System naprawić muszą ci, którzy rozmontowali rynek

Kwieciste stroje, halucynogenne opary, darmowe posiłki – to może przywodzić na myśl romantyczny zryw dzieci kwiatów końca lat 60. poprzedniego wieku.

Publikacja: 04.11.2011 19:00

Ale pod tą miękką tkanką „oburzonych" „okupantów Wall Street" i naszej rodzimej „Antify" kryje się ruch społeczny sięgający korzeniami raczej wielkiego kryzysu sprzed 82 lat niż pacyfistycznych komun hipisowskich.

Same hasła niewiele nam mówią o programie, więcej o pragnieniach i goryczy. „Oburzeni" chcą lepszej pracy, równego podziału dóbr, ale też żądają, aby bankierzy nie domagali się od nich zwrotu kredytu za studia, a firmy fonograficzne - pieniędzy za pliki muzyczne. Walcząc o to, gotowi są marznąć przed giełdą w Nowym Jorku, blokować wejście do portu w Oakland, rozbijać witryny sklepowe w Madrycie, podpalać samochody w Atenach czy atakować ludzi maszerujących 11 listopada w Warszawie.

Tyle, że świat od tego lepszy nie będzie. Bezrobotni nie dostaną pracy, a bankierzy nie zrezygnują z milionowych premii. Ale w 1929 roku tłumy szturmujące bank w Filadelfii czy rozbijające obozy bezdomnych w Chicago też nie miały recepty na wyjście z kryzysu. Dzisiejsze protesty, spontaniczne blokady ulic i instytucji publicznych, to ten sam bezideowy, czasem absurdalny ruch, który 80 lat temu w Ameryce został zażegnany wielkim kompromisem społecznym. Systemem ubezpieczeń i emerytur, płacą minimalną, robotami publicznymi. W Europie zaś ten sam żywioł, niczym nie pohamowany, przedzierzgnął socjalistyczne ideały mas w faszystowskie i komunistyczne narzędzia dyktatorów.

Socjalizm po wielokroć dowiódł, że nie daje sobie rady z ekonomią. Nie ma recepty na rozwój gospodarczy, nie daje nowych miejsc pracy i wbrew całej swojej retoryce, nie czyni świata bardziej sprawiedliwym. Potrafi jednak pacyfikować nastroje. Jakkolwiek  dziwnie by to brzmiało, jest jednym z najbardziej zachowawczych mechanizmów politycznych w historii świata. Zawdzięczamy mu państwo socjalne, hamujące postęp i rozwój.

Ale też socjalizm jest swoistym kompromisem, między zawiedzionymi nadziejami a wielkimi fortunami. Mechanizmem obronnym przed erupcją społeczną i totalną destrukcją fundamentów rynkowych. Im mniej kontrolowany jest chaos, tym głębsze zachodzą zmiany w tkance społecznej i dłużej trwa powrót do normalnie funkcjonującego społeczeństwa. Stąd warto uważnie wsłuchiwać się w hasła, czytać miedzy wierszami czasem irracjonalnych roszczeń, czy nienawiści do patriotycznych symboli narodowych.

W tle narzekań na finansjerę, wszędzie — od parku Zuccotti w Nowym Jorku po warszawskie ugrupowania lewicowe — przewija się jeden wspólny motyw. Dysproporcje społeczne. Zbyt wielka i nadal rosnąca przepaść między najbogatszymi a najbiedniejszymi. Liczby nie kłamią. I choć w historii owe dysproporcje bywały niepomiernie większe, to te we współczesnym świecie dla wielu mogą być rażące.

Ale przecież kapitalizm, według Adama Smitha, nigdy nie miał zrównywać wszystkich. Dysproporcje miały być naturalnym elementem konkurencji i równowagi społecznej. To nie jest system, w którym wszyscy wygrywają w ruletkę. W kapitalizmie, żeby ktoś wygrał, ktoś musi przegrać. Żeby wygrać, trzeba ryzykować. I — jak pisał Smith — częściej kończy się przegraną niż wygraną. Dopiero w skali całej społeczności wszyscy możemy być wygrani.

Rozpiętości majątkowe zawsze więc były i zawsze będą. I dlatego nie przepaść powinna nas razić, ale jak do tego pęknięcia doszło.

Jeżeli wielkie instytucje finansowe podejmują wielkie ryzyko i popełniają jeszcze większe błędy, to odpowiedzialni za to powinni lądować na bruku. Zbyt rzadko się jednak tak dzieje. Banki najpierw ryzykują pieniędzmi podatników, a potem wyciągane są z tarapatów pieniędzmi podatników. To nie pazerność bankierów jest temu winna i nie jest to dowód na to, że kapitalizm się zużył. Przeciwnie. Wolny rynek został skorumpowany. Został rozmontowany i wprzęgnięty w kierat interesów coraz bardziej zabetonowanych układów politycznych.

Elity polityczne i finansowe, w Europie i Ameryce (na przykładzie firm z kapitałem skarbu państwa widzimy, jak ten mechanizm działa w Polsce), stały się jednym symbiotycznym organizmem. Partie, które potrzebują finansowania kampanii wyborczych, zapewniają ochronę polityczną najbardziej wpływowym firmom i ich prezesom. Firmy w krytycznym momencie mogą liczyć na dotacje czy pakiety bailoutowe.

A z drugiej strony producenci aut we Francji, firmy paliwowe w Polsce, banki w Ameryce w krytycznym momencie dla polityków gwarantują miejsca pracy dla wyborców, wsparcie charytatywne albo przystępne ceny benzyny.

„Oburzeni" z roku 2011, tak jak anarchiści w Ameryce w 1930 roku, nie mają żadnego spójnego modelu naprawy systemu politycznego. Ale pamiętajmy, że ruch socjalistyczny czy narodowo-socjalistyczny też długo nie proponował nic, oprócz rewolucji. I to nie oni, nie „oburzeni", powinni mieć program.

Socjalizm to nic innego jak tylko zwykły bezpiecznik wmontowany w system rynkowy. W Grecji, w Ameryce, Hiszpanii za chwile ten bezpiecznik wyskoczy. W Polsce mamy jeszcze trochę czasu. Ale żeby znowu mógł popłynąć prąd, system naprawić muszą ci, którzy niegdyś rozmontowali rynek. W innym razie pogrąży nas bezmyślna fala ekstremy.

Franklin Delano Roosevelt miał swego czasu pomysł na kryzys. Europie go zabrakło, co na blisko sto lat zmieniło mapę polityczną całego świata.

Ale pod tą miękką tkanką „oburzonych" „okupantów Wall Street" i naszej rodzimej „Antify" kryje się ruch społeczny sięgający korzeniami raczej wielkiego kryzysu sprzed 82 lat niż pacyfistycznych komun hipisowskich.

Same hasła niewiele nam mówią o programie, więcej o pragnieniach i goryczy. „Oburzeni" chcą lepszej pracy, równego podziału dóbr, ale też żądają, aby bankierzy nie domagali się od nich zwrotu kredytu za studia, a firmy fonograficzne - pieniędzy za pliki muzyczne. Walcząc o to, gotowi są marznąć przed giełdą w Nowym Jorku, blokować wejście do portu w Oakland, rozbijać witryny sklepowe w Madrycie, podpalać samochody w Atenach czy atakować ludzi maszerujących 11 listopada w Warszawie.

Pozostało 86% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy