Kim są dzisiejsi Niemcy: wciąż ceniącymi ład i porządek Prusakami czy może już postnarodowymi liberałami wychowanymi w rzeczywistości multikulti?
Tomasz Gabiś, publicysta:
Aktualizacja: 24.01.2014 19:17 Publikacja: 24.01.2014 19:17
Kim są dzisiejsi Niemcy: wciąż ceniącymi ład i porządek Prusakami czy może już postnarodowymi liberałami wychowanymi w rzeczywistości multikulti?
Tomasz Gabiś, publicysta:
Na pewno są po trochu i jednym, i drugim. Dawna tradycja, mentalność, wzory zachowań są bardzo trwałe i rzadko się zdarza, by zupełnie ginęły. Jednak jeśli spojrzymy na płaszczyznę kulturową, łatwo zauważyć, że w Niemczech od lat następuje odejście od starej, pruskiej, typowo niemieckiej tradycji. Spójrzmy na przykład, jakie imiona Niemcy nadają swoim dzieciom.
Adolfa tam nie znajdziemy...
To na pewno, zresztą nigdy nie było to imię szczególnie popularne, nawet w latach 30. i 40. Kiedy cofniemy się do lat 50., przekonamy się, że najpopularniejszymi męskimi imionami były wówczas: Peter, Hans, Wolfgang, Jürgen, Uwe, Günter – tradycyjne, typowe niemieckie. To samo dotyczy dziewcząt: mamy tu Helgę, Ingrid czy Giselę. Jednakże z upływem dziesięcioleci spotykamy je coraz rzadziej i dziś próżno ich szukać w rankingach najpopularniejszych imion. W pierwszej dziesiątce są za to: Mia, Lea, Emma, Anna, Lena oraz Ben, Lucas, Finn, Leon, Louis czy Jonas. Nie ma wśród nich ani jednego tradycyjnego imienia, popularnego w latach 50. To nie oznacza oczywiście, że Niemcy zupełnie utracili typowe dla siebie cechy i cnoty.
O jakich cechach mowa?
Przede wszystkim o umiejętności dobrej organizacji. Także o niemieckim zamiłowaniu do porządku, obowiązkowości etc. Najlepiej widać to w prężnie działających niemieckich przedsiębiorstwach. Ale nie wszystkim Niemcom cnoty te się podobają, niektórym wręcz ciążą, dlatego dowodzą, że to przecież dzięki nim sprawnie funkcjonował kompleks wojskowo-przemysłowy III Rzeszy. Są zatem niebezpieczne. Dlatego RFN, jako pewien projekt polityczny, jest kontr-III Rzeszą. Stoi w opozycji do wszelkich wartości, które są kojarzone z narodowym socjalizmem, w tym nacjonalizmu i związanej z nim martyrologiczno-heroicznej wersji historii. W RFN obowiązuje historiografia krytyczna: antymartyrologiczna i antyheroiczna.
Pojawia się więc problem tożsamości historycznej.
Tak. W ostatnich latach zmienia się nawet nazwy ulic noszących imiona ważnych postaci z historii narodowej Niemiec. Niedawno w Kilonii z mapy miasta zniknął Paul von Hindenburg. W innych miastach też prowadzi się podobną politykę. W Heidelbergu i Berlinie zmieniono nazwy ulic upamiętniających XIX-wiecznego historyka Heinricha von Treitschkego. Wielu patronów ulic i szkół jest weryfikowanych pod kątem zgodności ich poglądów i działań z „wartościami antyfaszystowskimi". Jednak zwykli Niemcy często przeciwko temu protestują.
A co z nazwami komunistycznymi i sowieckimi?
Wystarczy powiedzieć, że Ernst Thälmann, przewodniczący Komunistycznej Partii Niemiec, czczony jako bohater i męczennik w NRD, jest wszechobecny w pejzażu wschodnich landów Republiki Federalnej; ma swoje place i ulice, a w berlińskiej dzielnicy Prenzlauer Berg stoi jego potężny pomnik. Ale był „antyfaszystą", a to wymazuje wszystkie inne jego grzechy.
Czyli tradycje komunistyczne mogą stanowić część tożsamości współczesnego Niemca?
Jak najbardziej, podobnie jak inne tradycje lewicowo-postępowe, począwszy od wojen chłopskich. Poza tym Hitler był antykomunistą, zatem antykomunizm z definicji nie może być częścią niemieckiej tożsamości politycznej.
Czy kwestie narodowe kompletnie wyrzucono poza dyskurs publiczny?
Oczywiście nie, to byłoby zresztą niemożliwe, rzeczywistość jest zawsze bardziej złożona niż ideologiczno-polityczne schematy. Co jakiś czas pojawia się jakiś ważny dla niemieckiej tożsamości historycznej temat. Kilkanaście lat temu była to kwestia tzw. wypędzeń. Historia martyrologiczna więc cały czas powraca, ponieważ Niemcy, tak jak inne narody, odczuwają psychologiczną potrzebę posiadania własnej historii w wersji martyrologicznej i heroicznej. Tymczasem historii w wersji heroicznej absolutnie nie wolno im posiadać, a od końca lat 60. do końca lat 90., także wersja martyrologiczna, jak wypędzenia czy bombardowania miast niemieckich, także była zepchnięta na margines sfery publicznej. Reakcją był boom w literaturze i mediach na tematykę przymusowych wysiedleń, zapoczątkowany przez opublikowaną w 2002 roku powieść Grassa „Idąc rakiem", osnutą wokół zatopienia statku „Wilhelm Gustloff". Niemiecka kultura pamięci jest niejednorodna i zawiera w sobie przeciwstawne trendy.
Można je jakoś wyodrębnić?
W elicie polityczno-?-kulturalnej nadal silnie obecna jest tendencja antymartyrologiczna, wynikająca z obawy, że martyrologia wzmocni tendencje konserwatywno-?-narodowe. Jako przykład przytoczyć można znaczące skorygowanie w dół liczby ofiar bombardowania Drezna, które jest jednym z symboli niemieckiej martyrologii. Kilka lat temu specjalna komisja historyków ustaliła, że zginęło wtedy maksymalnie 25 tys. ludzi, a dotychczasowe najwyższe szacunki mówiły nawet o 250 tys. ofiar! Inaczej do historii podchodzą zwykli ludzie. To oni czytają masowo książki poświęcone martyrologii wypędzenia. Inny przykład to czytelniczy sukces książki australijskiego historyka Christophera Clarka „The Sleepwalkers: How Europe Went to War in 1914" („Lunatycy. Jak Europa ruszyła na pierwszą wojnę światową"). A nie jest to żadna popularyzatorska książeczka, ale prawie 900-stronicowe, oparte na źródłach, dzieło historyczne.
Dlaczego więc ta książka stała się bestsellerem?
Oficjalnie nad Renem od lat 60. mówi się, że to Niemcy były państwem odpowiedzialnym za wybuch tej wojny. Tymczasem Clark rozkłada odpowiedzialność także na Paryż, Londyn i Petersburg. Świetna sprzedaż tej książki dowodzi, że zwykli Niemcy mają silną potrzebę bardziej wyważonego podejścia do narodowej historii, nie chcą, by ich stale piętnowano jako szwarccharaktery. Jest to furtka do wprowadzenia historii heroicznej, bo jeśli nie byliśmy gorsi od innych, to i nam wolno w sferze publicznej uczcić uroczyście i godnie pamięć naszych bohaterskich żołnierzy.
Niemcy mają więc cały czas problem z tożsamością historyczną i narodową. Jakie są tego skutki?
W większym stopniu niż inne narody podlegają ogólnym przemianom kulturowo-politycznym obejmującym cały świat zachodni. Z uwagi na swoją przeszłość podlegają im także w specyficzny sposób. Dlatego w Niemczech tak radykalny był ruch 1968 roku. Tutaj walczono z pokoleniem wojennym, uznanym en bloc za faszystowskie. A ono z kolei, podatne na szantaż moralno-polityczny, dość łatwo ustępowało pola. Stąd takie przesunięcie na lewo całego spektrum polityczno-ideologicznego. Pozwolę tu sobie zacytować znanego filozofa Petera Sloterdijka: „To, czy ktoś przyznaje się do socjaldemokracji czy też nie, już od dawna nie ma żadnego znaczenia, ponieważ niesocjaldemokraci nie mogą u nas w ogóle istnieć, społeczeństwo jest strukturalnie socjaldemokratyczne, i kto nie jest socjaldemokratą, ląduje albo w szpitalu psychiatrycznym, albo za granicą".
Czyli słuszne są przypuszczenia, że CDU to prawe skrzydło niemieckiej socjaldemokracji?
Jak najbardziej. Niemiecka CDU nadal ma w nazwie przymiotnik „chrześcijańska", choć równie dobrze mogłaby zostawić w nazwie tylko „Unia Demokratyczna" i nikt by tego nie zauważył. Gdyby Adenauer chciał się dziś zapisać do CDU, toby go nie przyjęto.
Dlaczego w Niemczech tak modna jest ideologia wielokulturowości?
Po prostu jest ona wymierzona w koncepcję jednorodnej kultury narodowej i narodowej homogeniczności, noszących w sobie zalążki „faszyzmu". Daje się tu zauważyć pewien typowy być może dla Niemców radykalizm – kłania się pruska gruntowność i pasja doprowadzania zaczętej sprawy do końca. A także ambicja, by zawsze być prymusem; kiedyś Niemcy przodowali w ideach i koncepcjach „faszystowskich", dziś – „antyfaszystowskich", z punktu widzenia których wszystkie wartości konserwatywne i narodowe są w gruncie rzeczy „faszystowskie".
Tomasz Gabiś jest publicystą, germanistą, redaktorem portalu Nowa Debata, autorem książki „Gry imperialne". W latach 1990–2004 był redaktorem naczelnym pisma „Stańczyk"
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Plus Minus
Kim są dzisiejsi Niemcy: wciąż ceniącymi ład i porządek Prusakami czy może już postnarodowymi liberałami wychowanymi w rzeczywistości multikulti?
Tomasz Gabiś, publicysta:
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Złoty w czwartek notował nieznaczne zmiany wobec euro i dolara. Większy ruch było widać w przypadku franka szwajcarskiego.
Czwartek na rynku walutowym będzie upływał pod znakiem decyzji banków centralnych. Jak zareaguje na nie złoty?
Olefiny Daniela Obajtka, dwie wieże w Ostrołęce, przekop Mierzei Wiślanej, lotnisko w Radomiu. Wszyscy już wiedzą, że miliardy wydane na te inwestycje to pieniądze wyrzucone w błoto. A kiedy dowiemy się, kto poniesie za to odpowiedzialność?
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas