Polska-Niemcy: Pożegnalny mecz mistrza. Jakub Błaszczykowski to więcej niż piłkarz

Kuba Błaszczykowski żegna się z drużyną narodową. Zagrał w kadrze 109 razy, ale jest dla polskiej piłki znacznie ważniejszy niż tylko jako reprezentant kraju.

Publikacja: 16.06.2023 10:00

Polska-Niemcy: Pożegnalny mecz mistrza. Jakub Błaszczykowski to więcej niż piłkarz

Foto: Adam Jastrzebowski/REPORTER

Takich pożegnań nie organizuje się byle komu. Jerzy Dudek czekał cztery lata, a kiedy wybiegał ostatni raz na spotkanie z Liechtensteinem, był tuż po 40. urodzinach. Błaszczykowski w grudniu skończy 38 lat. Ostatni raz zagrał w reprezentacji w 2019 r.

Od tamtej pory częściej słychać o nim jako o współwłaścicielu Wisły Kraków niż piłkarzu. Nękany kontuzjami gra coraz rzadziej lub zajmuje się sprawami organizacyjnymi klubu. Ostatni występ ma więc charakter symboliczny. Piłkarza, który przez ponad dziesięć lat był podporą i synonimem drużyny narodowej, powinno się po prostu uszanować jeszcze raz. Tym bardziej że nie zawsze go szanowano.

Życie i kariera Błaszczykowskiego to gotowy scenariusz filmowy. Są w nim: radość, miłość, tragedia, ból, rozczarowania, spełnienie. Chłopak ze wsi Truskolasy, położonej 25 km na zachód od Częstochowy, miał szczęście do wielkiego sportu. Karierę robił jego wujek, 14 lat starszy Jerzy Brzęczek.

Kiedy w 1992 r. jako kapitan wyprowadzał reprezentację na mecz o złoty medal podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie, Kuba miał sześć lat. Oglądał z rodziną transmisję i jeszcze niewiele do niego docierało. Ot, wujek w telewizji. Ale starszy o trzy lata brat Dawid był bardziej uświadomiony. Wiedzieli ponad wszelką wątpliwość jedno: wujek, z tej samej rodziny, z tej samej wsi, najmniejszy na boisku, został kapitanem takiej reprezentacji, bo nie tylko bardzo dobrze gra w piłkę, ale także dlatego, że koledzy go szanują.

Kiedy więc wujek przyjeżdżał do domu na urlopy z Olimpii Poznań, Lecha czy Górnika Zabrze, siostrzeńcy nie odstępowali go na krok. Musiał z nimi kopać piłkę, a przy okazji chronić Kubę, do którego nie docierało, że jest niski, drobny i ktoś na boisku może mu nieświadomie wyrządzić krzywdę. Bardzo chciał grać, więc rodzina zapisała go do juniorów Rakowa Częstochowa. Świat zawalił się latem 1996 r. Kiedy mama wyszła po mleko, zmagający się z alkoholizmem ojciec zadał jej śmiertelny cios nożem. 11-letni Kuba był w tym czasie w domu, tuż obok miejsca tragedii. Usłyszał przekleństwa ojca i krzyk matki. Wbiegł z domu. Mama leżała w rowie, zmarła niemal na jego rękach. W jednej chwili chłopiec stracił matkę oraz ojca – trafił na wiele lat do więzienia – który wprawdzie pił i bił, ale jednak był tatą. I kiedy trzeźwiał, to przepraszał. Chłopca wzięła pod dach babcia Felicja, matka mamy i wujka Jurka. A Jerzy Brzęczek, chociaż już wtedy był znanym piłkarzem, grał i mieszkał w Innsbrucku, wspierał siostrzeńca w każdy możliwy sposób.

To nie było łatwe. Kuba potrzebował pomocy psychologa, przestał rosnąć, gra w piłkę już go nie cieszyła, a na boisku bywał agresywny. Dzięki wujkowi znalazł się w szkółce Górnika Zabrze, ale nie podobało mu się i po trzech miesiącach wrócił do Truskolasów. Nigdy nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Rzucał się nawet na starszych i silniejszych. Miał też zawsze wielu przyjaciół, bo stawał w ich obronie i nigdy nie kablował.

Dorastający bez rodziców chłopak miał mnóstwo powodów, żeby wejść na złą drogę. Dzięki miłości, która mimo tragedii, a może wbrew niej, pozostała w rodzinie, postawie babci, wujka, brata, osiągnął jednak prawdziwy sukces.

Wyznaczyły go osiągnięcia sportowe, ale nie tylko. 1 czerwca 2015 r. na jednym z najwyższych pięter stołecznego hotelu Marriott odbywała się promocja książki Małgorzaty Domagalik „Kuba”. Autorka ma siłę przebicia, więc zebrała się intelektualno-biznesowo-dziennikarska Warszawa. Gośćmi honorowymi byli jednak bohater i jego rodzina. Przyjechała też babcia Felicja. Kuba mówił z miłością, że nie byłoby go tutaj, gdyby nie ona.

Było w tym coś z pięknego symbolu. Ona – starsza już pani z podczęstochowskiej wsi, babcia, ale i druga matka dla osieroconego chłopca, mogła patrzeć z góry na stolicę z hotelu, w którym zatrzymują się prezydenci Stanów Zjednoczonych.

Czytaj więcej

Górski, Piechniczek czy Nawałka. Kto lepiej wybierał na mundial

Ze złamaną nogą

Droga do sukcesu była długa i wyboista. Błaszczykowski przebył ją dzięki talentowi, pracy i sile charakteru. Kiedy wujek przekonał go, że nie może rzucać tego, co stanowi sedno jego życia, Kuba zaczął grać w czwartoligowym KS Częstochowa. Był nastolatkiem, a już strzelał sporo bramek. Testowały go GKS Bełchatów, Lech Poznań i Tirol Innsbruck, gdzie grał Brzęczek. Jego kolega z drużyny barcelońskich olimpijczyków Grzegorz Mielcarski był wówczas dyrektorem sportowym Wisły. Kuba przyjechał na testy do Krakowa, spodobał się czeskiemu trenerowi Wernerowi Liczce i już tam został.

Z następnym szkoleniowcem Henrykiem Kasperczakiem Wisła zdobyła w 2005 r. tytuł mistrza Polski, a sezon później – wicemistrzostwo. Błaszczykowski grał w pomocy m.in. z Mirosławem Szymkowiakiem i Radosławem Sobolewskim. W ataku bramki strzelali: Tomasz Frankowski oraz Maciej Żurawski lub Paweł Brożek i Paweł Kryszałowicz. Obsada była gwiazdorska.

Sytuacja nieco się zmieniła, kiedy trenerem Wisły został Jerzy Engel. Błaszczykowskiego ledwo tolerował, a w meczu eliminacyjnym do Ligi Mistrzów z Panathinaikosem wystawił go na prawą obronę, gdzie Kuba nigdy nie grał. Chłopak nie miał jeszcze 20 lat, bał się trenerowi postawić, wybiegł na boisko i walczył, ile się dało.

Tyle że zaraz na początku meczu, złamał kości śródstopia. Nie przyznał się. Grał z bólem, mając nadzieję, że dotrwa do końca. W przerwie prawie zemdlał. Noga tak spuchła, że trudno było zdjąć but. To nie było rozsądne, ale powiedzcie to młodemu, ambitnemu chłopakowi. Kiedy dowiedzieli się o tym kibice, mieli już pewność, że Kuba to jest taki charakterny gość, który dla Wisły gotów jest włożyć nogę pod krakowski tramwaj. Tak się zdobywa szacunek.

Stawał się coraz bardziej znany. Przyznano mu tytuł Piłkarza Małopolski Roku 2006, a Ekstraklasa uhonorowała go Oskarem dla najlepszego pomocnika sezonu. Powoływano go do reprezentacji juniorów i młodzieżowej. 28 marca 2006 r. zadebiutował w tej pierwszej – w Rijadzie Polacy rozgrywali sparing z Arabią Saudyjską. Skład nie był najmocniejszy, bo Paweł Janas szukał kandydatów na mistrzostwa świata w Niemczech. Wygraliśmy 2:1 po dwóch bramkach Łukasza Sosina, którego już mało kto pamięta.

Błaszczykowski wybiegł w pierwszym składzie. Debiutował też wówczas Łukasz Fabiański, który później stanie się przyjacielem Błaszczykowskiego. Tyle że wtedy się minęli. Kiedy Kuba w przerwie siadał na ławce, Łukasz z niej wstawał, żeby zająć miejsce Jerzego Dudka.

Miał duże szanse wyjazdu na mundial, ale Janas nie powołał go, opierając się na opinii lekarza klubowego Wisły, który dopatrzył się u piłkarza urazu kręgosłupa. W rzeczywistości kontuzja podobno nie była poważna. Lekarz dmuchał na zimne, a Błaszczykowskiemu przeszedł koło nosa występ na mistrzostwach świata.

Minęły dwa lata i sytuacja się powtórzyła. Tym razem został powołany przez Leo Beenhakkera na mistrzostwa Europy. Był już zawodnikiem Borussii Dortmund. Rozegrał w jej barwach finał Pucharu Niemiec z Bayernem (porażka po dogrywce 1:2), po czym dołączył do kadry na zgrupowaniu w Austrii.

W ostatnim, mało ważnym sparingu z drużyną klubową lekko naciągnął mięsień dwugłowy uda. Uznał, że odpowiednia kuracja i przerwa pozwolą na udział w turnieju, choćby w trzecim meczu. Ale lekarze byli innego zdania, a trener potrzebował zawodnika na trzy spotkania, a nie na jedno.

Jeszcze wtedy nie znałem Błaszczykowskiego zbyt dobrze. Pamiętam jednak, kiedy rozmawiałem z nim w Bad Waltersdorf po treningu, który był dla niego ostatnim przed powrotem do kraju. Miał w oczach łzy, a w głowie poczucie pecha lub niesprawiedliwości. Znowu tracił coś, co wydawało się na wyciągnięcie ręki.

Ironia losu, że na jego dramacie skorzystał Łukasz Piszczek, który stanie się obok Fabiańskiego najbliższym przyjacielem Kuby.

Piszczek był wówczas napastnikiem Herthy. Nie otrzymał powołania, więc wyjechał z rodziną na urlop na Rodos. Bawił się z dziećmi piłeczką koło hotelowego basenu, kiedy zadzwoniono do niego z informacją, że ma szybko przyjeżdżać do Austrii, bo za trzy dni czeka go w Klagenfurcie mecz z Niemcami. Przyjechał, grał przez pół godziny, a na drugi mecz już nie wyszedł, bo w ostatniej minucie treningowej gry sfaulował go Jacek Bąk.

Dwa lata później Piszczek stał się zawodnikiem Borussii i od tej pory tworzyli z Błaszczykowskim nierozłączną parę. Kiedy Fabiański kończył reprezentacyjną karierę, obydwaj przylecieli do Warszawy na jego mecz. Teraz Fabiański i Piszczek przyjechali na pożegnalne spotkanie Błaszczykowskiego. „Trzej przyjaciele z boiska” – skrzydłowy, bramkarz i obrońca.

Wszyscy urodzili się w roku 1985. Manchester United miał swoją „klasę 92”, my mamy „klasę 85”.

Telefony od Kloppa

Latem 2007 r. Błaszczykowski, za 3 mln euro przeszedł z Wisły do Borussii. Trzy lata później znaleźli się tam Piszczek i Robert Lewandowski. Polski tercet nie tylko trafił na „złoty okres” w historii klubu, ale w dużym stopniu sam go tworzył. W ciągu dziewięciu sezonów gry w Borussii Błaszczykowski dwukrotnie zdobył mistrzostwo Niemiec, raz krajowy puchar i trzykrotnie superpuchar.

Mówiono o Borussii – Polonia Dortmund. Na jej mecze przychodziło ponad 80 tys. widzów, a wśród nich wielu Polaków mieszkających w Zagłębiu Ruhry. Nasi piłkarze, nie tylko świetni na boisku, ale i powszechnie lubiani, stali się znakomitymi ambasadorami.

Kiedy Błaszczykowski przechodził do Dortmundu, klub bronił się przed spadkiem. Po kilku latach stał się jednym z najlepszych w Europie. W maju 2013 r. na Wembley Borussia dotarła do finału Ligi Mistrzów. Przegrała 1:2 z Bayernem.

Kuba miał w Borussii tylko trzech trenerów: Thomasa Dolla, Juergena Kloppa i Thomasa Tuchela. Przy Dollu zaczynał, Klopp go uwielbiał, a Tuchel nie docenił. Ten drugi zrobił z niego czołowego bocznego pomocnika Bundesligi. Chętnie widziałoby go w swoich szeregach wiele europejskich klubów.

Był szybki, waleczny, ambitny. Nawet Liverpool i Tottenham składały propozycje. Przed finałem Ligi Mistrzów ofertę pracy przedstawił mu trener Juventusu Antonio Conte. Suma odstępnego wynosiła 13 mln euro, Włosi ją zaakceptowali. Kuba miał kontrakt na stole. Jednak po finale Mario Goetze odszedł z Borussii do Bayernu, a Klopp powiedział Błaszczykowskiemu: – Chociaż ty mi tego nie rób.

Został w Dortmundzie, tym bardziej że bardzo dobrze tam się czuł. I on, i jego rodzina.

Kilka miesięcy później sam Klopp opuścił Dortmund. Błaszczykowski zerwał więzadła, długo się leczył i kiedy przyszedł Tuchel, Polak stracił miejsce w składzie. Skorzystał z propozycji Fiorentiny, która wypożyczyła go w zimie 2016 roku. Klopp chciał mu wówczas pomóc, ale nie było jak. Do dziś są w dobrym kontakcie. Dopóki Wisła grała w Ekstraklasie, śledził jej wyniki i czasami w poniedziałek zwykł dzwonić do Kuby, żeby pogadać.

Kiedy Błaszczykowski zaczynał grać w Borussii, miał świadomość, że nie jest znany, a nazwisko ma trudne do wymówienia, więc poprosił o pierwszy wolny numer i zdrobnienie imienia na koszulce – Kuba. Dostał numer 16. Dla kibiców Kubą pozostał. Po rozegraniu ponad 200 meczów – a wszystkie do utraty tchu – był żegnany jak król. We Florencji tak się nie czuł. Grał tam przez sezon 2015/2016 i nieregularnie. Dochodził do siebie po kontuzji, myślał o mistrzostwach Europy. W dodatku trafił na trenera, z którym trudno było znaleźć chemię. Nazywał się Paulo Sousa.

Kuba wrócił do Dortmundu, jednak Tuchel nie zmienił na jego temat zdania i klub sprzedał Polaka do Wolfsburga za 5 mln euro. Mimo że mieszkał tam prawie trzy lata, więcej czasu niż na boisku spędzał w gabinetach lekarzy. Ostatecznie w styczniu 2019 r. rozwiązał kontrakt. Zrobił wtedy to, co obiecał kibicom Wisły, kiedy opuszczał Kraków. Mówił: – Jeśli kiedykolwiek jeszcze będę grał w polskim klubie, to tylko w koszulce z Białą Gwiazdą. W ciągu tych 11 lat, z roczną przerwą na Włochy, rozegrał w dwóch klubach Bundesligi 235 meczów i strzelił 28 goli.

Czytaj więcej

Hiszpański futbol w cieniu Realu i Barcelony

Szorstka przyjaźń

Polonia Dortmund – to ładnie brzmiało i sprawiało wrażenie, że nasi piłkarze przeczą powszechnej opinii o Polakach kłótliwych, zawistnych i myślących o sobie. Zwłaszcza za granicą.

Rzeczywistość była nieco inna, a dobrze oddawała ją reklama Opla, w której wystąpiła cała trójka. Za kierownicą siedzi Łukasz Piszczek, obok Jakub Błaszczykowski i kiedy już mają ruszać, na tylne siedzenie wpada zdyszany Robert Lewandowski zdziwiony, że chcą odjechać bez niego.Tak to mniej więcej wyglądało na co dzień. Wszyscy byli wyjątkowymi profesjonalistami, co w połączeniu z niezwykłym talentem pozwoliło im zrobić kariery, ale każdy dochodził do sukcesu inaczej.

Kuba szybko znalazł wspólny język z Łukaszem. Robert wybrał inną drogę. Uznał, że jeśli będzie utrzymywał bliższe kontakty z niemieckimi, a nie polskimi kolegami, to szybciej nauczy się języka, lepiej pozna obyczaje i łatwiej zostanie przez miejscowych zaakceptowany. Dlatego bliżej mu było do Mario Goetzego. Wrogości nie było – kiedy wychodzili na boisko walczyli o wspólny cel. Ale to wszystko. Błaszczykowski zaprosił Lewandowskiego na ślub i wesele, ale rewanżu się nie doczekał.

Czara goryczy przelała się, kiedy Adam Nawałka uznał, że dla dobra reprezentacji powierzy godność kapitana Lewandowskiemu. Pomysł nie był zły, tyle że reprezentacja kapitana już miała, a był to Błaszczykowski. Nawałka poinformował go o zmianie w najgorszym z możliwych momentów, w grudniu 2014 r.. Kuba nie grał w kadrze przez cały rok, bo leczył kontuzję, więc był w dołku. Powoli wracał na boisko, gdy otrzymał od trenera taki cios. Mało tego: Nawałka zażądał od piłkarza, aby wystąpił z Lewandowskim na wspólnej konferencji. Odmówił, a selekcjoner nie powołał go na kolejny mecz – z Irlandią w Dublinie – w marcu 2015 r. Reprezentację na boisko wyprowadził Lewandowski, który też marzył o takim zaszczycie, więc kiedy go dostąpił, nie miał z tym problemu. Kiedy jednak podczas Euro 2016 Szwajcar Fabian Schaer bardzo ostro zaatakował Lewandowskiego, pierwszy z odsieczą ruszył Błaszczykowski. Jak na podwórku. Bo co innego solidarność na boisku, a co innego relacje poza nim.

Udział Błaszczykowskiego w kolejnych turniejach rmistrzostw świata i Europy można określić jako gorzko-słodki. Pierwsze dwa go ominęły. Podczas Euro 2012 asystował przy golu Lewandowskiego z Grecją na Stadionie Narodowym. W drugim meczu wbił przepiękną bramkę Rosjanom i to lewą, słabszą nogą. Na fali euforii Artur Andrus napisał „Balladę o jednym Błaszczykowskim”: „Krzyczały dzieci, płakały mamki, uniósł się w górę Belweder, jak Błaszczykowski do ruskiej bramki posłał po prostu torpedę”.

Później, kiedy jako kapitan Kuba narzekał przed kamerami, że PZPN nie dał wystarczającej liczby biletów na mecze rodzinom piłkarzy, spotkał się z umiarkowaną, ale jednak krytyką. Do Euro 2016 Błaszczykowski, nękany kontuzjami, przygotowywał się długo sam. A mimo to okazał się naszym najlepszym zawodnikiem – lepszym od tych, którzy grali regularnie. Zdobył dwie z czterech bramek Polaków, miał więc wyjątkowo duży udział w sukcesie. Szczęście okazało się jednak niepełne. Po remisie 1:1 z Portugalią był jedynym piłkarzem, który w serii rzutów karnych nie trafił, przez co Polacy odpadli z turnieju po pięciu meczach bez porażki.

Mundial w Rosji to już pech innego rodzaju. W 15. minucie pierwszego spotkania z Senegalem rywal kopnął Kubę w nerw. Dotrwał do przerwy, jak 14 lat wcześniej, z Panathinaikosem, ale przegrał z bólem. Postawiony na nogi przed trzecim meczem z Japonią miał wejść na ostatnie minuty, ale wówczas doszło do jednego z największych blamaży w historii reprezentacji. Japończycy trzymali piłkę, my nie potrafiliśmy jej odebrać. Trener krzyknął do Kamila Grosickiego, żeby położył się na boisku, dając sędziemu powód do przerwania gry. Trwało to kilka minut, w czasie których Kuba stał bezradnie przy linii. Nie doczekał się, bo sędzia zakończył mecz. W takich zawstydzających okolicznościach kończyła się mundialowa kariera jednego z najwybitniejszych kadrowiczów.

Drugie życie

Wiadomo, że Kuba i jego brat Dawid stanęli na czele grupy kilku osób, które uratowały Wisłę – być może nawet przed likwidacją. Wyłożył swoje pieniądze na odbudowę klubu po gigantycznym kryzysie.

Wspiera Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Co roku po Bożym Narodzeniu organizuje w Częstochowie turnieje charytatywne. Podobne odbywają się w Opolu, Truskolasach, Żywcu. W Opolu otworzył Centrum Rozrywki Kubatura. Znalazła tam swoje miejsce siedziba fundacji Błaszczykowskich „Ludzki gest”, która pomaga dzieciom i młodym ludziom potrzebującym wszelkiego rodzaju opieki. Kuba zaprasza do współpracy celebrytów. Nikt mu nie odmawia. Jak mówią bracia, zainspirowała ich babcia Felicja, która nigdy nie pozostawała obojętna na innych.

Czytaj więcej

Stefana Szczepłka podsumowanie piłkarskiego roku

Błaszczykowski pod koniec 2016 r. obronił pracę licencjacką – na temat zmiany masy ciała piłkarzy w okresie przygotowawczym i startowym – na Wydziale Turystyki i Rekreacji Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Podczas dorocznego turnieju w tym mieście został udekorowany przyznawanym przez dzieci Orderem Uśmiechu jako trzeci sportowiec – po Marianie Woroninie i Otylii Jędrzejczak. Jest Honorowym Obywatelem Miasta Opole. To tylko kolejne dowody, że żegnamy kogoś wyjątkowego.

Takich pożegnań nie organizuje się byle komu. Jerzy Dudek czekał cztery lata, a kiedy wybiegał ostatni raz na spotkanie z Liechtensteinem, był tuż po 40. urodzinach. Błaszczykowski w grudniu skończy 38 lat. Ostatni raz zagrał w reprezentacji w 2019 r.

Od tamtej pory częściej słychać o nim jako o współwłaścicielu Wisły Kraków niż piłkarzu. Nękany kontuzjami gra coraz rzadziej lub zajmuje się sprawami organizacyjnymi klubu. Ostatni występ ma więc charakter symboliczny. Piłkarza, który przez ponad dziesięć lat był podporą i synonimem drużyny narodowej, powinno się po prostu uszanować jeszcze raz. Tym bardziej że nie zawsze go szanowano.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą