Cenzura, przed którą nie ma obrony

Misja „walki z dezinformacją” pozwoliła technologicznym gigantom kontrolować przepływ informacji, jak im się żywnie podoba, i dała im potężne narzędzie władzy nad użytkownikami internetu. Czy o tym, co oglądamy, co czytamy i czego słuchamy w sieci, kiedykolwiek będą jeszcze decydować nasze preferencje?

Publikacja: 24.05.2024 10:00

Cenzura, przed którą nie ma obrony

Foto: metamorworks/stock.adobe.com

W 2005 roku, zaledwie osiem lat po powstaniu, Google miał już pozycję giganta na rynku amerykańskim. Chcąc rozszerzyć swój wpływ na rozwijający się szybko rynek chiński, firma z Mountain View rozpoczęła negocjacje z komunistycznym rządem, w trakcie których ustalono warunki, na jakich wyszukiwarka może zostać udostępniona obywatelom Państwa Środka. Chińskiemu rządowi zależało na tym, aby Google stał się częścią cyfrowej transformacji, ale to amerykańskiej wyszukiwarce zależało na tym bardziej. Negocjacje dotyczyły więc raczej tego, na jakie ustępstwa może pójść firma, której mottem było „nie czynić zła” („don’t be evil”), a nie obustronnego kompromisu.

Pozostało jeszcze 95% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”