Na zatłoczonej półce kryminałów rozgrywających się w starożytnym Rzymie Amerykanin John Maddox Roberts znalazł dla siebie godne miejsce, a jest to wyczyn nie lada. Konkurencja w branży jest bowiem spora, w dodatku czas upadku republiki i narodzin cesarstwa jest także tym okresem antyku, który wyjątkowo upodobali sobie także i pisarze historyczni.
Czym nowa seria (nowa dla nas, bo w USA wystartowała w roku 1990) różni się zatem od innych? Sprawdźmy. Lindsey Davis w cyklu o Marku Falkonie jest bardziej dobroduszna i rozgadana. Steven Saylor w opowieściach o Gordianusie – lepszy literacko i kreślący dużo bardziej pogłębione portrety psychologiczne. Simon Scarrow pisze sensację militarystyczną.
A Roberts? Wybrał prozę prostą, konkretną i efektywną. Już w pierwszym rozdziale serwuje czytelnikowi tajemnicze morderstwo, dziwne podpalenie, Gajusza Juliusza Cezara oraz komplikacje międzynarodowe – a wszystko to na nieco ponad dwudziestu stronach. W tomie pierwszym (z trzynastu jak dotąd) intryga obraca się wokół kwestii polityczno-wojennych: wódz Lukullus zakończył właśnie zwycięską kampanię na wschodzie (pokonał Mitrydatesa, podbił Pont, Galację i Bitynię), a teraz zamierza zdobyć Armenię. Jego konkurenci w Rzymie obawiają się, że kolejne triumfy zechce przekuć w polityczną władzę nad Wiecznym Miastem, co nie w smak jest ani tym, którzy nim obecnie władają, ani tym, którzy się do tego dopiero przymierzają.
Ze wszystkich wymienionych wcześniej autorów Robertsowi najbliżej do klimatów amerykańskiego czarnego kryminału. Znalazł także osobny, specyficzny lekko kpiarski i trochę cyniczny ton, którym jego główny bohater – senator Decjusz Metellus – rozprawia o swych detektywistycznych przygodach. A że snuje opowieść w pierwszej osobie, jako osoba w podeszłym już wieku, daje mu to okazję do porównywania czasów starej dobrej republiki (wtedy) i nowo rodzącego się cesarstwa (teraz). Smakowite i celne są charakterystyki, jakich nie szczędzi historycznym postaciom, które pojawiają się w jego otoczeniu. Na przykład Cezar „posiadł znakomitą umiejętność przekonywania ludzi, by robili rzeczy absolutnie niezgodne z ich własnym interesem, lecz idealnie odpowiadające jego potrzebom". Imperia powstają i upadają, ale adeptów tej akurat sztuki – stale przybywa.