Arystoteles wielkim filozofem był. Jako pedagog poniósł jednak klęskę: nie udało mu się wychować Aleksandra Macedońskiego na intelektualistę. Autorowi „Polityki" zdarzały się również inne porażki. Próbował namówić rodaków, by czas wolny od pracy poświęcali nauce, sztuce oraz filozofii.
Niestety, był to głos wołającego na puszczy. Lenistwo zwyciężyło. Zamiast przemęczać umysł, Grecy woleli oddawać się konsumpcji, najchętniej w pozycji horyzontalnej.
W średniowieczu za specjalistów od beztroskiego smakowania uroków życia zaczęli uchodzić Włosi. Termin „dolce far niente" spopularyzował ich wieszcz Dante. Najsłynniejsza ilustracja słodkiego nieróbstwa powstała jednak na północ od Alp, w Brukseli.
Śmierć z przejedzenia
Chłop, rycerz i uczony leżą pod drzewem w pozach świadczących o kompletnym nasyceniu. Wokół pnia tajemnicza siła umocowała suto zastawiony stół. Na drugim planie inny pasibrzuch przebija się przez górę owsianki. Opodal truchta świnia z nożem wbitym w grzbiet, drób sam układa się na talerzu, z ziemi na podobieństwo roślin wyrastają ciasteczka, napoczęte zaś jajko sposobi się do ucieczki. Krajobrazu dopełniają płot z kiełbasy i szopa z dachem pokrytym kołaczami.
Ową cudaczną „Krainę lenistwa" zrodziła wyobraźnia Pietera Bruegla. Krytycy sztuki są zgodni, że intencja flamandzkiego mistrza była satyryczna. W 1567 roku nikomu w Niderlandach nie było jednak do śmiechu. Do kraju wkroczyły oddziały księcia Alby z misją spacyfikowania jawnych i potencjalnych wrogów rządu i Kościoła katolickiego.
„Kraina lenistwa", znana też jako „Kraina pieczonych gołąbków", była ozdobą praskiej kolekcji cesarza Rudolfa II. Zrabowana przez Szwedów podczas wojny trzydziestoletniej, wypłynęła na rynek dzieł sztuki dopiero pod koniec XIX wieku. Obraz kupił szwajcarski lekarz za 5 (!) franków i po oczyszczeniu sprzedał go za 10 tysięcy. Jeśli myślał, że zrobił świetny interes, musiała zmartwić go wieść, że kolejny nabywca, monachijska galeria Alte Pinakothek, zapłacił za dzieło Bruegla okrągłe 220 tysięcy marek.
„Kraina lenistwa" nadal jest źródłem inspiracji. Pięć lat temu Paweł Althamer na katowickiej ulicy urządził performance (a może raczej happening). Ułożył na kartonach trzech bezdomnych i polecił im odegrać scenę utrwaloną pędzlem Breugla.
Większy rozgłos zyskał wszakże Marco Ferreri, który w 1973 roku sprowadził wizję konsumpcyjnego raju do absurdu. Oto czterech zblazowanych dżentelmenów zamyka się w ustronnej willi, by w towarzystwie pań swawolnych zbadać granice wytrzymałości swych żołądków. Dalej jest jeszcze gorzej. „Wielkie żarcie" to film, który nawet nałogowego głodomora może przyprawić o utratę apetytu.
Ferreri wielką reżyserią się nie popisał, umiał jednak dorobić do skandalu nośną ideologię. Choć najgłębsza myśl, jaka pada z ekranu, brzmi: „poza jedzeniem wszystko jest zjawiskiem wtórnym", część krytyki uwierzyła, że ma do czynienia z pamfletem na zachodnią cywilizację. Burżuazja ogarnięta szałem konsumpcji zmierza do samounicestwienia – cieszyli się lewicowcy.
Bertrand Russell twierdził, że gdyby na świecie więcej było ludzi leniwych, wszystkim żyłoby się spokojniej i bezpieczniej
Z czasem, gdy rewolucyjne nastroje nieco opadły, wyszło jednak na jaw, że włoski reżyser to pospolity grafoman. Nakręconym po latach „Mięsem" próbował powtórzyć sukces „Wielkiego żarcia". Daremnie. Choć do listy gastronomicznych perwersji doszedł jeszcze kanibalizm, film przeszedł kompletnie bez echa.
Ludzie jak bogowie
Motyw majówki pojawił się w sztuce europejskiej wraz z renesansem, zrazu potrzebował jednak mitologicznego alibi. „Święto bogów" Giovanniego Belliniego z 1514 roku to scena piknikowa, zaczerpnięta z twórczości Owidiusza. Rozbawiona grupa mieszkańców Olimpu raczy się winem i owocami. Priap podkrada się do śpiącej nimfy Lotis, ale ostrzegawczy ryk osła za chwilę obróci jego niecne zamiary wniwecz.