Ostatnia runda - komentarz Stefana Szczepłka

Tak się złożyło, że przed walką Andrzeja Gołoty oglądałem w telewizji wspomnienia Danuty Szaflarskiej.

Publikacja: 02.11.2014 14:00

Stefan Szczepłek

Stefan Szczepłek

Foto: Fotorzepa

Dorota Kędzierzawska ustawiła kamerę, a aktorka opowiadała o swoim życiu. Przez półtorej godziny nic na ekranie się nie działo, a nie można było oczu oderwać. Coś fantastycznego.

A potem na ring wyszedł Andrzej Gołota, niegdysiejsza  muza Wisławy Szymborskiej, ikona Pruszkowa, ostatnia nadzieja białych, kawaler listu żelaznego, człowiek, który podzielił Polskę nie gorzej niż Jarosław Kaczyński.

Gołota był dobrym bokserem, pozostał niewątpliwie ciekawym człowiekiem, który częściej bił, niż sam dostawał, więc boks nie zrobił spustoszenia w jego mózgu. Tym bardziej się dziwię, że dał się namówić na groteskową walkę. Oczywiście trzeba mieć szacunek dla dwóch pięściarzy w zaawansowanym wieku za to, że wytrzymali na ringu 12 minut. Fakt, starali się, żeby nie trafić i broń Boże nie upaść, bo mogliby się już nie podnieść. Ale robili to nawet z wdziękiem, jeśli można tak powiedzieć. Wszystko dla jakichś złudzeń osobistej satysfakcji i żeby odpustowa gawiedź w hali miała frajdę. W sumie: nie czepiam się ponad miarę. W końcu ja też oglądałem to z ciekawości, choć zażenowany. Pożegnał się Gołota z kibicami w Polsce, pod Jasną Górą, i tyle.

W zawodach wymagających sprawności fizycznej wybór momentu, w którym należy odejść, bywa trudny. Poszedłem kiedyś do Teatru Wielkiego, żeby w „Dziadku do orzechów" zobaczyć słynną primabalerinę. Niestety, była już w wieku Gołoty, od kilku lat powinna zażywać uroków emerytury, jako babcia nadawała się wprawdzie do dziadka, ale nie na scenie. Przykre to było, bo ona bardzo chciała zaprzeczyć prawom biologii i walczyła o to bezskutecznie, czasami nawet przy śmiechach widowni,  gorszych od gwizdów.

Pelemu wydawało się, że 50. urodziny uświetni występem w reprezentacji Brazylii, i dopiął swego, bo to Pele. Tyle że młodsi od niego o ćwierć wieku partnerzy i przeciwnicy nie mieli dla jubilata zrozumienia, a on już nie nadążał. Dla pokolenia, które go wcześniej nie widziało, był tylko żywym eksponatem z muzeum futbolu.

Gwiazdom sportu trudno zejść ze sceny, oszukują się, że jeszcze mogą. W wieku trzydziestu kilku lat zmienia się życie i nie wiadomo, jak się odnaleźć w nowym. Adam Małysz znalazł sobie rajdy samochodowe, Jerzy Dudek golfa, ale oni są w mniejszości. Artystom łatwiej. Dlatego wolę naturalną stuletnią Danutę Szaflarską na scenie niż sztucznego pięćdziesięcioletniego Gołotę w ringu.

Dorota Kędzierzawska ustawiła kamerę, a aktorka opowiadała o swoim życiu. Przez półtorej godziny nic na ekranie się nie działo, a nie można było oczu oderwać. Coś fantastycznego.

A potem na ring wyszedł Andrzej Gołota, niegdysiejsza  muza Wisławy Szymborskiej, ikona Pruszkowa, ostatnia nadzieja białych, kawaler listu żelaznego, człowiek, który podzielił Polskę nie gorzej niż Jarosław Kaczyński.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił