Siedem razy upadam, siedem razy powstaję

Z Robertem „Litzą” Friedrichem rozmawia Jacek Cieślak

Aktualizacja: 27.04.2011 19:52 Publikacja: 23.04.2011 01:01

Siedem razy upadam, siedem razy powstaję

Foto: ROL

Rz: Jakie są losy Arki Noego?



Zadziwiające jest to, że gramy po 50 koncertów rocznie, na każdy z nich przychodzi po kilka tysięcy ludzi, a media o tym nic nie wiedzą, nic nie mówią. Na szczęście brak medialnego sukcesu nam nie szkodzi. Rozdawanie autografów nie jest tak ważne jak same koncerty. Co się z nami dzieje, można zobaczyć na naszej stronie www.arkanoego.pl, gdzie działa też nasza arkowa telewizja.



Ile osób przeszło przez Arkę?



Myślę, że koło setki. Trzon jest wciąż ten sam – rodzina Friedrichów i Starostów. Malejonków i Pospieszalskich już nie ma, bo ich dzieci dawno wyrosły. Najstarsi, w wieku 21 – 23 lat, studiują albo poszli na swoje. Mikołaj Pospieszalski ma zespół Dagadana, a Marek Pospieszalski gra z młodym Mazzolem. Martyna i Dominik Szczepaniak występują w Charlie Monroe. Kaja Chmiel, która śpiewała „A gu gu" i „Siejeje", ma już za sobą debiut płytowy z zespołem Sunguest. Moje dzieciaki nie zajmują się muzyką profesjonalnie. Grają, ale w domu. Jeździmy razem na festiwale, na reggae w Ostródzie. Młodsi kończą matury, jeszcze młodsi są w gimnazjum. Teraz śpiewają dzieciaki najmłodsze.

Arka Noego jest też projektem edukacyjnym, religijnym. Czy powiódł się w stu procentach?

Nie myślałem o tym w ten sposób.

Ale piosenki są z ducha Ewangelii.

Powiedzmy, że mają dawać ludziom nadzieję. Z ewangelizacją byłbym ostrożny. Ją robi się za darmo. Z Arką Noego po prostu gramy dobre rodzinne koncerty. Doświadczenia ewangelizacyjne mamy we wspólnotach, w których działamy. Arka była ich owocem. Pomyśleliśmy: dlaczego tylko nasze dzieci mają znać odpowiedzi na trudne pytania, i chcieliśmy się podzielić tym, co mamy na co dzień we wspólnocie. Szansę na to dało telewizyjne „Ziarno". Tak się wszystko zaczęło. Wielu ludzi na tym skorzystało.

Wszyscy idą dobrą drogą czy się zbuntowali – ich ścieżki stały się kręte?

Nie słyszałem, żeby ktoś się wykoleił. Większości pomaga to, że są w swoich wspólnotach.

Wielkim problemem dla rodziców jest teraz inwazja elektronicznych gadżetów w dziecięcy świat. Jak radziłeś i radzisz sobie z tą kwestią?

Nie obudziłem się z ręką w nocniku. Powtarzam z uporem maniaka, że „nawiedzony" jest ten, kto nie patrzy na życie od strony duchowej. Koncentrując się na ciele, hedonizmie i konsumpcji, można się obudzić z ręką w nocniku naprawdę. Dzieci, które nie doświadczyły prawdziwej rodziny, mają trudno: trudno jest im odróżnić dobro od zła i wybierać. Czasami wybierają zło, nie wiedząc o tym. Zdarza mi się brać udział w spotkaniach, na których, gdy się już coś złego stało, pytają mnie, co zrobić. Odpowiadam, że nie wiem. Trzeba było o tym myśleć kilkanaście lat temu. Pewne zmiany są nieodwracalne, chociaż cuda w swym życiu widziałem.

Twoje dzieci chodzą do szkół publicznych?

Wszystkie nasze dzieci chodzą do państwowych szkół. Nie stać nas na prywatne czy katolickie. Moje dzieci mają tam przyjaciół. Stykam się z takimi samymi problemami jak inni. Na przykład mój syn jest w czwartej klasie i wybuchła tam tak zwana seksafera w IVb. Grupa chłopaków miała w telefonach filmy pornograficzne. W tym wieku! Mam nadzieję, że mój syn powie zawsze w takich sytuacjach „nie, nie chcę tego oglądać". Niech będzie w tych swoich wyborach „dziwny" tak jak ojciec.

A czujesz się liderem w swoim środowisku, wzorem?

Jestem ojcem. Lider to jest coś innego. Staram się nie pogubić tego, co mi powierzono. Ojciec to jest ważna osoba. Arka śpiewa o tym od początku. Ojciec, który siedzi z dzieciakami przy stole, modli się z nimi przed jedzeniem, przekazuje swoim dzieciom wiarę. Może ktoś powie, że to konserwatywny styl życia. Ale skuteczny.

Dzieci, stykając się ze światem zewnętrznym, zadają rodzicom trudne pytania. Zapamiętałeś jakieś szczególnie?

Życie moich dzieci nie jest mi obce i wiele ich decyzji jest ze mną i moją żoną konsultowanych. Czasami mogę pomóc, ale niektóre historie muszą przeżyć same.

A musiałeś, tak jak ja, zakazać swojemu dziecku korzystania z Facebooku, bo używało?go w nieodpowiedni sposób?

Dbałość o kręgosłup moralny jest podstawą. Nie chodzi o to, żeby zakazać, założyć dziecku kajdanki i szlaban na Internet. Trzeba ukształtować w nim człowieka, który wie, że pewne rzeczy niosą ze sobą śmierć, a pewne życie.

Miałem wrażenie, że się staram, ale widać nie wyszło. Życie cały czas nas zaskakuje. Nie żyjemy w próżni. Nie musiałeś niczego zakazywać?

Nie. Wiem, że moje córki same wylogowały się z Facebooku na jakiś czas, bo zauważyły, że tracą prawdziwe życie, a wszystko szło na konto wirtualności. Dopiero szkoła czy studia spowodowały, że musiały mieć konta, bo tylko w ten sposób profesorowie przekazują informacje o zajęciach. Co można powiedzieć? Chodzi o to, by media służyły ludziom, by ludzie nie stali się ich niewolnikami.

A czy pojawiły się tematy, z którymi miałeś kłopot?

A czy porozmawiamy o muzyce?

Porozmawiamy, ale chciałbym cię jeszcze zapytać o bycie ojcem. Mogę?

Możesz, tylko nie wiem, czy jestem kompetentny. Nie czuję się upoważniony, żeby kogoś atakować swoimi wyborami. Świat odrzuca życie w Kościele, we wspólnocie. A kiedy ktoś zadaje mi pytania, jak wychować dzieci, nie potrafię odpowiedzieć inaczej, jak czerpiąc właśnie z nauki Kościoła. Trudno mi te rzeczy rozłączyć. Nie mogę dać rady typu „Jedz chudszy majonez, bo on jest zdrowszy...", bo nie mówię o tym, jak mieć piękne ciało, tylko o kręgosłupie moralnym. Niestety, znaczenia takich słów, jak: Kościół, Krzyż i wiara, są wykrzywione. A bez nich mamy rękę w nocniku. A wręcz w gównie.

Jaki system higieny proponujesz?

Pomaga mi, że dwa razy w tygodniu mamy z rodziną liturgię słowa, czytamy psalmy. Korzystamy z doświadczenia pokoleń, które pozostawiły swój świat uporządkowany. A żyjemy w czasie totalnego rozp... wszystkiego. Człowieczeństwo rozmienia się na drobne. Widzę, że moje pokolenie zajęło się sportem i grillowaniem, a małżeństwa się rozpadają. Ludzie idą od klęski do klęski. Bardzo cierpią. Z tego powodu chcę się spotkać z młodymi, którzy dopiero ruszają w dorosłe życie. Dać im nadzieję. Powiedzieć: odwagi, spróbujcie jeszcze raz z nadzieją, że Bóg istnieje i jest dobry. Może to droga niepopularna, niemodna.

Trudniejsza?

Nie. Jak słyszę, że życie w Kościele jest trudniejsze, buntuję się. Życie we wspólnocie, kiedy ma się liturgię, jest dużo prostsze. Towarzyszą ci ludzie, którzy też przechodzą zmagania i upadki w życiu, ale się wspieramy. Generalnie ludzie poza Kościołem są pozostawieni sami sobie. Dla mnie życie bez braci ze wspólnoty jest trudniejsze. Wymaga od człowieka, żeby zajął miejsce Boga, a człowiek wtedy sobie nie radzi. Po co ludziom antydepresanty? Skąd się biorą nerwice i bezsenne noce?

To jest przemysł związany z ludzkim nieszczęściem.

A skąd brać radość, kiedy przeszłość została zmarnowana, a przyszłość straszy? Kiedy obserwuję środowiska atakujące Kościół... Europę atakującą Kościół, czyli Chrystusa, myślę, że sra we własne gniazdo, a potem się dziwi, że cuchnie. Sorry, że się tak uniosłem, ale rozmawiamy jak rówieśnicy. Ilu twoich przyjaciół się rozwiodło?

Moi najbliżsi przyjaciele nie brali ślubu.

Bo się bali żyć dla drugiego?

Może mieli złe rodzinne doświadczenia?

Pochodzę z rozbitej rodziny, podobnie moja żona. Ale my chcieliśmy być razem, bo gdzie szukać pomocy? W pracy? W biznesie? Przez 23 lata małżeństwa różnych robót się imałem. Pracowałem jako dekarz, jako sprzątaczka w Peweksie. Ale sprzedałem też milion płyt. Dlatego mogliśmy wziąć kredyt i kupić dom, zamieszkać w spokojnym miejscu. Człowieka może zabić chciwość pieniędzy i ich brak. Jednak to są rzeczy wtórne. Ważny jest duch. Może mi ktoś powie, że jestem nawiedzony, bo przeżyłem trudne operacje serca. Ale znam ludzi, którzy nie mieli takich przejść jak ja i też trzymają się Boga. Są bardzo zadowoleni z życia. Mają nadzieję i nie boją się przyszłości.

Czy rozmawiałeś ze swoimi dziećmi na temat Acid Drinkers, czyli Kwasożłopów, oraz rockandrollowego trybu życia, jaki prowadziłeś?

Ależ proszę cię! Przecież Acid Drinkers to są wujkowie dla moich dzieci! Ślimak to rodzina – szwagier. Jego dzieciaki są kuzynami moich. Tytus jest też poniekąd moją rodziną. Zawsze będzie wujek Tytus i wujek Popcorn. Wciąż jesteśmy kumplami. Acid Drinkers to był mój zespół i pozostał mi bliski.

A czy dzieci pytały cię o zmianę stylu życia?

Nie przesadzaj. Uratowało mnie to, że od początku małżeństwa byłem w Kościele. Rozrabiałem jak pijany zając, ale byłem w Kościele. Mój tzw. religijny rozdział nie zaczął się od zespołu 2TM2,3. Już na mojej pierwszej profesjonalnej płycie z Turbo był utwór „Salvator Mundi".

A kiedy zacząłem sobie zadawać pytania o sens życia, nie znalazłem odpowiedzi na imprezach, tylko w Ewangelii. Dziś nie mówię, że nie rozrabiam jak pijany zając. Jestem człowiekiem niebezpiecznym dla siebie samego.

Nie odstawiłeś alkoholu do końca?

Nigdy. Ale też nigdy go nie nadużywałem. Moja żona mówiła, że byłem kiepskim rockandrollowcem. Teraz jestem kiepskim chrześcijaninem.

Powracasz do ciężkiej muzyki na czele Luxtorpedy.

Od dawna myślałem, żeby nagrać taką płytę i mieć zespół, z którym mogę robić próby. To jest coś najlepszego. Pamiętam to z czasów Acid Drinkers. Zaczęliśmy grać z Krzyżykiem, Kmietą z zespołu Armia i Drężkiem. Na początku grupa miała się nazywać Litza, ale widziałem zaangażowanie kolegów, którzy włączyli się w tworzenie płyty. Potem doszedł do nas Hans z 52 Dębiec i robimy to, co lubię: jest czad, ale i coś ważnego do powiedzenia.

Płyta, którą nagraliście, jest antysystemowa. Śpiewacie o świniach, dla których bogiem w trzech osobach jest władza, mamona i wpływy. Czujesz, że ludzie podzielili się na ofiary i kontestatorów systemu?

Tak naprawdę to piszemy o sobie, o swoich różnych zmaganiach. Każdego dnia rano widzę przed oczami dwie rzeczywistości – bałwochwalstwo, czyli równię pochyłą, albo miłość i rodzinę. Czasami udaje mi się wybrać dobrze, a czasami upadam. Dlatego śpiewam o tym, że siedem razy na dzień upadam, siedem razy na dzień powstaję. Przegrywam, kiedy się poddaję.

W wideoklipie ze studia rozmawiasz z synem o tym, czy lubi kontrolę.

Krzyczałem podczas nagrania, przybiegł przerażony. Wytłumaczyłem mu, że śpiewałem piosenkę o tym, że jesteśmy kontrolowani. Powiedział mi, że nie lubi kontroli.

Chodzi o „Niezalogowanych".

Tak. To utwór o kontroli medialnej nad człowiekiem. Każdy jest namierzany jako target, konsument. Jestem przerażony badaniami rynku, statystykami, które traktują nas przedmiotowo jak część przemysłu, handlu – tryb strasznej machiny. Cały obecny system oparty jest na wciskaniu na siłę produktów i kredytów. Posiadania wbrew rozsądkowi i ponad miarę. Tak rodzi się gigantyczny dług, którego nikt nie będzie w stanie spłacić. Takie są przyczyny światowego kryzysu.

Do 1989 r. myśleliśmy, że Big Brother jest komunistyczny, teraz przekonaliśmy się, że ma również kapitalistyczne oblicze.

Nie trzeba nam wszczepiać czipów. Mamy przy sobie komórki, można nas namierzyć w każdej chwili. Sprawdzić, gdzie jesteśmy, co robimy. Odbiera nam się wolność. Poprzez fałsz albo plotkę fałszuje nasze poglądy.

Co masz na myśli?

Ktoś mi założył profil na Naszej Klasie. Znajomi pisali, mając nadzieję, że to ja odpisuję, a po pewnym czasie odkryli, że mnie tam nie ma. Nie siedzę w sieci nazbyt długo. To, że jesteśmy dobrze promowani z

Luxtorpedą w Internecie, jest zasługą mojego dawnego fana, który teraz jest franciszkaninem. Lubi mocną muzykę, interesuje się mediami. Zobaczył, że jesteśmy ciency w te klocki, i postanowił nam pomóc. Dlatego na planszach końcowych naszych filmów jest zawsze link do strony www.franciszkanie.pl.

Niestety, musimy robić zakupy, wybrać jakąś markę. Masz na to sposób?

Sam decyduję o tym, co chcę kupić, co jest mi potrzebne.

Udaje ci się to do końca?

Nie. Czasami kupuję za dużo, niepotrzebnie. Jestem taki jak inny. Zdarza mi się ulegać manipulacjom. Dlatego kiedy mam szansę protestować, robię to na cały głos.

Jak twoje dzieci zareagowały, widząc cię na okładce „Metal Hammera", magazynu, który promuje również zespoły kreujące wizerunek satanistycznych?

One się tym nie interesują.

Ale czy ta forma ekspresji nie wydała im się dziwna? Ojciec wyglądający jak James Hetfield z Metalliki?

Oni mnie takiego znają. Nie dzielimy świata na sacrum i profanum. Od czasu kiedy Chrystus zmartwychwstał, wszystko jest sacrum. Oczywiście człowiek może rzeczywistość próbować desakralizować i tak niestety często jest, ale to jego problem, a nie sacrum.

A co myślisz o takich zespołach, jak Vader czy Behemot?

Vader kojarzy mi się z Peterem, którego znam od lat. Interesuje się wojną oraz modelami do sklejania.

Tak jak Lemmy z Motorhead. A Behemot?

Nie demonizujmy rzeczywistości. Podoba mi się to, co powiedział jeden z muzyków Iron Maiden, że jedyny satanista, którego zna, to jego księgowy.

Kazik na Żywo nagrał 11 utworów. Będzie nowa płyta w tym roku?

Bardzo bym chciał, bo to jest niesamowity projekt – prawdziwe Porozumienie Ponad Podziałami. Mamy muzykę, teraz wszystko w rękach Kazika. Myśli nad tekstami. Nie chce zrobić nic, co byłoby poniżej poziomu.

Będziesz miał wpływ na te teksty?

Nie. Ufam Kazikowi. To, co pisze, jest bardzo potrzebne i ważne. Nie spotkałem się z tekstem Kazika, który byłby o niczym.

Miesiąc temu rozmawiałem z nim o skutkach katastrofy smoleńskiej. Co mówiłeś dzieciom w jej rocznicę?

Wierzymy, że Pan Bóg jest ponad całą historią świata. Jeżeli coś dopuszcza, to z ważnych powodów. Oczywiście pojawiło się pytanie „dlaczego?". Każdy z nas w pewnym momencie życia pozna odpowiedź. Pamiętajmy jednak, że są tajemnice. Krzyż jest tajemnicą. Są tacy, którzy twierdzą, że kropla krwi Chrystusa wystarczyłaby, żeby zbawić ludzkość. Tymczasem był potrzebny krzyż. Chrystus krzyżem bardzo dobrze tłumaczy to, co się stało w Smoleńsku. Jest solidarny z tymi, co zginęli. Spadł z nimi na ziemię.

Polacy nie potrafią być razem?

Myślę, że są razem. Podziały występują na górze. U koryta zawsze jest walka, żeby wcisnąć ryj. Tracę nadzieję, że politycy walczą w naszej sprawie. Dają zły przykład.

Jacek Cieślak, krytyk teatralny i muzyczny. Absolwent teatrologii Akademii Teatralnej w Warszawie. W „Rzeczpospolitej" od 21 lat.

Rz: Jakie są losy Arki Noego?

Zadziwiające jest to, że gramy po 50 koncertów rocznie, na każdy z nich przychodzi po kilka tysięcy ludzi, a media o tym nic nie wiedzą, nic nie mówią. Na szczęście brak medialnego sukcesu nam nie szkodzi. Rozdawanie autografów nie jest tak ważne jak same koncerty. Co się z nami dzieje, można zobaczyć na naszej stronie www.arkanoego.pl, gdzie działa też nasza arkowa telewizja.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą