„Och, kowboje i Indianie, moja droga; kowboje i Indianie – tłumaczy nagabującej go biografce. I jeszcze dodaje: – I z nienawiści do Ameryki, oczywiście. (...) Musi pani zrozumieć, że wizja Europy pod amerykańską okupacją wielu z nas wydawała się wówczas nie mniej przerażająca niż ewentualne zwycięstwo Niemców”.
Proste, prawda? Nieprawda. W książce Johna Banville’a nic nie jest proste, a „Niedotykalny” nie jest zwykłym opisem motywów „pożytecznych idiotów”, od których roiło się w zachodniej Europie przed wojną („Nie szpiegowałem dla Rosjan – mówi główny bohater w innym miejscu. – Robiłem to dla Europy. O wiele powszechniejszego Kościoła”). „Niedotykalny” to połączenie fascynującej powieści szpiegowskiej, obrazu społeczeństwa brytyjskiego w kluczowym momencie historycznym i opisu rozpadu moralnego człowieka, który chciałby uchodzić za „stoika”, który kłamstwo i zdradę traktuje jako wybór estetyczny, a któremu w miejsce przekonań pozostaje na koniec „garstka podtrzymywanych uparcie zaprzeczeń”.
Pierwowzorem powieściowego Victora Maskella jest jedna z najbardziej odrażających postaci brytyjskiego establishmentu ubiegłego wieku Anthony Blunt. Był on wysublimowanym znawcą sztuki, ekspertem od malarstwa Poussina, kustoszem kolekcji królewskiej i dyrektorem Courtauld Institute of Art, jednego z najlepszych ośrodków badań historii sztuki na świecie. Blunt był również sowieckim agentem winnym śmierci wielu ludzi w różnych częściach Europy (przekazywał np. listy antyradzieckich działaczy i organizacji w Europie Wschodniej, do których docierał dzięki swoim kontaktom z MI5), zwerbowanym w latach 30. i działającym co najmniej do lat 50. Blunt był członkiem tzw. Piątki z Cambridge, grupy byłych studentów uczelni, którzy w czasie wojny i zaraz po niej przekazywali ZSRR brytyjskie i amerykańskie dane wywiadowcze. Blunt został zdemaskowany już w połowie lat 60., ale w zamian za zeznania władze zapewniły mu nietykalność. W 1979 roku premier Margaret Thatcher ujawniła w Izbie Gmin przeszłość Blunta, królowa zabrała mu tytuł szlachecki, stracił również posady i honorowe tytuły.
Właśnie nazajutrz po wystąpieniu premier, w ten „pierwszy dzień nowego życia”, poznajemy bohatera powieści Banville’a. Zachowuje spokój, odnajduje w sobie nawet „swawolny nastrój”. Ale jest również śmiertelnie przerażony. Strach jest codziennym pokarmem Maskella. Banville drąży przy okazji barwną analogię między Victorem agentem i skrytym (w tamtych czasach innych nie było) homoseksualistą. W tej historii nie wiadomo do końca, czego Maskell boi się w życiu bardziej: zdemaskowania jako sowieckiego agenta (o to jest dziwnie spokojny), ujawnienia jego zamiłowania do nocnego seksu w londyńskich ustępach publicznych czy utraty wpływów w establishmencie, możliwości obcowania z dziełami Poussina, Vermeera i innych wielkich artystów.
Postaci Banville’a przywodzą czasem na myśl bohaterów Evelyn Waugh, w brawurowy sposób portretuje on obraz grupy wyuzdanych samozwańczych outsiderów i czasów, w których orgie seksualne mieszają się z bombardowaniami Londynu, a eseje na temat malarstwa nie kłócą się z opisami rozmów bohatera z sowieckimi prowadzącymi. Życie Maskella jako agenta nie jest wcale barwne, nie ma tu pościgów ani ucieczek w ostatniej chwili. Wręcz przeciwnie – spotyka się ze swoimi przełożonymi w zatęchłych pubach, często zlecają mu zdobycie banalnych informacji, jego wizyta w Moskwie nie jest żadnym przełomem, wręcz przeciwnie – potwierdza jego przypuszczenia, że Rosja jest „przygnębiającym krajem”, w którym nigdy nie chciałby mieszkać.