Putin nie ucieknie do Korei

Władimir Bukowski, słynny sowiecki dysydent, kandydat w wyborach prezydenckich w Rosji w 2008 roku

Publikacja: 24.12.2011 00:01

Putin nie ucieknie do Korei

Foto: Archiwum

Opozycja wzywała Rosjan, by 24 grudnia wyszli na ulice zaprotestować przeciwko władzom na  Kremlu. Czy koniec grudnia to dobry termin na takie akcje? A poza tym czy ludzie nie stracili nieco zainteresowania wyborami, które odbyły się już kilka tygodni temu?



Zbliżają się święta noworoczne, ludzie będą myśleć o codziennych sprawach. Ale to nie znaczy, że przestali interesować się protestami. Protesty będą narastać, a kulminacja nastąpi w marcu przyszłego roku, przed wyborami prezydenckimi. Co zrobią wówczas władze, nie wie nikt. Na Kremlu pewnie też nie wiedzą. Ale już teraz można zauważyć, jak bardzo władze są zaniepokojone narastającym niezadowoleniem społecznym.



Rosjanie mają dość rządów Władimira Putina? Przecież wcześniej go popierali.



Fala niezadowolenia narastała od lat. W Moskwie i Petersburgu zwyczajowo wychodziło na ulice kilka tysięcy osób. Niezadowolonych z sytuacji politycznej i gospodarczej jest jednak i było więcej. Ci ludzie wiedzieli, że muszą coś zrobić, ale jednocześnie szukali powodów, by zostać w domu. Tłumaczyli się, że są zajęci, że mają chorą żonę lub dzieci. Protesty innych zostawiały jednak ślad w ich świadomości. Za każdym razem mieli dylemat: iść czy nie. Mieli to na sumieniu. Tłumaczenia w pewnym momencie przestały wystarczać, musieli dokonać wyboru. Poza tym rosyjskie społeczeństwo żyło też iluzjami i mitami, że będzie lepiej.



Na ile te nadzieje wiązały się z osobą Dmitrija Miedwiediewa?

Wielu ludzi miało nadzieję, że podczas swojej drugiej kadencji przeprowadzi on rzeczywiste reformy. Oświadczenie o kandydowaniu Władimira Putina w wyborach prezydenckich w przyszłym roku było dla nich jak kubeł zimnej wody, zostali skrępowani i rzuceni twarzą w glebę. Znów Putin! Iluzje i mity prysły. Osobiście nigdy nie miałem złudzeń wobec osoby Miedwiediewa i dziwiłem się, że żywi je tak wielu Rosjan. Teraz rzesza ludzi, w tym intelektualistów czy studentów, musi zdecydować, co robić: jeśli Putin ma zostać u sterów przez kolejne 12 lat, to trzeba wyjechać z Rosji. Jeśli wyjazd jest niemożliwy, to trzeba wychodzić na ulice.

Ale pomarańczowej rewolucji w Rosji nie będzie?

Nie. Rosja jest zupełnie innym krajem. Jest ogromna, co bywało powodem do dumy i zapewniało przewagi strategiczne, ma 12 stref czasowych... Mamy też inne niż w Kijowie władze, które z własnej woli zapewne nie odejdą. W grę wchodzą duże pieniądze, ogromne nadużycia. Jednocześnie jednak – dokąd nasze elity mogłyby uciec? Do Korei Północnej? Kto tam na nie czeka? Dlatego też będą walczyć do końca.

Intelektualiści rosyjscy apelują do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa jako zwierzchnika sił zbrojnych, by podczas protestów 24 grudnia nie wyprowadzał wojsk na ulicę. Czy podziela pan obawy, że podczas demonstracji może dojść do rozlewu krwi?

Lęk intelektualistów jest przesadzony. Myślą, że na ulicach miast pojawią się czołgi. Ale przecież Rosja nie ma armii! Tak naprawdę Miedwiediew nie ma oddziałów, które mógłby skierować do miast. W takim stanie, w jakim znajduje się obecnie, wojsko z pewnością nie będzie chciało walczyć – z własnymi obywatelami? – ani słuchać rozkazów. W armii miały być przeprowadzone reformy, żołnierze mieli przechodzić na służbę kontraktową. Rozpoczęto te zmiany, ale utknęły one w pół drogi, ponieważ zabrakło pieniędzy.

Wrócę jednak po pytania: czy w przypadku niekorzystnego dla Kremla rozwoju wydarzeń Miedwiediew wyprowadziłby wojsko na ulice?

Przecież on o niczym nie decyduje. O wszystkim rozstrzyga aparat Władimira Putina. Kto by słuchał Miedwiediewa?

Opozycja postawiła władzy ultimatum, żądając, by sfałszowane wybory parlamentarne 4 grudnia zostały powtórzone. Czy rzeczywiście może dojść do tak spektakularnego ustępstwa ze strony Kremla?

Nie, nie wyobrażam sobie, byśmy tej wiosny doczekali drugich wyborów do Dumy. Władze mogą najwyżej zmienić szefa Centralnej Komisji Wyborczej Władimira Czurina. To stara rosyjska tradycja, jeszcze z czasów buntów przeciw władzy pierwszych Romanowów (śmiech): najbardziej znienawidzonego bojara należy zrzucić z murów prosto na nadstawione piki strzelców...

Jak ocenia pan rolę rosyjskich polityków opozycyjnych podczas ostatnich protestów?

Jestem zdania, że zachowali się jak należy. Opozycja powinna popierać ludzi na ulicach, wspierać wszelkie inicjatywy na rzecz zmian, wysuwać nowe żądania. To zresztą pomoże jej się zjednoczyć. Ale warto pamiętać, że niewykluczone jest całkiem nieoczekiwane rozwiązanie.

Co pan ma ma myśli?

Walka z kryzysem politycznym w Rosji może zakończyć się z chwilą – no cóż, rozpadu państwa. Rosja jest zbyt wielka i rozpaczliwie brakuje jej samorządności. Regiony już teraz nie ukrywają niechęci do Moskwy będącej symbolem władz. Stolica niczego dla nich nie robi, nie jest w stanie ich wesprzeć: wszystko, co robi, to ściąga podatki. W wielu regionach Rosji pojawiają się problemy z ogrzewaniem – Rosji, której gospodarka opiera się przecież na eksporcie gazu i ropy! Kapitał zagraniczny ucieka z rosyjskiego rynku. Następuje systematyczne ubożenie Rosjan. Drastycznie rosną wydatki na życie codzienne i opłaty komunalne. Ludzi nie stać, by za to wszystko płacić. Wygląda na to, że nie mają nic do stracenia.

Czy po kulminacji protestów w marcu przyszłego roku premier Władimir Putin poda się do dymisji i zrezygnuje z polityki?

A niby co innego miałby robić i dokąd miałby uciec przed odpowiedzialnością, która go czeka? Putin nie ma innego wyjścia. Narastanie protestów może doprowadzić do osłabienia centrum politycznego. Z tego zaś skorzystają regiony. Możemy być świadkami desperackich nawet posunięć prowincji dążących do uzyskania autonomii lub niepodległości. Jako pierwszy może zbuntować się Kaukaz Północny, ale na tym się przecież nie kończy. Również Daleki Wschód może ogłosić, że chce być niepodległą republiką.

A w sercu kraju?

W Moskwie i Petersburgu będzie dochodziło do wielotysięcznych demonstracji. Władzy nie pomoże armia, Kreml nie może również liczyć na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Szefostwo tego resortu dało już do zrozumienia, że nie zamierza nikogo bronić. Odziały specjalne OMON nie wystarczą, żeby zapanować nad rewolucją. Władze będą zmuszone pogodzić się z proklamowaniem niepodległości regionów Federacji Rosyjskiej. To, moim zdaniem, jeden z najbardziej prawdopodobnych scenariuszy, jakie czekają Rosję w niedalekiej przyszłości.

Opozycja wzywała Rosjan, by 24 grudnia wyszli na ulice zaprotestować przeciwko władzom na  Kremlu. Czy koniec grudnia to dobry termin na takie akcje? A poza tym czy ludzie nie stracili nieco zainteresowania wyborami, które odbyły się już kilka tygodni temu?

Zbliżają się święta noworoczne, ludzie będą myśleć o codziennych sprawach. Ale to nie znaczy, że przestali interesować się protestami. Protesty będą narastać, a kulminacja nastąpi w marcu przyszłego roku, przed wyborami prezydenckimi. Co zrobią wówczas władze, nie wie nikt. Na Kremlu pewnie też nie wiedzą. Ale już teraz można zauważyć, jak bardzo władze są zaniepokojone narastającym niezadowoleniem społecznym.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy