Jest niewidoczny, więc nie potrafię obliczyć dzielącej mnie od niego odległości. Nie umiem też ocenić grubości szklanej tafli i nie wiem, kto za nią się kryje, bo to szkło weneckie.
Nie tylko ja walę łbem o sufit, którego nie ma, a który naprawdę stanowi limit. Znacie to angielskie powiedzenie „sky is the limit"? Co znaczy – nie ma ograniczeń, możesz zaszaleć, niech poniesie cię wyobraźnia. U nas „niebo" ucina, miażdży, obezwładnia. W każdej dziedzinie.
Wiem, jak to niszczy. Brak szans na wykorzystanie talentów czy rzadkich umiejętności to przekleństwo. Właściwie można mieć tylko pretensje do Boga, że je dał – i zarazem odebrał.
Bo, tralala, można mieć słuch absolutny i wiedzieć, czuć potrzebę, żeby wyśpiewać duszę smykiem po strunach – a tu instrument niedostępny, za szybą (nomen omen). Bo to jeden Janko Muzykant został brutalnie skonfrontowany z rzeczywistością?
No, ale to było w złych czasach, kiedy właściwe urodzenie decydowało o karierze. Teraz każdy może, jeśli może.