Klub seniora prowokatora

Zaawansowany wiek trudno dziś kojarzyć z rozwagą i autorytetem, skoro najwięksi polscy skandaliści przekroczyli siedemdziesiątkę.

Publikacja: 24.01.2014 20:05

Jeśli o kimś można powiedzieć, że jest żywym klasykiem polskiej piosenki, to z pewnością o Maryli Rodowicz. Wkrótce znajdzie to nawet swój materialny wyraz, bo artystka ma przekazać swoje zbiory rękopisów i strojów Bibliotece Narodowej, podobnie jak niedawno uczyniono to ze spuścizną po jej najbliższej współpracowniczce i przyjaciółce Agnieszce Osieckiej. W obu przypadkach nikt nie kwestionuje, że tam właśnie jest miejsce pamiątek związanych z ich twórczością, mówimy przecież o postaciach bardzo ważnych dla polskiej kultury.

Ale Maryla Rodowicz wciąż z sukcesami występuje i nagrywa nowe utwory. Ba, każdy, kto widział ją ostatnio na żywo na jakimś koncercie czy festiwalu, nie ma też wątpliwości, że królowa estrady jest tylko jedna. Energii, profesjonalizmu i pomysłów mogą jej pozazdrościć artystki młodsze o pokolenie (albo i dwa). Wiem doskonale, że kobietom wieku się nie wypomina, ale proszę potraktować to jako wyraz szczerego podziwu, piosenkarka działa na pełnych obrotach, mimo że w tym roku skończy 69 lat. Można by ją nawet nazwać polską Tiną Turner, gdyby amerykańska gwiazda (tuż przed 70. urodzinami) pięć lat temu nie zrezygnowała z występów. Tymczasem Maryla Rodowicz nie tylko nie zamierza się wycofywać, ale wręcz przeciwnie, wciąż skupia na sobie uwagę publiczności i potrafi zaszokować. Choć niczego nie musi już przecież nikomu udowadniać, a jej gwiazdorska pozycja jest dla wszystkich zupełnie oczywista.

Jednak styczeń 2014 r. w polskim show-biznesie należał do Maryli. Nie tylko dlatego, że zagrała na sylwestrze Polsatu, który oglądało ponad 5 mln Polaków, ale z tego powodu, że był to najczęściej komentowany występ ostatnich tygodni. Kiedy artystka zapowiedziała, że skoro telewizja zaprasza na Copacabanę w Rio, to ona pokaże się „goło i wesoło", wszyscy potraktowali to jako żart. Jednak słowa dotrzymała. Na scenie w Gdyni (przy temperaturze bliskiej zera) pojawiła się ubrana jedynie w pióra! Z odkrytymi nogami i nagim biustem, ozdobionym na sutkach srebrnymi kotylionami.

Ga-ga, chwała sędziwym

Wszystko to dopiero po bliższym przyjrzeniu okazało się plastikowe. Podobnie jak brzuch. Artystka założyła mianowicie coś w rodzaju plastikowej protezy. Nie było częściej komentowanego wydarzenia ostatniego sylwestra. Jedni byli rozbawieni, inni zniesmaczeni, ale nikt nie pozostał obojętny. O sprawie pisały tabloidy, plotkarskie serwisy, informowały też najzupełniej poważne media. Natychmiast pojawiły się memy, które do dziś krążą po Internecie. Najpopularniejszy ozdobiony jest zdjęciem piosenkarki z podpisem „jaki kraj, taka Lady Gaga" (występuje też w wersji „jaki kraj, takie Victoria Secret", od popularnej marki bielizny).

W sumie z tą Lady Gagą to nawet by się zgadzało. Amerykańska gwiazda, która szokuje strojami (np. suknią wykonaną z surowego mięsa), nie ma w Polsce odpowiednika w swojej grupie wiekowej. Podobnych prowokacji próbowała kiedyś Doda, ale dziś media o niej już zapomniały i cokolwiek by zrobiła, mało kogo to obchodzi. Natomiast to, co robi Maryla Rodowicz, jest komentowane bardzo szeroko. A jej sytuacja na tle krajowego show-biznesu jest w sumie dość charakterystyczna. W Polsce w niemal każdej dziedzinie, od polityki przez rozrywkę czy media po literaturę, największymi prowokatorami i skandalistami są ludzie w wieku uznawanym niegdyś za podeszły. Osoby, które zbliżają się do siedemdziesiątki albo nawet ją przekroczyły.

Przykłady? Proszę bardzo. Skoro jesteśmy już w okolicach show-biznesu i serwisów plotkarskich, to dwa kolejne, nieporównanie bardziej drastyczne. Maryla Rodowicz nie robi w końcu nic złego, jej pomysły mieszczą się w szeroko pojętej formule rozrywki. Tymczasem to, o czym mówią 75-letnie Krystyna Mazurówna i Maria Czubaszek, niekoniecznie. Pierwsza, nieco zapomniana dziś dawna primabalerina z Warszawy i Paryża, ponownie zwróciła na siebie uwagę jako jurorka tanecznego show „Got to Dance. Po prostu tańcz" na antenie Polsatu. A trzeba przyznać, że co jak co, ale zwracać na siebie uwagę potrafi doskonale.

Zaczęło się od fantazyjnych strojów, którymi przebija nawet Marylę Rodowicz. Całkiem niedawno pokazała np. publicznie koronkową bieliznę (pończochy i podwiązki). Do tego dodać należy niesamowity tęczowy makijaż pokrywający często całą twarz, tatuaż na pół dekoltu (mocno wyeksponowanego), kilogramy biżuterii (włącznie z kolczykiem w dolnej wardze), nakrycia głowy wprost z teatralnej rekwizytorni i wielokolorowe fryzury, kojarzące się z najlepszymi czasami punk rocka. Na tle Mazurówny nawet styl ubierania Dody, uchodzącej za królową kiczu, wydaje się dość oszczędny. Młodsze roczniki mogłyby się wiele od 75-letniej choreografki nauczyć. I to nie tylko w dziedzinie mody.

Taniec z przytupem

Była tancerka, kiedy już wróciła w światło reflektorów, to z przytupem. Na dzień dobry wyznała, że kilka razy poddała się aborcji i nie jest to nic wyjątkowego, bo wszystkie jej znajome usuwały ciążę, niektóre nawet kilkanaście razy. A to dlatego, że w jej pokoleniu „do wyboru była wielodzietna rodzina albo klasztor, bo środki antykoncepcyjne nie istniały". Za sprawą tego oświadczenia zyskała na znanym ze złośliwości portalu pudelek.pl przydomek „królowej aborcji". Po takim wyznaniu publiczne poszukiwanie przez tabloidy kochanka, dwuznaczne propozycje czynione przed kamerami Kubie Wojewódzkiemu, liczne opowieści o dawnych partnerach czy nawet sesja zdjęciowa z trzema nagimi mężczyznami (w wieku jej wnuków) nie zrobiły na nikim szczególnego wrażenia. Podobnie jak deklaracja, że po śmierci chce zostać spopielona i spuszczona w toalecie.

Pewne zainteresowanie wywołało jedynie to, że poddała się liftingowi, co pokazał program „Sekrety chirurgii" w TVN Style. I tu nie obyło się bez pieprznych aluzyjek: „Dzwoniłam do syna, do Paryża, i mówię mu: synek, zaraz pan doktor będzie mnie rżnął. A syn pyta: a przystojny jest chociaż?" – opowiedziała „Super Expressowi". Czy można się w tej sytuacji dziwić, że Polsat podziękował pani Mazurównie za udział w jury, bo uznał ją za zbyt kontrowersyjną? Swoimi prowokacjami i skandalikami 75-latka mogłaby obdzielić wszystkie jury w Polsce.

Jeśli publiczne opowieści o aborcjach nasunęły komuś skojarzenie z Marią Czubaszek, to słusznie. Krystyna Mazurówna (dziś znów w Paryżu) swój krótki tour de Pologne po tabloidach zaczęła od wypowiedzi, że podziwia satyryczkę, która publicznie opowiada o tym, że dwukrotnie usunęła ciążę. Od tego wyznania, sprzed dwóch lat, zaczęła się zresztą celebrycka kariera 75-letniej Czubaszek. Wcześniej była postacią rozpoznawalną, ale przede wszystkim dzięki „Szkłu kontaktowemu" w TVN 24. Teraz wszędzie jej pełno. Gigantyczny sukces odniósł wywiad rzeka (na listach bestsellerów jest już druga część), który przeprowadził z nią Artur Andrus, chociaż o aborcjach nie ma ani słowa, a każda jej wypowiedź jest tematem komentarzy serwisów plotkarskich.

Ale nie byłoby tego, gdyby wypowiedź o aborcji nie została opatrzona odpowiednim komentarzem. Czubaszek nie tylko nie ma wyrzutów sumienia, ale wręcz jest z siebie dumna. „Boże, jak cudownie, że to zrobiłam" – wyznała w „Uwadze" TVN i dodała, że wolałaby się zabić, niż męczyć się z dzieckiem. Później poprawiła w radiu TOK FM, dodając, że woli być „zimną suką" niż „matką Polką" i że generalnie to, że nie musi się męczyć z dziećmi i wnukami, to dla niej jedyna pociecha na starość. Bo ma wystarczająco dużo swoich problemów.

Złośliwcy z pudelek.pl skomentowali to w swoim stylu, że przy takim podejściu, jakie prezentuje Czubaszek, aborcje były jedynym wyjściem. A potem poszło już z górki. Satyryczkę zaatakował Wojciech Cejrowski, który zaapelował, by pomijać ją milczeniem i modlić się za to, by Bóg wrócił jej serce oraz rozum. Na co usłyszał, że gdyby Czubaszek trafił się taki synek jak on, toby się powiesiła.

Później satyryczka opowiadała o tym, że jest zwolenniczką eutanazji i że chciałaby być „uśpiona jak pies", żeby się nie męczyć. Była i operacja plastyczna (w tym samym programie co Mazurówna). I złośliwości pod adresem innych celebrytów, np. „perfekcyjnej pani domu" Małgorzaty Rozenek (której program ponoć ogłupia ludzi, bo jaki sens ma, by dom lśnił „jak psu jajca") oraz aktorek Małgorzaty Sochy, Kasi Cichopek czy Anny Muchy, które publicznie prezentują się w ciąży („można się czegoś złapać, bo ról nie ma"). Broniła za to Czubaszek Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego, bo uznała, że ich chamskie żarty na temat Ukrainek to w istocie satyra na „prawdziwych Polaków".

Uff, pozostaje się cieszyć, że w kwestii tego, co jest zabawne, większość ludzi w naszym kraju ma jednak inne zdanie niż 75-letnia satyryczka. Podobnie jak w kwestii aborcji i eutanazji. Tak, tak. Czubaszek i Mazurówna to ciężka artyleria. Doprawdy, uchodzące za skandalistki Doda czy Maria Peszek wiele się jeszcze muszą nauczyć, by osiągnąć taką skuteczność. Zresztą ta druga wystąpiła kiedyś z emerytowaną tancerką w programie Kuby Wojewódzkiego. Było to pouczające, bo młodsza o pokolenie piosenkarka nie wiedziała, jak się zachować wobec kolejnych prowokacji 75-letniej Mazurówny. Była nimi zażenowana.

Ciszej, proszę

Swoją drogą warto zauważyć, że wobec politycznych „wesołych staruszków" (jak sam określił się jeden z nich, Władysław Bartoszewski) ich współpracownicy musieli stosować podobne środki co telewizja wobec byłej jurorki „Got to Dance". Ponieważ nie dało się ich powstrzymać od ataków na przeciwników i kontrowersyjnych wypowiedzi, wyraźnie poproszono ich o ograniczenie obecności w mediach (Bartoszewski) albo przydzielono mniej eksponowane stanowisko (Stefan Niesiołowski, któremu odebrano w kolejnej kadencji fotel wicemarszałka Sejmu). Zresztą profesor entomolog, 70-letni damski bokser (kilkanaście miesięcy temu rzucił się na dziennikarkę Ewę Stankiewicz), podobno ma wylądować na luksusowym zesłaniu w Parlamencie Europejskim. Na tym etapie, kiedy wojna między PiS i PO nie przynosi już partii premiera takich korzyści jak kiedyś, najwyraźniej stał się obciążeniem. By strawestować frazę z felietonu Pawła Lisickiego zamieszczonego kiedyś na łamach „Rzeczypospolitej", „spuszczanie Niesiołowskiego ze smyczy" dziś może tylko zaszkodzić.

Warto przypomnieć, że sąd oddalił pozew posła w sprawie tych słów, ponieważ uznał, że mieszczą się w granicach dopuszczalnej krytyki. Zresztą to pikuś w porównaniu z tym, co mówi sam polityk PO nazywający swoich przeciwników: „propagandowymi szmatami" i „skur..." (o dziennikarzach „Gazety Polskiej Codziennie"); „psychopatami", „szaleńcami", „chamami" i „ćwokami" (o politykach PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele); „pornogrubasami" (o Ryszardzie Kaliszu i prezydencie Kwaśniewskim); „idiotami" (przeciwnicy ACTA) czy „żulami" (kibice piłkarscy). Nawet w kompletnie zdziczałej polskiej polityce niewielu jest zawodników tak często używających chwytów poniżej pasa.

Poza Januszem Palikotem do podobnego poziomu regularnie zniża się chyba tylko 85-letni Kazimierz Kutz, który potrafi posunąć się nawet jeszcze dalej, np. nazwać Zbigniewa Ziobrę i Jarosława Kaczyńskiego „ludźmi, którzy zamordowali niewinną kobietę" (Barbarę Blidę). Tę sprawę senator Platformy, wybitny reżyser, przegrał zresztą w sądzie i musiał polityków opozycji przepraszać. Podobnie jak kiedyś prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego, którego nazwał „ćwokiem" i „politrukiem". W porównaniu z tymi dwoma zakapiorami wypowiedzi 92-letniego Władysława Bartoszewskiego, które kiedyś tak bulwersowały część opinii publicznej, wydają się szczytem dyplomacji. Nawet jeśli gwiżdżących pod pomnikiem Powstania Warszawskiego w czasie uroczystości rocznicowych określił mianem „motłochu", ekipę Ministerstwa Spraw Zagranicznych z czasów Anny Fotygi „dyplomatołkami", a o ówczesnym rządzie powiedział cytatem z Rostworowskiego, że czas przestać „uważać bydło za niebydło".

Trefnisie i intelektualiści

Jeśli komuś jeszcze mało polskich przykładów prowokatorów i skandalistów w wieku emerytalnym, to są kolejne. Jerzy Urban, lat 81, osławiony rzecznik rządu z czasów stanu wojennego, który po sukcesach w roli wydawcy „Nie" dziś święci triumfy jako wideobloger na YouTube. Jako redaktor sprowokował niedawno samego premiera tym, że zamieścił w ramach dowcipu primaaprilisowego sfingowany zapis rozmowy Donalda Tuska z Grzegorzem Schetyną, gdzie szef rządu wychodzi na straszliwego knajaka mówiącego np. o Aleksandrze Kwaśniewskim „patrz, jaki ch... opalony". Jako bloger zaczął Urban z przytupem od spalenia polskiej flagi (na kibicowskim szaliku), a później pokazał się z gołym tyłkiem na sedesie. W wywiadzie nazwał panią wicemarszałek Sejmu „niedorżniętą", w innej rozmowie opowiadał o swoich kontaktach z prostytutkami, wyśmiewał też Joannę Racewicz i rodzinę Anny Walentynowicz, których bliscy zginęli w katastrofie smoleńskiej.

Obraża, bluzga i prowokuje tak często, że zapomniano już nawet, iż jako jedyny Polak został skazany za znieważenie papieża Jana Pawła II (którego nazwał w felietonie „Breżniewem Watykanu" i „żywym trupem"). A do tego grona warto by też dodać reżysera i pisarza Andrzeja Żuławskiego, lat 74, który napisał jedną z niewielu po 1989 r. książek zakazanych. Jego „Nocnik" dwa lata temu decyzją sądu został wycofany ze sprzedaży po tym, jak proces autorowi wytoczyła Weronika Rosati, która w postaci Esterki dopatrzyła się siebie, co musiało być dla niej nieprzyjemne. Tę bohaterkę nazwał Żuławski „szmatą, w którą spuszczają się hollywoodzkie ch...". Wcześniej aktorka miała ze znanym reżyserem romans (choć różnica wieku to ponad 40 lat), podejrzenia nie były więc bezpodstawne.

Nie mogę też na koniec nie dodać do tej wyliczanki nazwiska 79-letniego Jarosława Marka Rymkiewicza, choć zaznaczam od razu, że jego prowokacje są przede wszystkim natury intelektualnej, a nie tabloidowej, jak większość tych przywołanych wyżej. On sam jest zaś wielkim pisarzem, może nawet najwybitniejszym z żyjących dziś w naszym kraju, a z pewnością piszącym najpiękniejszą polszczyzną. Ale doprawdy nie znajduję dziś wśród twórców młodszych o jedno czy nawet dwa pokolenia nikogo, kto miałby podobne horyzonty, energię i odwagę. Na tle poety z Milanówka młodsze literackie roczniki to rozmemłani konformiści.

Można się z Rymkiewiczem nie zgadzać, można go nawet potępiać, ale nikt nie odmówi mu talentu i klasy intelektualnej. Żaden autor w ostatnim ćwierćwieczu nie wywołał swoimi książkami i wypowiedziami tylu dyskusji co on. Mam na myśli przede wszystkim „Wieszanie", które słusznie odebrano jako komentarz do przemian 1989 r. Niejeden czytelnik pomyślał, że kiedy pisał o królu Stanisławie Auguście Poniatowskim, iż dla dobra Polski należałoby go powiesić, tak naprawdę miał na myśli Jaruzelskiego. Z kolei jego apologia Powstania Warszawskiego w „Kinderszenen" jako mitu założycielskiego wolnej Polski jednych przekonała, a u innych wywołała wściekłość.

Osobną kwestią są jego kontrowersyjne wywiady, w których czasem przekracza dopuszczalne granice krytyki (i czasem przegrywa z tego powodu procesy), gdzie zdarza mu się oskarżać ideowych przeciwników o zdradę Polski. Oskarża też w głośnych wierszach, np. w publikowanym w „Rzeczpospolitej" „Do Jarosława Kaczyńskiego", gdzie prezesa PiS i zmarłego tragicznie prezydenta przeciwstawia łatwym do zidentyfikowania złodziejom („To co nas podzieliło – to się już nie sklei/Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei"). Albo w niedawnej „Krwi", gdzie pisze o krwi „na białych rękawiczkach Tuska", co w kontekście krwi „na fotelach tupolewa/ zmywanej szlauchem o świtaniu", mówi samo za siebie.

Można by tu jeszcze dołożyć kontrowersyjne wypowiedzi 71-letniego Lecha Wałęsy, którego przypadku nie omawiam, bo poświęcono mu nie bez powodu kilka książek, i do tego, że nazywa oponentów „psycholami" i „durniami" (o urzędującym prezydencie!), zachęca, by na związkowców wysłać policję, sugeruje oponentom homoseksualizm albo domaga się, by geje siedzieli za murem, wszyscy zdążyliśmy przez ostatnie ćwierć wieku przywyknąć. Zresztą jeśli o psycholach mowa, to nawet uchodzący za człowieka umiarkowanego i eleganckiego Andrzej Wajda (88 lat) wzywał publicznie, by Jarosław Kaczyński zażywał leki. Natomiast o aborcjach, którym się poddała, opowiedziała nie tak dawno 72-letnia profesor Jadwiga Staniszkis (choć akurat ona uważa je za wielki błąd).

Wymieniam te wszystkie przykłady, żeby pokazać, iż mówimy o zjawisku. Najwyraźniej dożyliśmy czasów, kiedy zaawansowany wiek (waham się przed użyciem słowa „starość", bo np. do Maryli Rodowicz zdecydowanie ono nie pasuje) przestaje być kojarzony z rozwagą, dystansem i autorytetem. Jeszcze całkiem niedawno ludzie zbliżający się do siedemdziesiątki byli przecież matuzalemami, przekazującymi młodszym pokoleniom wiedzę przodków. Ale XX stulecie było przecież czasem niespotykanych wcześniej przemian cywilizacyjnych. Z powodów praktycznych młodzi nie potrzebują już wskazówek od swoich dziadków, bo współczesny świat zmienia się tak szybko, że te rady im się nie przydadzą. Z drugiej zaś strony ludzie żyją dziś coraz dłużej. A to oznacza, że coraz dłużej są sprawni i nie przyjmują do wiadomości, że mieliby ograniczać swoją aktywność. Chcą robić to, co wcześniej: koncertować, startować w wyborach, udzielać się w mediach.

Można to nazwać emancypacją wieku podeszłego. Choć kultura masowa wciąż afirmuje młodość, to osoby, które na swoją pozycję zapracowały biografią i dokonaniami, nie zamierzają się usuwać w cień. A dlaczego tak bardzo rzucają się w oczy w Polsce? Cóż, młodzież u nas jest konformistyczna. Nie chce się buntować przeciw zastanemu porządkowi: młodzi pisarze marzą o nagrodach, które już istnieją, zamiast tworzyć własne; w show-biznesie wszyscy chcieliby zaczepić się w telewizji, a największe stacje nie tolerują prawdziwych prowokatorów, a w polityce podlizywanie się liderom to najlepsza droga do kariery (liczne przypadki w głównych partiach ze Sławomirem Nowakiem, sławiącym geniusz premiera, na czele). Zresztą jak można się buntować przeciw 70- czy nawet 90-letnim skandalistom? Chyba tylko grzecznością.

Jeśli o kimś można powiedzieć, że jest żywym klasykiem polskiej piosenki, to z pewnością o Maryli Rodowicz. Wkrótce znajdzie to nawet swój materialny wyraz, bo artystka ma przekazać swoje zbiory rękopisów i strojów Bibliotece Narodowej, podobnie jak niedawno uczyniono to ze spuścizną po jej najbliższej współpracowniczce i przyjaciółce Agnieszce Osieckiej. W obu przypadkach nikt nie kwestionuje, że tam właśnie jest miejsce pamiątek związanych z ich twórczością, mówimy przecież o postaciach bardzo ważnych dla polskiej kultury.

Ale Maryla Rodowicz wciąż z sukcesami występuje i nagrywa nowe utwory. Ba, każdy, kto widział ją ostatnio na żywo na jakimś koncercie czy festiwalu, nie ma też wątpliwości, że królowa estrady jest tylko jedna. Energii, profesjonalizmu i pomysłów mogą jej pozazdrościć artystki młodsze o pokolenie (albo i dwa). Wiem doskonale, że kobietom wieku się nie wypomina, ale proszę potraktować to jako wyraz szczerego podziwu, piosenkarka działa na pełnych obrotach, mimo że w tym roku skończy 69 lat. Można by ją nawet nazwać polską Tiną Turner, gdyby amerykańska gwiazda (tuż przed 70. urodzinami) pięć lat temu nie zrezygnowała z występów. Tymczasem Maryla Rodowicz nie tylko nie zamierza się wycofywać, ale wręcz przeciwnie, wciąż skupia na sobie uwagę publiczności i potrafi zaszokować. Choć niczego nie musi już przecież nikomu udowadniać, a jej gwiazdorska pozycja jest dla wszystkich zupełnie oczywista.

Jednak styczeń 2014 r. w polskim show-biznesie należał do Maryli. Nie tylko dlatego, że zagrała na sylwestrze Polsatu, który oglądało ponad 5 mln Polaków, ale z tego powodu, że był to najczęściej komentowany występ ostatnich tygodni. Kiedy artystka zapowiedziała, że skoro telewizja zaprasza na Copacabanę w Rio, to ona pokaże się „goło i wesoło", wszyscy potraktowali to jako żart. Jednak słowa dotrzymała. Na scenie w Gdyni (przy temperaturze bliskiej zera) pojawiła się ubrana jedynie w pióra! Z odkrytymi nogami i nagim biustem, ozdobionym na sutkach srebrnymi kotylionami.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Bartosz Marczuk: Przyszedł „zapyziały” rząd PiS i wdrożył supernowoczesne 500+
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Max Verstappen: Maszyna do wygrywania
Plus Minus
Kilim, który ozdobił świat
Plus Minus
Prawo stanu wojennego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Aleksandria. Miasto, które zmieniło świat”: Padł na twarz i podziękował Bogu