Polemika Wildsteina ze Skwiecińskim

  Przyłączmy się do silniejszych, a nic nam grozić nie będzie – tak można streścić politykę rządu Tuska. Jakakolwiek próba rewindykacji własnego interesu nazywana jest pobrzękiwaniem szabelką. Kreuje się, niestety skutecznie, mentalność służalczo-żebracza

Publikacja: 31.12.2010 00:01

Polemika Wildsteina ze Skwiecińskim

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Polska prawicowa inteligencja miast cieszyć się odzyskaną wolnością i tym, że w jej kraju i jego otoczeniu wszystko postępuje w jak najlepszym kierunku, pogrąża się w katastroficznych rojeniach i mobilizuje nie wiadomo przeciw czemu. Taki jest sens artykułu Piotra Skwiecińskiego „Ambicje na miarę bajek” (Rz 24.12). Wynika z niego dodatkowo, że postawy te są na tyle silne, iż autor uznaje je za największe dziś zagrożenie dla Polski.

Skwieciński pisze wprawdzie, że sytuacja międzynarodowa rzeczywiście się dla Polski pogorszyła, a: „przedtem mainstreamową narrację w kwestii położenia międzynarodowego Polski cechowała irytująca naiwność, przekonanie, że osiągnęliśmy szczęśliwe millennium końca historii, którego nie zakłóci nigdy nic”. Okazuje się jednak, że postawy takie, zdaniem Skwiecińskiego, to już przeszłość. Pozycja nasza nie jest natomiast taka zła, czego dowodem mają być plany przygotowane przez NATO na wypadek agresji rosyjskiej na Polskę. Sporządzone zostały one przy poparciu Niemiec, a zabiegały o nie wszystkie polskie rządy. Uspokaja to Skwiecińskiego na tyle, że za główne zagrożenie dla naszego kraju uznaje kompleksy prawicowej inteligencji oraz lęki, które z nich wynikają.

Każdy pogląd można wykpić, eksponując jego najbardziej skrajną wersję. Rzeczywiście istnieją aberracyjne wizje dokonanego już przez Niemcy i Rosję rozbioru Polski, której namiestnikiem na mocy tajnego porozumienia zgodził się zostać Donald Tusk. Tylko co z tego? Wszędzie na świecie występują absurdalne hiperbole realnych zagrożeń, które wcale nie unieważniają ich istnienia. W Polsce dziś, wbrew temu co pisze Skwieciński, absolutnie dominuje w ośrodkach opiniotwórczych, wśród inteligencji i ogółu obywateli przeświadczenie o naszym pełnym i ostatecznym bezpieczeństwie. Utrwalane jest ono przez rząd PO, który nie zajmuje się budowaniem długotrwałej strategii, a politykę zagraniczną podporządkowuje wizerunkowi i partyjnym interesom. Jego działaniom towarzyszy klaka ogromnej większości mediów. Dzieje się tak w sytuacji narastającej niestabilności światowej, z której wynikają rozliczne poważne niebezpieczeństwa, jedne łatwiejsze, inne trudniejsze do zdiagnozowania. W takim stanie rzeczy koncentrowanie się na – przyjmijmy, że przesadnych – lękach marginalnych grup budzić musi zdziwienie.

[srodtytul]Z głównym nurtem[/srodtytul]

Rząd Tuska nie ma międzynarodowej strategii, bo trudno za taką uznać chęć przypodobania się silniejszym państwom. Jego polityka zewnętrzna nie różni się od wewnętrznej. Celem jest jak najdłuższe utrzymanie władzy, a środkiem do tego marketing polityczny, czyli manipulacja świadomością zbiorową. Szef MSZ Radosław Sikorski mówi o „płynięciu z głównym nurtem” polityki europejskiej jako naszym politycznym wyborze.

Gdyby polskie media spełniały swoje funkcje, sformułowanie takie spowodowałoby trzęsienie ziemi. Polityka UE jest wypadkową interesów jej członków. Stwierdzenie, że dostosowywać się będziemy do jej prądu, oznacza, że rezygnujemy z naszej podmiotowości, a więc zabiegania o polską rację stanu, którą powinniśmy realizować przez europejskie struktury. Uprawiając umiejętną dyplomację, sporo, co nie znaczy wszystko, możemy osiągnąć. Płynąc z prądem, skazujemy się na przypadek, który tylko wyjątkowo będzie nam sprzyjał. Rzadko interesy jednych państw w pełni współgrają z interesami innych. Sztuka polityki polega na tym, aby osiągnąć jak najwięcej, prowadząc grę pomiędzy rozmaitymi podmiotami dążącymi do odmiennych celów.

Główny nurt polityki unijnej wyznaczany przez kontynentalne potęgi nieczęsto jest tożsamy z naszym interesem, choćby z tego powodu, że nie są one, w przeciwieństwie do nas, zagrożone przez Rosję i są do niej nastawione raczej pozytywnie jako do partnera biznesowego i ewentualnego koalicjanta w światowych rozgrywkach.

Minister Sikorski ogłosił rezygnację z koncepcji jagiellońskiej. Przedstawiając w krzywym zwierciadle ten z gruntu pragmatyczny projekt, uznał go za polskie sny o potędze. To, co zaproponował w zamian, trudno jednak uznać za co innego niż retorykę. Koncepcja jagiellońska to dążenie do koalicji państw zagrożonych rosyjskim imperializmem. Kilka z nich należy do UE i nawet w jej strukturach stanowi pewną siłę, zwłaszcza że mogą przyciągnąć do współpracy i inne kraje unijne: Finlandię, Szwecję, a nawet Wielką Brytanię, które z różnych powodów nie mają tak dobrych relacji z Moskwą jak Niemcy czy Francja. Naturalnym uczestnikiem tego sojuszu powinny być państwa, które świeżo się oderwały od Związku Sowieckiego i obawiają powrotu do Moskwy, takie jak Ukraina, kraje kaukaskie czy w dalszej perspektywie Białoruś.

Nie jest to projekt łatwy, wymaga długotrwałych i skomplikowanych działań, które efekty przynieść mogą w dalszej perspektywie, a więc coś z gruntu obcego władzom PO dążącego do natychmiastowych, propagandowych sukcesów.

Cóż więc zaproponowali nam Tusk i Sikorski? Zaprzyjaźnienie się z Moskwą.

[srodtytul]Poklepywanki[/srodtytul]

Szokujący jest infantylizm owej spersonifikowanej i „uczuciowej” polityki oferowanej nam przez marketingowców premiera i wspierający go główny nurt mediów. Pozostawiając na boku banały w rodzaju: państwa nie mają przyjaciół, ale interesy, podkreślić należy zasadniczy charakter relacji rosyjsko-polskich. Warszawa nie jest zagrożeniem dla Moskwy, a co najwyżej dla jej imperialnych ambicji. Natomiast kontynuująca imperialną politykę Rosja jest ex definitione śmiertelnie niebezpieczna dla naszego kraju. Koncepcja jagiellońska to sojusz obronny. Tymczasem Rosja co najmniej od czasu dojścia do władzy Putina powróciła do polityki odbudowy dawnego imperium i wszelkie działania wewnętrzne czy zewnętrzne podporządkowuje temu celowi.

Nie można wykluczyć, że w dalszej przyszłości Rosja się zdemokratyzuje i odejdzie od swojej imperialnej tożsamości. Łączę ten wewnętrzny i zewnętrzny aspekt polityki rosyjskiej, gdyż rzadko gdzie indziej są one tak ze sobą związane. W Rosji brak demokratycznych swobód oraz niski poziom życia kompensowany był zawsze poczuciem przynależności do światowego imperium. Na razie nic nie wskazuje na to, aby miała nastąpić demokratyzacja tego kraju, a imperialne cele formułowane są przez jego władze wprost. Polityka gospodarcza państwa ma być środkiem do prowadzenia polityki tout court. A doradcy strategiczni rządu i prezydenta mówią bezpośrednio o „finlandyzacji” (odebraniu suwerenności zewnętrznej) krajom graniczącym z Rosją. W tym kontekście zajmowanie się uśmiechami i uściskami, jakie rosyjscy przywódcy serwują naszym, jest dziecinadą.

Jeśli jednak polityka zagraniczna jest elementem polityki wizerunkowej obecnego rządu Polski, to jej celem jest wytworzenie przeświadczenia, że obecni przywódcy są w stanie zapewnić nam bezpieczeństwo. Propaganda owa sugeruje, że wszystkie dotychczasowe napięcia były efektem naszych błędów i wystarczy, abyśmy je naprawili, a pławić się będziemy w polsko-rosyjskiej harmonii.

Dzięki tego typu marketingowym operacjom udaje się osiągnąć dwa cele. Uśpić opinię publiczną, która daje sobie wmówić, że polityka międzynarodowa to „płynięcie z głównym nurtem” oraz poklepywanie się po plecach z możnymi tego świata, czego nikt tak dobrze jak rząd Tuska nie potrafi, i zdezawuować wewnętrznych przeciwników (czytaj PiS), którzy wskazują realne zagrożenia, jakie stoją przed Polską (nawet jeśli przyjmiemy, że je wyolbrzymiają, to jako opozycja mają do tego prawo).

[srodtytul]Agresja niejedno ma imię[/srodtytul]

Tymczasem świat współczesny jest jak najdalszy od stabilności i dowodzi, jak błędne były wyobrażenia o końcu historii. Kryzys gospodarczy zademonstrował kruchość unijnych instytucji. Szukając właściwego remedium, najsilniejsze kraje porozumiewały się poza nimi, aby dopiero potem je im narzucić. To samo dotyczy konsekwencji gospodarczego załamania, czyli ratowania europejskich bankrutów. Wyraźnie widać, że Europa coraz bardziej zaczyna przypominać koncert mocarstw, w którym decydują najsilniejsi.

Nie wiemy, czy wyszliśmy już z gospodarczego krachu, ale obecna wojna walutowa, w której uczestniczą największe potęgi świata, dowodzi raz jeszcze, że w trudnej sytuacji powraca narodowy egoizm. A kryzys może się odezwać jeszcze gwałtowniejszą falą, potęgując na świecie wszelkiego typu, również polityczne, niepokoje.

Jedyną odpowiedzią na taką ewentualność jest silne państwo, które potrafi postawić tamę wewnętrznym niepokojom i oprzeć się presji zewnętrznej. Państwo, które jest zdolne rewindykować swoje interesy. III RP jest zaprzeczeniem takiego państwa, a rządy Tuska są tego szczególnym przykładem.

Wmawianie nam, że żyjemy w najbezpieczniejszym czasie i miejscu, prowadzi do mentalnego rozbrojenia, które przekształca się w rozbrojenie realne. Rząd PO dokonał tego: aby przypodobać się młodym ludziom, zlikwidował armię z poboru, nie tworząc w zamian armii zawodowej z prawdziwego zdarzenia, gdyż to, czym dziś dysponujemy, to zredukowany korpus ekspedycyjny, który może uczestniczyć w dalekich misjach, ale nie jest w stanie bronić kraju.

Jeśli nawet dziś zbrojna agresja na nasz kraj nie wydaje się prawdopodobna, to nie wiadomo, czy nie stanie się taka w nieodległej przyszłości. Czy ktoś rok przed atakiem Rosji na Gruzję uwierzyłby w taką ewentualność? Wmawianie nam, że sami nie potrafimy się obronić, a więc nie ma co wydawać na polską armię pieniędzy, jest fatalnym sygnałem dla obywateli i potencjalnych napastników.

Wydaje się, że Skwieciński także wierzy, że obronią nas inni, w tym wypadku NATO. Tylko że tworzenie planów ewentualnościowych wcale nie gwarantuje nam ich realizacji w momencie zbrojnej agresji. NATO obecnie to nie jego imiennik z czasów zimnej wojny i coraz bardziej grawituje w kierunku bardziej politycznego niż militarnego sojuszu. Skwiecińskiego uspokaja to, że Niemcy były za rozciągnięciem parasola ochronnego także nad Polską. To dość naturalne, że nie chcą one wojny na terenie Europy, a plany obronne mają również (może głównie) odstraszający charakter. Czy znaczy to jednak, że Niemcy pospieszyłyby nam z pomocą w momencie jej wybuchu? Zresztą agresja zbrojna to rzeczywiście na razie mało prawdopodobny, skrajny wariant sytuacji. Czy jednak Niemcy wykazują się europejską solidarnością, budując na dnie Bałtyku gazociąg, którego uzasadnieniem jest polityka, a nie ekonomia, gdyż taniej byłoby rozbudować biegnący przez Polskę rurociąg jamalski? W tym rosyjsko-niemieckim przedsięwzięciu chodzi o to, aby wyeliminować Polskę jako pośrednika. Czy to nie niepokoi Skwiecińskiego?

[srodtytul]Dla Polski – tylko przy okazji[/srodtytul]

Skwieciński rozbraja krytyki pod adresem urzędującego premiera, sprowadzając je do oskarżeń o agenturę i wskazując na podstawie WikiLeaks (swoją drogą, przecenia rangę tych dokumentów), że zabiegał on o objęcie nas bezpośrednią obroną przez NATO. Trudno się dziwić. Nie oskarżam Tuska i Komorowskiego o pozostawanie na moskiewskim żołdzie. Nawiasem mówiąc, typowy zabieg propagandy PO i współtworzących ją dominujących mediów naszego kraju polega na sprowadzaniu każdej krytyki do jej ekscesów, aby odmówić debaty nad jej meritum.

Zgadzam się, że jeśli nie koliduje to z ich wizerunkową i partyjną polityką, rządzący dziś Polską podejmują działania na jej rzecz. Oskarżam ich, że generalnie nie zajmują się polską racją stanu, która wymaga dłuższej perspektywy. Tusk powiedział zresztą, że chodzi o to, aby dobrze się żyło tu i teraz, czytaj: abym ja sprawował jak najdłużej władzę. Przy takim założeniu nie sposób prowadzić międzynarodowej polityki.

Punktem wyjścia strategii Tuska i Sikorskiego było dezawuowanie wszystkiego, co robili ich poprzednicy. Poprzedniej ekipie udało się przenieść na poziom unijny sprawę moskiewskiego embarga na polskie towary spożywcze. Fakt, że UE uznała, iż jest ono w nią wymierzone, oznaczał, że Rosja będzie musiała się z niego wycofać, i to raczej prędko. Nowy rząd zrezygnował z unijnej osłony i powrócił do dwustronnych negocjacji z Rosją, za co został wynagrodzony przez Moskwę czasowym zdjęciem embarga na polskie mięso, rzecz absolutnie nieznacząca w polskim bilansie handlowym, ale ogłoszona jako wielki sukces nowej władzy.

Takie działanie może utrudnić odwołanie się do UE w wypadku podobnych retorsji rosyjskich. Wątpliwe, czy ratyfikacja układu o tarczy antyrakietowej ze strony Polski wpłynęłaby na decyzję nowego prezydenta USA Baracka Obamy w tej sprawie. Wiemy jednak, że należało zrobić wszystko, aby układ ten przyjąć. Rząd Tuska chciał się pochwalić lepszymi warunkami niż poprzednicy, ryzykując strategicznie ważny dla nas traktat. Podobny charakter miało ostentacyjne lekceważenie, a nawet bojkotowanie i wyśmiewanie wysiłków prezydenta Lecha Kaczyńskiego zmierzających do stworzenia jagiellońskiego sojuszu z postsowieckimi krajami. A wszystko to przy chóralnym aplauzie mediów i polskich ośrodków opiniotwórczych. Tylko interwencja Komisji Europejskiej zablokowała skrajnie niekorzystny dla nas układ gazowy z Rosją. Oddanie Moskwie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej bez nawet próby w nim uczestnictwa jest rezygnacją z podmiotowości w tej kwestii, a sprzedawanie nam uścisków z szefami rosyjskimi jako przełomu w naszych stosunkach jest niepoważnym traktowaniem obywateli. I tu jest pies pogrzebany.

[srodtytul]Potrzeba megalomanii[/srodtytul]

Skwieciński zgodnie z dominującą w III RP tendencją zajmuje się naszą megalomanią. W rzeczywistości od początku III RP aplikowana jest nam pedagogika wstydu. Mamy się wstydzić naszego dziedzictwa, które podobno jest obciążeniem uniemożliwiającym nam modernizację i europeizację. Mamy stale posypywać głowy popiołem, aby nie obudziły się w nas demony nacjonalistycznej megalomanii. W rzeczywistości to fundujący nam te lekcje establishment jest przykładem postkolonialnych kompleksów. Żywi pogardę do własnego narodu i ma kompleks niższości wobec Zachodu, do którego chciałby się za wszelką cenę upodobnić, nawet w roli tego gorszego „Europejczyka”.

Badania socjologiczne pokazują, że pedagogika wstydu przyniosła rezultaty. Postawy Polaków cechuje wyjątkowo niska samoocena, co jest zaprzeczeniem megalomanii. Na tej postawie trudno budować, ale takimi zakompleksionymi mieszkańcami łatwiej rządzić. Przeświadczeni o swojej niższości nie będą kwestionować opinii dominujących elit i podporządkują się im bez szemrania. Polityka Tuska zmierza dokładnie w tym kierunku.

Można ją streścić: przyłączmy się do silniejszych, a nic nam grozić nie będzie. Co innego znaczy: płynięcie w głównym nurcie? Jakakolwiek próba rewindykacji własnego interesu nazywana jest pobrzękiwaniem szabelką. Jeśli podporządkujemy się „Europie” będzie ona nas żywić i bronić. Czy Skwieciński nie widzi, że jest to kreowanie w Polsce, niestety skuteczne, mentalności służalczo-żebraczej? Może przydałoby się wreszcie trochę megalomanii.

Abstrahując jednak od pustoszącego zbiorową świadomość wymiaru tej polityki, jest ona zaprzeczeniem politycznego realizmu. Konfliktów da się uniknąć, tylko ogłaszając bezwarunkową kapitulację. Tymczasem PO przekonuje nas, że jest tylko jeden konflikt – z PiS, inne są jego pochodną, a ośrodki opiniotwórcze mu przyklaskują. Polacy mają grillować, a dobry rząd zajmie się wszystkim innym.

Tusk dziwi się wynikom śledztwa rosyjskiego w sprawie smoleńskiej, a przecież jego rezultat był oczywisty już w momencie, gdy Moskwa uzyskała nad nim kontrolę. Podobnie będzie z innymi sprawami.

Bronisław Wildstein, pisarz, publicysta „Rz”, laureat nagrody Kościelskich i im. Józefa Mackiewicza, ostatnio wydał powieść „Dolina nicości”.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy