Zamach. Ale czyj?

Po 25 latach od zamachu nad Lockerbie ukryte dotąd sprawy zaczynają wychodzić na światło dzienne. Taki obrót rzeczy pokazuje, jak skuteczny może być opór tych, którzy starają się dojść do prawdy, nie ufając w słuszność oficjalnie wydanych wyroków.

Publikacja: 21.12.2013 00:03

Red

Po 25 latach, jakie minęły od zamachu nad Lockerbie, można go z pewnością postawić w jednym szeregu z najbardziej spektakularnymi, a zarazem zagadkowymi  aktami terroru – zamachem na prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego, zamordowaniem premiera Szwecji Olofa Palmego czy porwaniem i śmiercią Aldo Moro, lidera włoskiej chadecji. Jak to możliwe, należałoby zapytać, skoro sprawca katastrofy samolotu linii Pan Am został postawiony przed sądem i skazany, a władze libijskie wypłaciły rodzinom ofiar ogromne odszkodowanie? Czy można tu w ogóle mówić o zatartych śladach, niewiadomych sprawcach, nieodkrytych sekretach?

Sęk w tym, że wiele osób zaangażowanych w rozwikłanie tajemnicy Lockerbie nie wątpi, iż taka tajemnica istnieje. Wątpią nie tylko w to, czy agent wywiadu libijskiego Abdelbaset al-Megrahi, jedyny w tej sprawie skazany, rzeczywiście dokonał zamachu, ale także w sam udział Libii. Cóż z tego, że jej władze wzięły na siebie odpowiedzialność? Przyznanie się, nawet udawane, leżało w jej oczywistym interesie, bez tego bowiem Libia nie mogła liczyć na zniesienie sankcji, jakie nałożono na nią za wspieranie międzynarodowego terroryzmu – finansowanie, szkolenie, organizowanie zamachów. Uznając swą winę za Lockerbie i wyrzekając się związków z terroryzmem, Libia zyskała politycznie i gospodarczo.

Być może teraz, po 25 latach wreszcie nadchodzi moment, gdy ukryte dotąd sprawy zaczynają wychodzić na światło dzienne. Autorzy raportu sporządzonego przez londyńskie biuro śledcze Forensic Investigative Associates twierdzą, że prawdziwym sprawcą zamachu wcale nie był Megrahi, lecz Egipcjanin Mohammed Abu Talb z Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny – Dowództwa Generalnego, radykalnego odłamu LFWP. Talb od początku był w gronie podejrzanych. Raport nie tylko podważa kluczowe elementy, na których oparto akt oskarżenia, takie jak miejsce załadowania bomby na pokład, ale twierdzi, że niektóre z dowodów, na przykład fragmenty zapalnika, zostały sfałszowane.  Stało się to – jak twierdzą – na polecenie CIA. Winna bowiem miała być Libia.

Taki obrót sprawy pokazuje poniekąd, jak skuteczny może być opór tych, którzy starają się dojść do prawdy, nie ufając w słuszność nawet oficjalnie wydanych wyroków. W sprawie Lockerbie taką rolę odegrali członkowie komitetu Sprawiedliwość dla Megrahiego (Justice for Megrahi – JFM), którzy od lat starają się doprowadzić do wznowienia śledztwa oficjalnego, a prywatnie prowadzą je sami, konfrontując ze sobą fakty i dowody. W gąszczu, na który składają się działania groźnych bliskowschodnich grup terrorystycznych, sprzeczne interesy państw, poczynania tajnych służb, mnogość hipotez, by wspomnieć tylko najważniejsze elementy łamigłówki, nie jest jednak łatwo się poruszać.

Lot numer 103

Alan Clements z BBC Scotland, autor filmu dokumentalnego, który został pokazany w telewizji BBC i ITV przed 25. rocznicą katastrofy, dotarł do Lockerbie jako jeden z pierwszych dziennikarzy. Na łamach dziennika „Daily Telegraph" wspomina, co zobaczył: „Łuna nad Lockerbie wcale nie przygotowała nas na to, że ulice ciągle płonęły. Wszędzie rozrzucone były szczątki samolotu, kawałki stali powyginanej w różne kształty. W mojej pamięci jednak najmocniej zapisały się odczucia dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, zapach – nad miastem unosił się wszechogarniający, słodkawy zapach paliwa lotniczego. Po drugie, spokój – słychać było niekiedy trzask ognia, ale żadnych syren, żadnych krzyków. Dopiero następnego dnia o świcie, gdy wzeszło słońce, widać było ogrom zniszczeń, jakie spowodował spadający z nieba samolot. Najbardziej poruszył  mnie widok osobistych rzeczy nieszczęsnych pasażerów: porozrywane walizki, z widocznymi w środku prezentami w świątecznych opakowaniach, leżące przy ciałach egzemplarze Biblii...".

Wspomnienia tego dnia mrożą krew w żyłach. Mieszkańcy miasteczka opowiadają o nagłym rozbłysku światła na ciemnym niebie i deszczu ognia, który w chwilę później spłynął na ziemię. Urwane skrzydła ze zbiornikami paliwa spadły wprost na ulicę Sherwood Crescent, zginęło 11 osób.

Helen Fraser ocalała, bo jej dom stał na końcu ulicy. Gdy, ewakuowana wraz z dziećmi, wróciła do domu, usłyszała, że w jej własnym ogrodzie leżą ludzkie szczątki. „Ciągle jeszcze – opowiada – kwitła hortensja. Zerwałam kwiaty i położyłam w każdym miejscu, gdzie dostrzegłam coś, co przypominało kości i ciało. Po prostu nie mogłam niczego nie zrobić".

Amerykanka Carol King Eckersley, która prawie pół wieku temu oddała do adopcji swego świeżo urodzonego synka, gdy postanowiła go odnaleźć, ku swej rozpaczy dowiedziała się, że zginął w Lockerbie. Studiował na uniwersytecie Syracuse, z którego 35 studentów przebywało w Europie w ramach wymiany studenckiej. Alana Dix Francis, 24-letnia brytyjska malarka, która odtwarza tragedię Lockerbie w swych obrazach, punktami zaznacza miejsca, gdzie leżały zwłoki ofiar. Jedną z nich był brat jej matki.

Boeing 747 linii Pan Am, rejs  numer 103 z Londynu do Nowego Jorku, spadł na Lockerbie 21 grudnia 1988 roku, o 19.03, w 38 minut po starcie z Heathrow. Śmierć poniosło 270 osób. Maszynę rozerwał wybuch bomby i był to najtragiczniejszy w skutkach akt terroru przed zamachami z 11 września 2001 roku.

Dochodzenie w sprawie jego przyczyn stało się wzorem skrupulatności w badaniu katastrof lotniczych. Policja regionu Dumfries and Galloway – najmniejsza jednostka policyjna Wielkiej Brytanii – zebrała wszystko, co się dało zebrać, choć siła wybuchu sprawiła, że szczątki maszyny były rozrzucone na powierzchni aż 845 mil kw., czyli ponad 2000 km kwadratowych. Samolot później złożono i poddano dokładnym badaniom, by w końcu ustalić, że bomba znajdowała się w radiomagnetofonie marki Toshiba, owiniętym w ubrania wyprodukowane na Malcie, ten zaś – w brązowej walizce Samsonite.

To odkrycie naturalnie skierowało śledztwo ku tropom maltańskim. Z dochodzenia wynikało, że ubrania zostały kupione na Malcie, a walizkę załadowano na maltańskim lotnisku Luqa do samolotu lecącego do Frankfurtu. Tam przeładowano ją na rejs do Londynu, w Londynie zaś na samolot do Nowego Jorku.

Tylko jeden skazany

Wszystko to doprowadziło śledczych do wniosku, że sprawcami zamachu byli dwaj agenci libijskiego wywiadu: Abdelbaset al-Megrahi, zatrudniony jako szef ds. bezpieczeństwa w Libyan Arab Airlines, i Al-Amin Chalifa Fhimah, szef biura LAA na Malcie, który w związku ze swą funkcją miał pełną swobodę poruszania się po lotnisku. Fhimah został jednak uniewinniony, natomiast Megrahiego skazano na dożywotnie więzienie. Proces, który rozpoczął się dopiero w 2000 roku, toczył się przed sądem szkockim, ale na neutralnym gruncie, w bazie wojskowej Kamp Zeist w Holandii. Władze libijskie przez długi czas odmawiały wydania obu agentów, a już całkowicie wykluczały, by mogli stanąć przed sądem w Wielkiej Brytanii.

Sprawa Lockerbie obfituje jednak w nieoczekiwane zwroty. W 2009 roku Megrahi został zwolniony z więzienia i odesłany do Libii. Ta decyzja, podjęta przez szkockie Ministerstwo Sprawiedliwości mimo protestów opinii publicznej i niezadowolenia zwłaszcza władz USA, podyktowana była, jak twierdzili Brytyjczycy, wyłącznie względami humanitarnymi. Megrahi był bowiem chory na raka prostaty i, zdaniem lekarzy, miał przed sobą najwyżej trzy miesiące życia. Dlatego na ostatnie tygodnie pozwolono mu wrócić do domu i rodziny. Entuzjastyczne przyjęcie, jakie zgotowano mu na lotnisku w Trypolisie, na światowej opinii zrobiło jednak jak najgorsze wrażenie. Co dopiero, gdy okazało się, że stan chorego nie był aż tak fatalny: Megrahi żył nie trzy miesiące, ale prawie trzy lata. Umarł w maju 2012 roku, w rok po zmianie rządu w Libii i obaleniu pułkownika Muammara Kaddafiego, dla którego niegdyś pracował.

Taki przebieg wypadków potwierdzał dość powszechne podejrzenia, że względy humanitarne stanowiły jedynie zasłonę dymną, za którą kryły się wymierne interesy brytyjskie w Libii. Sądzono wówczas, że chodzi przede wszystkim o kontrakty naftowe. Z dokumentów, do których parę miesięcy temu dotarł dziennik „Daily Telegraph", wynika jednak, że w grę wchodziły raczej interesy brytyjskich producentów broni. Zwolnienie Megrahiego miało się wiązać z obietnicą zakupienia przez Libię, za sumę 400 mln funtów, brytyjskich systemów obrony powietrznej. Memorandum, jakie podpisał wówczas z Libią ekspremier Tony Blair w charakterze wysłannika rządu Gordona Browna, przewidywało przekazanie Libii jej obywateli przetrzymywanych w więzieniach brytyjskich. Wyraźnie widać, pisze dziennik, jak bardzo stronie brytyjskiej zależało na kontaktach gospodarczych z Libią.

Obelga wobec ofiar

Punktem wyjścia do zawiązania się organizacji Justice for Megrahi było przekonanie, że Libijczyk został skazany za czyn, którego nie popełnił. Konieczne jest więc wznowienie śledztwa, znalezienie prawdziwych sprawców zbrodni i ich ukaranie. Myli się jednak ten, kto sądzi, że taki postulat, wobec rozmiarów tragedii i wagi  podejrzeń, mogli sformułować jedynie działacze na rzecz praw człowieka, ideolodzy islamscy czy dawni terroryści lewaccy.

Komitet stworzyli członkowie rodzin ofiar katastrofy, skupieni wokół Jima Swire'a, lekarza, który nad Lockerbie stracił córkę Florę, 23-letnią studentkę medycyny. Wśród tych, którzy dołączyli później, są dziennikarze, pisarze, aktorzy, lekarze, ksiądz, deputowani, emerytowani policjanci, a także Desmond Tutu, laureat Pokojowej Nagrody Nobla – łącznie około 50 osób. Rodziny to wyłącznie Brytyjczycy, bo krewni amerykańskich ofiar katastrofy nie mają zastrzeżeń do wyroku.

Najbardziej chyba znamienny jest jednak udział emerytowanego profesora Roberta Blacka z wydziału prawa uniwersytetu w Edynburgu, autora koncepcji, która umożliwiła przeprowadzenie procesu. Black, który w Lockerbie urodził się i wychował (co jednak, jak mówi, nie jest jedyną przyczyną jego zainteresowania sprawą), od początku nie krył zdumienia, że na podstawie tak słabych dowodów, jakie zaprezentowała prokuratura, szkoccy sędziowie mogli wydać wyrok skazujący. Z czasem profesor Black nabrał mocnego przekonania, że Megrahi jest niewinny, a wyrok to oczywisty przykład pomyłki sądowej.

Megrahi, zdaniem członków komitetu, jest więc poniekąd także ofiarą Lockerbie, człowiekiem, którego poświęcono, by odwrócić uwagę od prawdziwych sprawców i inspiratorów zamachu. Fakt, że do dziś pozostają oni nieznani, jest jak obelga wobec ofiar. Jim Swire – który jest nie tylko inicjatorem i szefem komitetu, ale także jego twarzą, postacią najbardziej znaną i wielce aktywną – zawsze podkreśla, że wszystko, co robi, podejmuje z myślą o córce. Jej pamięci, tak jak pamięci wszystkich ofiar, uwłacza bowiem fakt, że winni nie ponieśli żadnej kary. Przecież skazanie Megrahiego, zauważył kiedyś dr Swire, de facto dało parasol ochronny tym, którzy są odpowiedzialni za zamach.

Dlatego komitet od dawna apeluje o przeprowadzenie nowego, niezależnego, najlepiej międzynarodowego śledztwa. Czy są na to szanse? Chyba tak – bo okazało się, że nowa Libia, pierwotnie temu niechętna (również z powodu obaw przed kolejnymi roszczeniami finansowymi), właśnie wyznaczyła dwóch prokuratorów, którzy mają zajmować się tą sprawą. Już rok temu, przy okazji dwudziestej czwartej rocznicy zamachu, libijski ambasador w Londynie nie wykluczał otwarcia archiwów z dokumentami na temat Lockerbie. Wielka Brytania z kolei podkreśla, że przecież dochodzenie nadal jest otwarte. W jego ramach wiosną tego roku grupa brytyjskich policjantów, wraz z prokuratorem generalnym Szkocji, udała się do Trypolisu. Brytyjczycy chcą przynajmniej ustalić, jakich wspólników mógł mieć Megrahi.

Komitet Justice for Megrahi zarzuca śledczym i sędziom, że niektóre dowody i zeznania uznali za wiarygodne, choć wcale takie nie były, inne zaś nie wiadomo czemu zlekceważyli. Kluczowe jest pytanie, gdzie walizkę z bombą załadowano na pokład samolotu. Komitet podważa ustalenia, w myśl których stało się to na Malcie. Sądzi, że równie dobrze mogło to być Heathrow. Przemawiają za tym zeznania Johna Bedforda, pracownika obsługi bagażowej, który po powrocie z przerwy na herbatę dostrzegł w pojemniku na bagaż brązową walizkę, której przedtem wcale tam nie było. Śledczy zbagatelizowali też doniesienia o włamaniu do lotniskowych magazynów z bagażem.

Wątpliwości budzi również wiarygodność głównego świadka oskarżenia. Maltańczyk Tony Gauci, właściciel sklepu z odzieżą, rozpoznał w Megrahim nabywcę ubrań, w które zawinięty był magnetofon z bombą. Tymczasem, jak się okazało, widział wcześniej w gazecie jego zdjęcie jako podejrzanego, mógł się więc po prostu zasugerować. Z drugiej strony, pyta komitet, dlaczego Gauci otrzymał od Amerykanów nagrodę w wysokości 2 mln dolarów? Czy dlatego, że zeznawał tak, jak od niego oczekiwano?

Trzy minuty na słowo

W takim spojrzeniu na sprawę Lockerbie trudno nie dostrzegać ukrytej teorii spiskowej. I rzeczywiście: są głosy, iż proces i skazanie Megrahiego odbyły się nie bez wiedzy, aprobaty i współdziałania brytyjskich czy amerykańskich służb specjalnych, które doskonale wiedziały, że nie on był sprawcą. Z początku zresztą Libia wcale nie była głównym podejrzanym. Rodzaj użytej bomby wskazywał na udział Syrii. Śledczy jednak skupiali uwagę przede wszystkim na Iranie, który miał motyw, by dokonać zamachu: odwet za tzw. sprawę „Vincennes". Parę miesięcy przed Lockerbie dowódca amerykańskiego krążownika „Vincennes" w Zatoce Perskiej wydał rozkaz zestrzelenia irańskiego samolotu pasażerskiego, który wziął za nadlatującą rakietę. Zginęło 290 osób.

W początkowym stadium śledztwa rozważano także zupełnie inne wątki: zemstę za niepodległość Namibii (samolotem leciał wysłannik ONZ Bernt Carlsson, negocjator porozumienia w tej sprawie) czy wątek narkotykowy (czterech agentów CIA obecnych na pokładzie zamierzało podobno ujawnić, do jakiego stopnia ich koledzy na Bliskim Wschodzie są zamieszani w przemyt narkotyków). Ale żaden się nie potwierdził. Wśród możliwych organizatorów zamachu przewijały się zaś wielkie w świecie terrorystów nazwiska: poza wspomnianym Abu Talbem także Ahmeda Dżibrila, a nawet słynnego Abu Nidala. Talb w okresie poprzedzającym zamach był na Malcie, a w czasie rewizji w jego mieszkaniu w Uppsali (parę lat wcześniej uzyskał prawo pobytu w Szwecji) znaleziono kalendarz, w którym datę 21 grudnia obwiedziono kółkiem. Ale ten trop, jak wiele innych, zarzucono.

Niektórzy znawcy tematu sądzą, że Amerykanie i Brytyjczycy z pełną świadomością odsunęli oskarżenie od Iranu i Syrii, u progu lat 90. bardzo bowiem potrzebowali współdziałania obu tych krajów przeciwko Irakowi Saddama Husajna. I nie tylko w tej sprawie. Dla Wielkiej Brytanii stawką było życie Brytyjczyków, porwanych i przetrzymywanych w Libanie przez związany z Iranem Hezbollah. Jednym z nich był Terry Waite, który z ramienia Kościoła Anglii pojechał do Libanu negocjować zwolnienie uprowadzonych wcześniej i w efekcie sam znalazł się w ich gronie.  Dla nich wszystkich otwarte oskarżenie Iranu mogłoby oznaczać wyrok śmierci. Gdy jednak w listopadzie 1991 roku władze brytyjskie oskarżyły agentów Libii, w pięć dni później Terry Waite został zwolniony. Czy był to przypadek? Doktor Jim Swire nie ma wątpliwości, że nie. Terry Waite, który w międzyczasie zaangażował się w obronę Megrahiego, również tego nie wyklucza.

Gdyby nie pojawiające się znaki zapytania i niezmordowana aktywność tych, którzy mimo upływu lat nie chcą dać wiary wersji oficjalnej, widząc w niej zbyt wiele luk i przemilczeń, sprawa Lockerbie, jak wiele innych tragedii, odeszłaby pewnie w niepamięć. Tak się jednak nie stało. I nie przypadkiem niejasne okoliczności tragedii ciągle inspirują wyobraźnię pisarzy, dramaturgów, reporterów, którzy z przejęciem wchodzą w rolę poszukiwaczy prawdy, inspirując z kolei innych.

W sobotę, 21 grudnia, uroczystości ku czci ofiar zamachu odbędą się w wielu miejscach – w Lockerbie, w Londynie, w Syracuse. W opactwie westminsterskim, gdzie odprawiona zostanie msza, 25 lat od zamachu ma podsumować Jim Swire. Na prawdę o Lockerbie ma tylko trzy minuty.

Po 25 latach, jakie minęły od zamachu nad Lockerbie, można go z pewnością postawić w jednym szeregu z najbardziej spektakularnymi, a zarazem zagadkowymi  aktami terroru – zamachem na prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego, zamordowaniem premiera Szwecji Olofa Palmego czy porwaniem i śmiercią Aldo Moro, lidera włoskiej chadecji. Jak to możliwe, należałoby zapytać, skoro sprawca katastrofy samolotu linii Pan Am został postawiony przed sądem i skazany, a władze libijskie wypłaciły rodzinom ofiar ogromne odszkodowanie? Czy można tu w ogóle mówić o zatartych śladach, niewiadomych sprawcach, nieodkrytych sekretach?

Sęk w tym, że wiele osób zaangażowanych w rozwikłanie tajemnicy Lockerbie nie wątpi, iż taka tajemnica istnieje. Wątpią nie tylko w to, czy agent wywiadu libijskiego Abdelbaset al-Megrahi, jedyny w tej sprawie skazany, rzeczywiście dokonał zamachu, ale także w sam udział Libii. Cóż z tego, że jej władze wzięły na siebie odpowiedzialność? Przyznanie się, nawet udawane, leżało w jej oczywistym interesie, bez tego bowiem Libia nie mogła liczyć na zniesienie sankcji, jakie nałożono na nią za wspieranie międzynarodowego terroryzmu – finansowanie, szkolenie, organizowanie zamachów. Uznając swą winę za Lockerbie i wyrzekając się związków z terroryzmem, Libia zyskała politycznie i gospodarczo.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski