Około 200 metrów od brzegu małej wyspy Takashima w południowej Japonii naukowcy z Uniwersytetu Riukiu na Okinawie odkryli na głębokości 15 metrów wrak średniowiecznego statku z XIII wieku; miał 20 metrów długości i 6 metrów szerokości. To już drugi wrak z tego okresu, jaki odkryli koło Takashimy, ale anonsują, że znaleźli kolejne trzy; nie sprawdzili jeszcze, czy również zatonęły w XIII wieku. Jeśli tak i jeśli archeolodzy wykażą się wystarczającą dozą cierpliwości oraz – co nie bez znaczenia – nie zabraknie im pieniędzy na badania, mogą w tym rejonie odkryć jeszcze kilka tysięcy XIII-wiecznych statków. Skąd to bogactwo, podwodne nagromadzenie zabytków?
W XIII wieku imperium mongolskie osiągnęło swoje apogeum. Czyngis-chan pozostawił swoim następcom ogromne państwo, a oni nie przestali go powiększać. Władali ziemiami od Pacyfiku po Morze Śródziemne, Indie i Indochiny– ten kolos zajmował 33 miliony kilometrów kwadratowych. Kubilaj-chan, wnuk Czyngis-chana, podbił Koreę, południe Chin, po czym wysłał wyprawę, która miała opanować Japonię. W kierunku wysp wyruszyły dwie floty: wschodnia składała się z 900 statków, na których pokładach pracowało 15 tys. marynarzy; statki te przewoziły 25 tys. żołnierzy, a znaczna część tego kontyngentu pochodziła z Chin. Druga flota, południowa, była czterokrotnie większa, przewyższyły ją dopiero siły zgromadzone przez aliantów podczas lądowania w Normandii w 1944 roku. W skład mongolskiej floty południowej wchodziło 7 tys. statków i 150 tys. ludzi.
Boski Wiatr
Latem 1281 roku inwazyjne floty dotarła do japońskich wybrzeży, zajęły wyspę Iki i skierowały się w stronę dużej wyspy Kiusiu. Japończycy stawiali opór, bronili się heroicznie, w czym pomagały im fortyfikacje rozciągnięte wzdłuż wybrzeża. Oprócz tego statki japońskie nękały mongolską flotę, zmuszając armię Kubilaj-chana do pozostawania na pokładzie statków. Ale mongolscy dowódcy nie spieszyli się z desantem, wiedzieli, że nie zatrzymają ich japońskie fortyfikacje, a obrońcy zostaną dosłownie zmiażdżeni.
I w tym momencie rozpoczyna się finałowa scena dramatu. Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach. Między 15 i 17 sierpnia u wybrzeży Kiusiu rozpętał się niszczycielski tajfun, który zatopił 4 tys. mongolskich statków; na dno poszło 140 tys. ludzi. Naukowcy z Uniwersytetu Riukiu mają czego szukać.
Termin „kamikaze" kojarzy się powszechnie ze specjalnymi japońskimi formacjami wojskowymi okresu II wojny światowej. Kamikaze poświęcali życie w ataku na nieprzyjaciela, pilotując przystosowane do tego celu samoloty. Ale kamikaze to po japońsku „boski wiatr". W XIII wieku tajfun uratował Kraj Kwitnącej Wiśni, Japończycy uznali to za dowód opieki bogów i nadali mu imię Boski Wiatr.
Sytuacja powtórzyła się po siedmiu stuleciach. Amerykański admirał William Frederick Halsey dowodził podczas II wojny światowej armadą mającą wspierać lądowanie generała MacArthura na Filipinach. Armada składała się z najpotężniejszych jednostek morskich, lotniskowców, krążowników, niszczycieli. 17 grudnia 1944 roku admirał Halsey otrzymał wiadomość meteorologiczną, z której wynikało, że dowodzona przez niego armada, składająca się ze 132 okrętów, płynie kursem zbieżnym z jednym z najpotężniejszych tajfunów w historii. Admirał stanął przed dylematem: płynąć dalej czy zawrócić flotę inwazyjną? Jeśli zawróci, zniweczy szczegółowo opracowany plan operacji. Samoloty startujące z lotniskowców nie będą wspierały oddziałów szturmujących.