co nie znaczy wszystko, możemy osiągnąć. Płynąc z prądem, skazujemy się na przypadek, który tylko wyjątkowo będzie nam sprzyjał. Rzadko interesy jednych państw w pełni współgrają z interesami innych. Sztuka polityki polega na tym, aby osiągnąć jak najwięcej, prowadząc grę pomiędzy rozmaitymi podmiotami dążącymi do odmiennych celów.