Kiedy w Wielkiej Brytanii nadawano premierowe odcinki telewizyjnego programu satyrycznego „Monty Python", nawet Beatlesi przerywali nagrania w studiu, żeby zrelaksować się absurdalnymi żartami. Tych jednak, którym wydaje się, że John Cleese od początku był charyzmatycznym, pewnym siebie wykonawcą, spotka srogi zawód, albo co najmniej zdziwienie.
Pierwszy występ podówczas niespełna dziewięcioletniego Jasia spotkał się bowiem, jak byśmy powiedzieli językiem dzisiejszych dzieci i nastolatków, z „totalną szyderą" uczniów szkoły pod wezwaniem świętego Piotra. Rówieśnicy nie mieli żadnej chrześcijańskiej taryfy ulgowej dla nowego kolegi. Ze szczególną zaś zjadliwością przekręcali nazwisko „Cleese" na „Cheese" (ser). Mały John był tym bardziej zaskoczony, że rodzina artysty nazywała się, owszem, „Cheese" – do czasu, gdy zmieniła nazwisko na Cleese, właśnie po to, żeby sobie zaoszczędzić głupich żartów. Na próżno! Cleese miał więc od początku pod górkę. Ale też szybko zrozumiał, że co cię nie zabije, to cię wzmocni.