Po 25 latach, jakie minęły od zamachu nad Lockerbie, można go z pewnością postawić w jednym szeregu z najbardziej spektakularnymi, a zarazem zagadkowymi aktami terroru – zamachem na prezydenta USA Johna F. Kennedy'ego, zamordowaniem premiera Szwecji Olofa Palmego czy porwaniem i śmiercią Aldo Moro, lidera włoskiej chadecji. Jak to możliwe, należałoby zapytać, skoro sprawca katastrofy samolotu linii Pan Am został postawiony przed sądem i skazany, a władze libijskie wypłaciły rodzinom ofiar ogromne odszkodowanie? Czy można tu w ogóle mówić o zatartych śladach, niewiadomych sprawcach, nieodkrytych sekretach?
Sęk w tym, że wiele osób zaangażowanych w rozwikłanie tajemnicy Lockerbie nie wątpi, iż taka tajemnica istnieje. Wątpią nie tylko w to, czy agent wywiadu libijskiego Abdelbaset al-Megrahi, jedyny w tej sprawie skazany, rzeczywiście dokonał zamachu, ale także w sam udział Libii. Cóż z tego, że jej władze wzięły na siebie odpowiedzialność? Przyznanie się, nawet udawane, leżało w jej oczywistym interesie, bez tego bowiem Libia nie mogła liczyć na zniesienie sankcji, jakie nałożono na nią za wspieranie międzynarodowego terroryzmu – finansowanie, szkolenie, organizowanie zamachów. Uznając swą winę za Lockerbie i wyrzekając się związków z terroryzmem, Libia zyskała politycznie i gospodarczo.
Być może teraz, po 25 latach wreszcie nadchodzi moment, gdy ukryte dotąd sprawy zaczynają wychodzić na światło dzienne. Autorzy raportu sporządzonego przez londyńskie biuro śledcze Forensic Investigative Associates twierdzą, że prawdziwym sprawcą zamachu wcale nie był Megrahi, lecz Egipcjanin Mohammed Abu Talb z Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny – Dowództwa Generalnego, radykalnego odłamu LFWP. Talb od początku był w gronie podejrzanych. Raport nie tylko podważa kluczowe elementy, na których oparto akt oskarżenia, takie jak miejsce załadowania bomby na pokład, ale twierdzi, że niektóre z dowodów, na przykład fragmenty zapalnika, zostały sfałszowane. Stało się to – jak twierdzą – na polecenie CIA. Winna bowiem miała być Libia.
Taki obrót sprawy pokazuje poniekąd, jak skuteczny może być opór tych, którzy starają się dojść do prawdy, nie ufając w słuszność nawet oficjalnie wydanych wyroków. W sprawie Lockerbie taką rolę odegrali członkowie komitetu Sprawiedliwość dla Megrahiego (Justice for Megrahi – JFM), którzy od lat starają się doprowadzić do wznowienia śledztwa oficjalnego, a prywatnie prowadzą je sami, konfrontując ze sobą fakty i dowody. W gąszczu, na który składają się działania groźnych bliskowschodnich grup terrorystycznych, sprzeczne interesy państw, poczynania tajnych służb, mnogość hipotez, by wspomnieć tylko najważniejsze elementy łamigłówki, nie jest jednak łatwo się poruszać.
Lot numer 103
Alan Clements z BBC Scotland, autor filmu dokumentalnego, który został pokazany w telewizji BBC i ITV przed 25. rocznicą katastrofy, dotarł do Lockerbie jako jeden z pierwszych dziennikarzy. Na łamach dziennika „Daily Telegraph" wspomina, co zobaczył: „Łuna nad Lockerbie wcale nie przygotowała nas na to, że ulice ciągle płonęły. Wszędzie rozrzucone były szczątki samolotu, kawałki stali powyginanej w różne kształty. W mojej pamięci jednak najmocniej zapisały się odczucia dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, zapach – nad miastem unosił się wszechogarniający, słodkawy zapach paliwa lotniczego. Po drugie, spokój – słychać było niekiedy trzask ognia, ale żadnych syren, żadnych krzyków. Dopiero następnego dnia o świcie, gdy wzeszło słońce, widać było ogrom zniszczeń, jakie spowodował spadający z nieba samolot. Najbardziej poruszył mnie widok osobistych rzeczy nieszczęsnych pasażerów: porozrywane walizki, z widocznymi w środku prezentami w świątecznych opakowaniach, leżące przy ciałach egzemplarze Biblii...".
Wspomnienia tego dnia mrożą krew w żyłach. Mieszkańcy miasteczka opowiadają o nagłym rozbłysku światła na ciemnym niebie i deszczu ognia, który w chwilę później spłynął na ziemię. Urwane skrzydła ze zbiornikami paliwa spadły wprost na ulicę Sherwood Crescent, zginęło 11 osób.