Powstanie wielkanocne, sto lat po irlandzkiej insurekcji

Bilans powstania wielkanocnego to 450 zabitych, ponad 2500 rannych i trudne do wyobrażenia zniszczenia w centrum Dublina. Prawdziwym wstrząsem okazały się jednak rozmiary brytyjskich represji. Sądy wojenne wydały aż 90 wyroków śmierci.

Aktualizacja: 27.03.2016 22:50 Publikacja: 25.03.2016 06:00

Foto: Hulton Archive/Getty Images

Rocznicę powstania wielkanocnego obchodzi się w Wielkanoc. Ruchome święto – ruchoma rocznica, bodaj jedyna taka na świecie. Wcale nieprzypadkowa. Gdy chodzi o sprawy fundamentalne, a wolność i niezależność z pewnością takie są, liczy się symbol, nie data. Czym zaś, jeśli nie symbolem walki o wolność, jest w Irlandii Wielkanoc 1916 roku, gdy gromadka irlandzkich działaczy narodowych podniosła bunt przeciwko brytyjskim rządom? Z pełną świadomością, że walka jest beznadziejna, ale potrzebna, by obudzić naród „daniną krwi" – jak mówił Patrick Pearse, jeden z przywódców powstania. Dlatego uroczystości rocznicowe zawsze odbywają się w Niedzielę Wielkanocną, choć naprawdę powstanie wybuchło 24 kwietnia, w poniedziałek.

Kulminację – jak zawsze – stanowi parada wojskowa, która w niedzielę, 27 marca, przejdzie przez centrum Dublina, obok najważniejszego punktu oporu powstańców – budynku Poczty Głównej. Ale w stulecie walk, które ostatecznie, mimo dramatycznego przebiegu i tragicznych skutków, przyniosły powstanie suwerennej Irlandii, obchodom nadano wyjątkowy rozmach. Spinającą je klamrą są dwa wydarzenia.

Czytaj także:

Początek to 1 sierpnia ubiegłego roku, stulecie pogrzebu Jeremiaha O'Donovana Rossy, działacza narodowego. Koniec nastąpi 3 sierpnia tego roku, w setną rocznicę powieszenia Rogera Casementa, pochodzącego z Irlandii brytyjskiego dyplomaty, zaangażowanego w przygotowania do powstania. Dlatego, choć sam w nim nie walczył, za zdradę został skazany na śmierć.

Zwyczajnym formom upamiętnienia powstania, takim jak wystawy, prelekcje, konferencje, koncerty, filmy (od 18 marca publiczny kanał telewizyjny RTE One codziennie wieczorem nadawał „Insurekcję", ośmioodcinkowy film z 1966 roku, szczegółowo odtwarzający przebieg walk; obraz nakręcono w 50. rocznicę powstania i było to przedsięwzięcie tym bardziej ambitne, że telewizja istniała w Irlandii zaledwie od pięciu lat), towarzyszą rekonstrukcje historyczne w różnych formach. Codziennie publicznie odczytywana jest proklamacja, w której przywódcy powstania ogłaszają narodziny suwerennego państwa irlandzkiego. W katalogu najcenniejszych irlandzkich skarbów – skarbów prawdziwie duchowych – proklamacja stoi bardzo wysoko, obok irlandzkiej harfy i średniowiecznej księgi z Kells.

Irlandia nie zazna pokoju

Cmentarz Glasnevin w Dublinie, 1 sierpnia 2015 roku. Tu spoczywają bohaterowie narodowi Irlandii – od Daniela O'Connella i Jamesa Stewarta Parnella po Michaela Collinsa i Eamona de Valerę. Na rekonstrukcję pogrzebu Jeremiaha O'Donovana Rossy przyszły tysiące ludzi, wielu w strojach z epoki. Wokół trumny Ochotnicy Irlandzcy w ciemnozielonych mundurach i z bronią przy boku; wśród nich kobiety. Młodzi ludzie w białych koszulach i kaszkietach. Trumna przykryta trójkolorową, zielono-biało-pomarańczową, flagą. Przemówienia podniosłe i patriotyczne. Na koniec głos zabiera rekonstruktor odtwarzający rolę adwokata i poety Patricka Pearse'a, jednego z przywódców Irlandzkiego Bractwa Republikańskiego (IRB).

O'Donovan Rossa, który w 1915 roku w wieku 83 lat zmarł na emigracji w Nowym Jorku, miał za sobą lata działalności, był niepodległościowcem, członkiem stowarzyszenia fenian. Ale podobnych postaci w ruchu narodowym było niemało, i to nie dlatego jego pogrzeb przeszedł do historii. Sprawiła to właśnie słynna mowa Pearse'a, zakończona zdaniem legendą: „Irlandia pozbawiona wolności nigdy nie zazna pokoju". Te słowa były jak drogowskaz widący do powstania, które wybuchło niespełna dziewięć miesięcy później. To one sprawiły, że obchody stulecia nie mogły się nie zacząć od rocznicy pogrzebu O'Donovana.

Zresztą w sierpniu 1915 roku intensywne przygotowania do powstania były już mocno zaawansowane. Zwolennicy walki zbrojnej ścierali się ze zwolennikami drogi pokojowej, starając się jednocześnie o wsparcie – i moralne, i w formie dostaw broni – z Niemiec , a nawet wysłania do Irlandii brygady, złożonej z wziętych do niewoli Irlandczyków. Takie zabiegi, podjęte m.in. przez Rogera Casementa, w ówczesnej sytuacji były dość oczywiste. Od roku toczyła się Wielka Wojna, a Niemcy były przeciwnikiem Anglii. Ale to właśnie ściągnęło na Casementa oskarżenie o zdradę i wyrok śmierci.

Powstanie wielkanocne trwało zaledwie sześć dni, od 24 do 29 kwietnia 1916 roku (niektóre oddziały walczyły dzień dłużej, do 30 kwietnia, bo rozkaz złożenia broni dotarł do nich z opóźnieniem). Rzadko się jednak zdarza, by czas tak krótki okazał się tak brzemienny w skutki. Sześć dni w Dublinie zapoczątkowało sześć burzliwych lat, podczas których doszło do ukonstytuowania się pierwszego irlandzkiego parlamentu, wojny o niepodległość, rozmów z władzami brytyjskimi zakończonych podpisaniem w 1921 roku traktatu, na mocy którego powstało Wolne Państwo Irlandzkie, obejmujące 26 hrabstw, bez sześciu hrabstw Ulsteru, wreszcie wojny domowej z lat 1921–1922.

Dowodzi hrabina Markievicz

Ten dramatyczny, bogaty w wydarzenia czas zrodził też podziały, które nie wygasły do dzisiaj. Jeśli dwie główne irlandzkie partie – Fianna Fail i Fine Gael – które od lat na zmianę sprawują rządy, ideowo zaś są do siebie bardzo zbliżone, nigdy nie stworzyły wspólnego rządu, a i teraz, po lutowych wyborach, wykluczają możliwość współpracy, to dzieje się tak dlatego, że wywodzą się z frakcji, które w okresie powstawania państwa irlandzkiego stały po przeciwnych stronach barykady.

Jest 24 kwietnia 1916 roku, Poniedziałek Wielkanocny. Akcja się nieco spóźnia. Rozpoczęcie powstania planowano na niedzielę, ale spory wśród przywódców i opór tych, którzy uważają, że działań zbrojnych nie przygotowano jak należy i że nic dobrego z tego nie wyniknie, sprawiły, iż termin przesunięto o jeden dzień. Może to i dobrze, bo garnizon brytyjski w Dublinie jest osłabiony z powodu odbywających się w tym czasie wyścigów konnych. Wielu brytyjskich wojskowych nie przepuściło okazji, by się tam wybrać.

W tej sytuacji Ochotnicy Irlandzcy i bojownicy Irlandzkiej Armii Obywatelskiej bez większych przeszkód zajmują gmach Poczty Głównej (GPO – General Post Office). Tu aż do końca powstania mieścić się będzie główna kwatera dowództwa i tu 29 kwietnia Patrick (bądź Padraig, bo używał również irlandzkiej formy imienia) Pearse wyda rozkaz kapitulacji. Na razie jednak na szerokich schodach prowadzących do wejścia w imieniu Rządu Tymczasowego odczytuje proklamację: oto powstaje Republika Irlandzka, suwerenne państwo, w którym każdy obywatel będzie miał równe prawa.

Pod proklamacją widnieją podpisy siedmiu przywódców. Thomas Clarke, Sean McDiarmada, Thomas MacDonagh, Patrick Pearse, Eamonn Ceannt, James Connolly, Joseph Plunkett – wszyscy oni po zdławieniu powstania zostaną skazani na śmierć i straceni. A także dziewięciu innych, w tym William, młodszy brat Pearse'a, John MacBride, ojciec Seana MacBride'a, późniejszego założyciela Amnesty International i laureata Pokojowej Nagrody Nobla, i Michael Mallin, zastępca Connolly'ego w Armii Obywatelskiej i dowódca obrony St. Stephen's Green, centralnego placu Dublina i zarazem parku. Eamona de Valerę, późniejszego premiera i prezydenta, ocalił amerykański paszport.

Przez najbliższe dni walki toczą się w różnych częściach miasta: nad Grand Canal, wokół budynku Czterech Sądów (Four Courts) w pobliżu rzeki Liffey, koło Liberty Hall. Na St. Stephen's Green, w miejscu najmocniej atakowanym przez wojsko, w gronie dowódców jest hrabina Constance Markievicz z Irlandzkiej Armii Obywatelskiej.

Nieprzypadkowo nosi polskie nazwisko – jest żoną Polaka Kazimierza Dunin-Markiewicza, którego jednak w tym czasie w Irlandii nie ma. Constance również otrzyma wyrok śmierci, nie zostanie on jednak wykonany, ona sama zaś wyjdzie z więzienia na mocy amnestii, jaką pod naciskiem opinii publicznej ogłoszą władze brytyjskie. Przejdzie zaś do historii także, a może przede wszystkim, z innego powodu – jako pierwsza kobieta wybrana do brytyjskiej Izby Gmin. Constance zdobyła mandat w wyborach 1918 roku, ale nigdy nie zajęła miejsca w parlamencie, bo dla irlandzkich nacjonalistów złożenie przysięgi na wierność brytyjskiemu monarsze było wówczas – i jest nadal – nie do przyjęcia.

Bezwzględność zwycięzców

Kim byli przywódcy powstania? To ludzie o różnym pochodzeniu, wywodzący się ze skromnych rodzin (Connolly, Mallin), ale także przedstawiciele zamożnego mieszczaństwa i rodzin ziemiańskich (Plunkett, Markievicz). Irlandczycy z dziada pradziada i ludzie z rodzin mieszanych (Eamon de Valera). O różnym stopniu wykształcenia. Entuzjaści języka, tradycji i historii Irlandii (Ceannt, MacDiarmada – dlatego odszedł od angielskiej formy nazwiska MacDermott). Poeci (Pearse, MacDonagh, Plunkett). Zdeklarowani zwolennicy walki zbrojnej (Clarke). Socjaliści z przekonania (Connolly, Mallin). W ogromnej większości katolicy, często żarliwi (Mallin), ale także członkowie anglikańskiego Kościoła Irlandii (Markievicz – choć po wyjściu z więzienia przeszła na katolicyzm).

Stwierdzenie, że łączył ich patriotyzm – miłość do kraju i wiara w przyszłość Irlandii, wolnej od opresji i rządów brytyjskich – nie będzie zbyt oryginalne. Ale taka jest prawda.

Rozproszenie sił powstańców i zdecydowana przewaga Brytyjczyków w ludziach i sprzęcie – ok. 1200 powstańców przeciwko ponad 16 tys. żołnierzy i policjantów – sprawiły, że losy powstania od początku były przesądzone. Zresztą nie tylko dlatego. Walczący nie znaleźli zrozumienia we własnym społeczeństwie. Mieszkańcy Dublina (walki, na bardzo zresztą ograniczoną skalę, poza stolicą miały miejsce tylko w kilku hrabstwach) do zrywu patriotów odnieśli się obojętnie, jeśli nie wręcz wrogo.

Bilans sześciu dni to 450 zabitych, w tym aż 254 wśród ludności cywilnej, ponad 2500 rannych i trudne do wyobrażenia jak na tak krótki czas zniszczenia w centrum miasta. Prawdziwym wstrząsem okazały się jednak rozmiary represji. Sądy wojenne wydały aż 90 wyroków śmierci. W ciągu dziesięciu dni, od 3 do 12 maja, w więzieniu Kilmainham w Dublinie przeprowadzono egzekucje 14 przywódców powstania (Thomas Kent, spoza Dublina, i wspomniany Roger Casement zostali straceni oddzielnie).

Wielu zaszokowała bezwzględność zwycięzców – nie tylko pośpiech, ale i forma. James Connolly, ciężko ranny (miał między innymi strzaskaną kostkę), nie mógł o własnych siłach stanąć przed plutonem egzekucyjnym, został więc przywiązany do krzesła i tak rozstrzelany. Wobec poruszenia opinii publicznej, zwłaszcza amerykańskiej (co wobec dużej diaspory irlandzkiej było aż nadto zrozumiałe), ale także brytyjskiej, władze zdecydowały się na złagodzenie kursu. Reszcie skazanych darowano życie.

Stare podziały, dawne urazy

Czas obojętności wobec powstania wielkanocnego to bezpowrotnie miniona przeszłość. Dzisiaj obchody stulecia budzą ogromne zainteresowanie. W księgarniach półki uginają się pod ciężarem publikacji omawiających wszelkie aspekty zrywu – polityczne, wojskowe, moralne. Każda gazeta prowadzi specjalną rocznicową sekcję, pełną zdjęć i materiałów.

Zresztą Irlandczycy, jak każdy naród ciężko doświadczony przez historię, nie odwracają się od swych dziejów. Niedzielną paradę wojskową, jak każdą od 2006 roku, gdy przywrócono marsze rocznicowe (przez 37 lat parady nie urządzano ze względu na trwający konflikt w Irlandii Północnej), na pewno będą oglądać tysiące ludzi, tak jak tysiące przyszły na rekonstrukcję pogrzebu O'Donovana Rossy.

Ale to nie znaczy, że dawne podziały raz na zawsze zostały wymazane. Całkiem zasadne jest na przykład pytanie, czy obecne siły polityczne – a wszystkie najważniejsze wywodzą się przecież z czasów przed lub wkrótce po powstaniu – w jednakowym stopniu czczą jego dziedzictwo.

Program rocznicowy przygotowany przez rząd jest bardzo bogaty, ale czy to znaczy, że rządząca partia Fine Gael też eksponuje wagę powstania? Rzut oka na strony internetowe najważniejszych irlandzkich partii przekonuje, że sprawa nie jest aż tak jednoznaczna.

Stronę nacjonalistycznie nastawionej Sinn Fein otwiera wizerunek bojowników z bronią w ręku i apel, by w Wielki Piątek w południe przyjść na marsz upamiętniający straconych przywódców powstania. Do tego szczegółowe informacje, jak dojechać do więzienia Kilmainham, a także wskazówki, jak się ubrać, by strojami z epoki, zbiorowo, oddać nastrój tamtych dni. Jeśli więc ktoś chce wystąpić jako mężczyzna z klasy robotniczej, powinien mieć na sobie ciemne spodnie z paskiem, w żadnym razie dżinsy ani bojówki, koszulę bez kołnierzyka, za to chustę wokół szyi, ciemną marynarkę, ciemne buty, kapelusz lub czapkę.

By natomiast znaleźć informacje o rocznicy na stronach Fine Gael i Fianna Fail, trzeba skorzystać z wyszukiwarki. Bo obie partie nie wychodzą poza prezentację swych działaczy, a także tekściki o sprawach bieżących, od roamingu przez kwestie kontroli lotów po kryzys na rynku nieruchomości. Widać, jak bardzo odmienne mają priorytety.

Faktem jest jednak, że w Irlandii podziały historyczne są niezwykle trwałe. Umówiłam się kiedyś na rozmowę z Mary Banotti, prominentną przedstawicielką Fine Gael, a w 1997 roku jej kandydatką na urząd prezydenta. Tak się składa, że Mary Banotti i jej siostra Nora Owen, niegdyś minister sprawiedliwości w rządzie Fine Gael, są ciotecznymi wnuczkami Michaela Collinsa. Ktoś dobrze zorientowany uprzedził mnie, że są tematy, zwłaszcza historyczne, ale także personalne, które mogą się okazać trudne do poruszenia. Bo animozje wyrosłe z lat wojny domowej są żywe do dzisiaj. Członkowie rodziny Michaela Collinsa, twierdził mój rozmówca, nie rozmawiają z potomkami Eamona de Valery, który odrzucał porozumienie z Anglikami. A że w polityce irlandzkiej działają całe klany, w których członkowie rodziny dziedziczą po przodkach idee i okręgi wyborcze, stare podziały i dawne urazy przechodzą z pokolenia na pokolenie.

Zostań księdzem

Czy dojdą one do głosu podczas obchodów rocznicowych? Zaproszono na nie 4–5 tysięcy ludzi, którzy wywodzą się od uczestników powstania. Najbardziej niezwykłą w tym gronie postacią jest jezuita ojciec Joseph Mallin, syn dowódcy St. Stephen's Green – bo to jedyne żyjące jeszcze dziecko powstańca. Jest też James Connolly Heron, prawnuk Jamesa Connolly'ego.

Gdy ojca rozstrzelano, Joseph Mallin miał dwa lata. Nie pamięta oczywiście ostatniego widzenia z nim, wieczorem w przeddzień egzekucji, gdy przyszedł do więzienia wraz z matką. Ale spełnił prośbę, jaką jego głęboko wierzący ojciec zawarł w ostatnim liście: „Joseph, mój mały, jeśli możesz, zostań księdzem". Do żony w tym liście Michael pisał: „Jak bardzo moje serce będzie tęsknić za dziećmi. Mój mały Joseph... Żono, droga żono, gdy myślę, że nigdy już go nie przytulę, nie mogę powstrzymać łez". I prosił, by modliła się za wszystkich, który zginęli w walce – za Irlandczyków i za Anglików.

Władze Dublina z okazji rocznicy przyznały Mallinowi Nagrodę Wolności. Ze względu na wiek i odległość nie odbierze jej osobiście, bo od lat pracuje na misji w Hongkongu. Pojechał tam wiele lat temu wraz ze starszym bratem Seanem, również jezuitą, dziś już nieżyjącym. Ich siostra Una także spełniła pragnienie ojca, zostając zakonnicą.

Wielu ludzi zastanawia się, czy setna rocznica powstania może się stać czasem prawdziwego pojednania. Może od dawna jest ono faktem, skoro Irlandię i Wielką Brytanię, niegdyś zaciętych wrogów, łączy dziś doskonała współpraca? A jednak władze Irlandii nie zdecydowały się na zaproszenie na obchody żadnego z członków brytyjskiej rodziny królewskiej ani wysokiej rangi przedstawiciela władz. Jeszcze rok temu spekulowano, że prominentny przedstawiciel Windsorów mógłby uczestniczyć w którejś z pomniejszych uroczystości, bo wielkanocna parada z całą pewnością nie wchodziłaby w grę. Okazuje się, że nawet w takich okolicznościach ostrożność jest cnotą. Rany, choć zabliźnione, być może nie wygoiły się na tyle, by nie mogły się znowu otworzyć.

Uparte poszukiwania zwornika, który w roku wielkiej rocznicy mógłby stanowić wspólny punkt odniesienia, nie pozostały jednak bez skutku. Przypomniano bowiem sobie, że w bitwie nad Sommą latem 1916 roku Anglicy i Irlandczycy bili się ramię przy ramieniu. Czyż nie jest to jednak konstrukcja karkołomna?

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Rocznicę powstania wielkanocnego obchodzi się w Wielkanoc. Ruchome święto – ruchoma rocznica, bodaj jedyna taka na świecie. Wcale nieprzypadkowa. Gdy chodzi o sprawy fundamentalne, a wolność i niezależność z pewnością takie są, liczy się symbol, nie data. Czym zaś, jeśli nie symbolem walki o wolność, jest w Irlandii Wielkanoc 1916 roku, gdy gromadka irlandzkich działaczy narodowych podniosła bunt przeciwko brytyjskim rządom? Z pełną świadomością, że walka jest beznadziejna, ale potrzebna, by obudzić naród „daniną krwi" – jak mówił Patrick Pearse, jeden z przywódców powstania. Dlatego uroczystości rocznicowe zawsze odbywają się w Niedzielę Wielkanocną, choć naprawdę powstanie wybuchło 24 kwietnia, w poniedziałek.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Refren mojej ballady