A nawet bardzo dobrze, bo sukces po drugiej turze wyborów samorządowych ogłosili właściwie wszyscy. I PO, która mimo że wygrała, to straciła. I PiS, który mimo że wygrał, to poniósł prestiżową porażkę. A nawet SLD, który stracił najwięcej, a mimo to – według zapewnień swego lidera – będzie drugą siłą! Nie wiem co prawda, jak to policzył, bo jakkolwiek patrzeć, drugą (a może i pierwszą) siłą są po tych wyborach ludowcy. Chwalą się więc wszyscy, choć wszyscy widzą, że nic się nie stało. I nie zmieniło. No, może tylko w PKW się zmieni. I dobrze.
Oby naprawdę sporo się zmieniło i w Państwowej Komisji Wyborczej, i w sposobie organizacji głosowania, bo nie można udawać w nieskończoność, że nic się nie stało. Stało się! Niezależnie od tego, jak bardzo dla jednych jest to krzywdzące, a dla innych korzystne. Zamiatanie tego pod dywan w imię chwilowego spokoju politycznego zemści się na nas wszystkich za rok, kiedy czekają nas podwójne wybory. Zaufanie do państwa i jego instytucji w środowiskach, które wymagają czegoś więcej niż sprawnie działającego w zimie centralnego ogrzewania, wsi na włosku (a zarazem „zwisa"). W perspektywie kilku lat będzie to wręcz zabójcze.
Generalnie można jednak odnieść wrażenie, że Polacy to bardzo tolerancyjny naród. Tyle im politycy naobiecywali w tej kampanii oraz w poprzedniej, że nie dałaby im rady żadna sieć telefonii promująca się przed świętami. Niewiele z tych obietnic wyszło i niewiele wyjdzie, ale prawie nikomu to nie przeszkadza. Już niemal nikt nie rozlicza z tego zadowolonych z siebie polityków, bo też i mało kto im w pełni wierzy... Tyle tylko, że to taka nasza narodowa choroba – skleroza i schizofrenia.
Nie wiem, jaką dolegliwością – a może tolerancyjnością właśnie – należy tłumaczyć partyjną obronę, w jaką dawni koledzy i koleżanki wzięli Sławomira Nowaka. Sąd uznał go za winnego przestępstwa urzędniczego zatajenia w pięciu oświadczeniach majątkowych cennego zegarka. Nie miał wątpliwości, że Nowak powinien był go ujawnić. Wątpliwości mają za to niektórzy posłowie. I nic to, że wszyscy oni jako doświadczeni politycy wiedzą, iż poseł i minister miał obowiązek wykazać w oświadczeniach majątkowych wszystkie ruchomości warte więcej niż 10 tys. zł – a za taką rzecz sąd uznał zegarek Nowaka. Do niektórych słowa sędzi, która cytowała Władysława Bartoszewskiego: „Przecież posłowie nie są analfabetami. Umieją czytać i pisać", nie przemówiły. Ciekawe, że w innych przypadkach każda wypowiedź tego byłego ministra byłaby dla nich busolą...
Tolerancja w polityce kwitnie! Oprócz argumentów, że szkoda chłopa, bo był zdolnym i skutecznym politykiem, pojawiły się i takie: „On tego zegarka nie ukradł, nie ukrywał, on przecież go nosił. Wręcz paradował z nim, chwalił się nim publicznie. To nie jest człowiek, któremu zarzucono, że ukradł zegarek"; „Minister transportu popełnił... administracyjną pomyłkę"; „Nikogo nie skrzywdził poza sobą! Nikomu nic nie ukradł. Po prostu nosił zegarek". Serio takie słowa padły!