Tytułowy „futerał” sugeruje ograniczenia – autorka wskazuje je obficie, w rozmaitych konfiguracjach PRL-owskiego czasu i przestrzeni, w jakiej przyszło żyć nad Wisłą po 1945 r.
Utworzone w tamtym roku Ministerstwo Odbudowy szacowało, że w powojennych granicach Polski znalazło się 43 proc. zniszczonych lub uszkodzonych izb mieszkalnych, więc głód mieszkaniowy był oczywisty, choć „dogęszczanie” lokatorów bywało kuriozalne, a hasło „jeden pokój na rodzinę” – przez długi czas był tylko pobożnym życzeniem. Czasopisma udzielały porad, jak radzić sobie z brakiem przestrzeni, a nawet, jak zaimprowizować z krzeseł łóżeczko dla dzieci śpiących na stole albo krzesłach. Do tego „opuszczone wsie na niegdysiejszym wschodzie Polski dzieliła od miasteczek na jej obecnym zachodzie cywilizacyjna przepaść”, więc repatrianci i przybysze ze wsi zasiedlający miasta nie raz i nie dwa wprowadzali do mieszkań świnie, kozy i owce, a w wannach (o ile były) lokowali na równi węgiel, kury i króliki. Wielokrotnie okazuje się, że „nierówności klasowe trwały”, a „kwestia gustu także w Polsce Ludowej okazała się kwestią klasową”.