Rewolucji nie będzie

Publikacja: 28.12.2012 19:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jak zwykle przed Nowym Rokiem nasłuchaliśmy się, ile to się zmieni w naszym życiu, jakie nadchodzą rewolucje. Niektórzy się mocno rozpędzili i zapowiadali koniec świata jeszcze przed Bożym Narodzeniem, inni straszyli totalnym upadkiem światowego porządku, jeszcze inni  zapowiadali technologiczny przełom, który całkowicie odmieni nasze przyzwyczajenia...

To oczywiste, że następny rok będzie inny od poprzedniego, bo każdy kolejny jest inny. Ale tylko dzieci naprawdę wyobrażają sobie, że wraz z wybiciem północy w sylwestra zacznie się całkiem nowe życie. Jedyne, do czego trzeba będzie się przyzwyczaić, to data z innym rokiem na końcu... Ale co to za rewolucja? Przecież codziennie zmienia się przynajmniej jedna cyferka w datowniku. Wraz z 1 stycznia 2013 ani bezrobocie nie wzrośnie gwałtownie, ani narody nagle nie zbuntują się przeciw swoim rządom, ani ludzie na pstryknięcie palcami nie zamienią się w cyborgi, gotowe przyjmować informacje wyłącznie za pośrednictwem elektronicznych łączy.

Na całym bożym świecie, na którym żyjemy, niemal nic nie zmienia się nieoczekiwanie i błyskawicznie. Nawet we współczesnych czasach, w których – jak nam się czasem wydaje – wszystko gna i pędzi. Naprawdę ważne rzeczy zmieniają się powoli, stopniowo. I – co najważniejsze – nie sposób odgadnąć, w jakim kierunku.

Zapaść ekonomiczna świata w 2013 roku się nasili? Możliwe, ale jednocześnie widzimy przecież coraz więcej przejawów przezwyciężania kryzysu, choćby w USA, które przecież, jako najsilniejsza gospodarka, mogą pociągnąć za sobą innych. Unia Europejska zamieni się w jedno państwo? Możliwe, ale równie dobrze może się rozpaść i nietrwałe „europejskie państwo" budować będzie tylko skłócona unijna resztówka, podczas gdy większość narodów wybierze powrót do pełniejszej suwerenności. Nie ma bowiem żadnej prawidłowości, żadnego jednoznacznego kierunku, w którym idzie świat.

Pamiętam polską debatę z lat 90., gdy wmawiano nam, iż znamionami cywilizacyjnego postępu, który z czasem dotrze także do Polski, są holenderska polityka narkotykowa, szwedzkie państwo dobrobytu oraz francuski model swobód obyczajowych. Nasz kraj występował wtedy jako przykład ciemnogrodu zakonserwowanego przez komunizm, który pod wpływem otoczenia w końcu dogoni Zachód. Zmiany miały być nieuniknione...

Co widzimy dziś? Holandia krok po kroku odchodzi od narkotykowego liberalizmu, widząc, jak był tragiczny w skutkach. Szwecja po cichu, ale skutecznie wycofała się ze społecznych gwarancji i dziś jest jedną z najbardziej wolnorynkowych gospodarek w Europie. W laickiej Francji zaś forsowanie przez lewicową władzę ustawy zezwalającej na małżeństwa homoseksualistów i adopcję przez nie dzieci doprowadziło do tego, że setki tysięcy obywateli wyszły protestować na ulicę.

A co u nas, w samym sercu światowego ciemnogrodu? Czy ruszyliśmy w końcu drogą cywilizacyjnego i obyczajowego postępu? Oczywiście! – powiedzą niektórzy. Wszak mamy Korę z Kamilem i Ramonką oraz Palikota i jego drużynę – wszyscy oni dzielnie walczą o narkotyczne swobody przy ogłuszającym akompaniamencie wuwuzeli z „Gazety Wyborczej". Mamy symbol walki z ciemnotą i religianckim przesądem: salonowego satanistę Nergala, który swoją działalnością budzi dumę wśród postępowych dziennikareczek i może liczyć  na wsparcie buntujących się duchownych.

Tyle tylko, że wystarczy przyjrzeć się Polsce, której Kora, Ramonka oraz Nergal i postępowe dziennikareczki nie znają, bo znać nie chcą. Wystarczy spojrzeć w badania opinii publicznej, aby dostrzec, jak od lat 90. zwiększyła się akceptacja dla prawnej ochrony życia poczętego, jak wzrosła krytyka rozwodów, jak silnie Polacy – mimo śmierci Jana Pawła II i nieustannej kampanii antykatolickiej – wciąż czują się związani z Kościołem.

Warto powtarzać: nie ma żadnej dziejowej konieczności, nie ma wytyczonej ścieżki, którą musi iść świat. Rozpoczyna się nowy rok, ale to nie znaczy, że muszą odejść w przeszłość stare dobre czasy.

Jak zwykle przed Nowym Rokiem nasłuchaliśmy się, ile to się zmieni w naszym życiu, jakie nadchodzą rewolucje. Niektórzy się mocno rozpędzili i zapowiadali koniec świata jeszcze przed Bożym Narodzeniem, inni straszyli totalnym upadkiem światowego porządku, jeszcze inni  zapowiadali technologiczny przełom, który całkowicie odmieni nasze przyzwyczajenia...

To oczywiste, że następny rok będzie inny od poprzedniego, bo każdy kolejny jest inny. Ale tylko dzieci naprawdę wyobrażają sobie, że wraz z wybiciem północy w sylwestra zacznie się całkiem nowe życie. Jedyne, do czego trzeba będzie się przyzwyczaić, to data z innym rokiem na końcu... Ale co to za rewolucja? Przecież codziennie zmienia się przynajmniej jedna cyferka w datowniku. Wraz z 1 stycznia 2013 ani bezrobocie nie wzrośnie gwałtownie, ani narody nagle nie zbuntują się przeciw swoim rządom, ani ludzie na pstryknięcie palcami nie zamienią się w cyborgi, gotowe przyjmować informacje wyłącznie za pośrednictwem elektronicznych łączy.

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał