O co dziś walczy Europa?

Nie ma czegoś takiego, jak „europejski sen”. Skompromitowały go totalitaryzmy XX wieku. I choć Europejczycy, wierząc w postęp, zwracają się ku przyszłości, nieustannie patrzą w przeszłość, by ją przezwyciężyć.

Publikacja: 17.02.2023 10:00

O co dziś walczy Europa?

Foto: mat.pras.

Walka o świat” to nie tylko tytuł nowej książki prof. Marka Cichockiego, ale także jej refren. Odwołując się do Stefana Kisielewskiego, który jako pierwszy w Polsce użył tego terminu, oraz Jamesa Burnhama, który wprowadził go do myślenia o geopolityce w 1947 roku, Cichocki pyta o to, do jakiego kręgu cywilizacji należy dziś Polska. To nie jest czysto abstrakcyjne pytanie, ono dotyczy sedna naszej tożsamości, sensu naszego istnienia. Czy Europa jest jeszcze żywym pojęciem, o które warto się bić, za które warto oddawać życie?

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Jak Facebook rozmontował demokrację

Sens i czas

Cichocki nie ma wątpliwości, że Zachód to więcej niż jedna cywilizacja. Europa i Ameryka to nie tylko inne kontynenty, ale różne intelektualne byty. Ameryka wciąż ma wielką misję, wciąż buduje imperium oparte na dwóch czynnikach: technologii i kapitalizmie. Przez lata właśnie w ten sposób walczyła o świat, starając się zbudować jedną światową cywilizację opartą na tych pojęciach. Przez moment nawet wydawało się, przypomina Cichocki, że ten uniwersalistyczny amerykański porządek, który mniej lub bardziej można sprowadzić do globalizacji rozumianej jako transfer technologii i dominacja kapitalizmu nad polityką w relacjach międzypaństwowych, doprowadzi do końca historii. „Historia właśnie znów się zaczyna i dlatego pytanie o to, czym teraz będzie walka o świat, nabiera nowego znaczenia. Będzie to walka o przetrwanie jednego świata, o jego charakter lub o jego rozpad” – pisze.

Pytanie o świat, o cywilizację, o naszą tożsamość jest pochodną pytania o pojęcie czasu. Na Zachodzie nowoczesność utrwaliła wizję historii jako „doczesnego, materialnego postępu”. „Walkę o świat możemy więc przyjąć i wyobrazić sobie tylko w ramach jakiegoś dążenia ku stworzeniu lepszego świata”. Cywilizacja więc jest pewnego rodzaju wizją przyszłości, przenosi nas ku takiemu myśleniu, które nadaje sens historii. Początkiem tu oczywiście jest chrześcijaństwo, które łącząc czas boski ze światem ludzkim, wprowadziło ideę sensu czasu do starożytnych cywilizacji, które były przekonane raczej o tym, że czas płynie w koło, jest wiecznym powrotem, tak jak pory roku wracają po sobie, tylko my przychodzimy i odchodzimy. Choć chrześcijaństwo wprowadziło czas liniowy, to przez wiele kolejnych stuleci naszemu myśleniu towarzyszyło starożytne myślenie o czasie, radykalne zerwanie nastąpiło dopiero w Oświeceniu.

Odkrycie przyszłości

Dlatego warto sobie przypomnieć to, o czym pisał również prof. Marcin Napiórkowski („Naprawić przyszłość. Dlaczego potrzebujemy lepszych opowieści, żeby uratować świat”), a mianowicie, że przyszłość została odkryta dopiero niedawno, jeśli popatrzymy na tysiąclecia ludzkiej historii. Przyszłość jest dzieckiem oświecenia, gdy przestaliśmy wierzyć w to, że czas płynie w odwrotnym kierunku (antyczna wizja tego, że dobrze to było kiedyś, a od złotego wieku świat schodzi na psy, a kolejne epoki symbolizowane są coraz bardziej podłymi kruszcami), odkryto przyszłość za pomocą idei postępu – wiary w to, że zegar idzie do przodu, że przyszłość będzie lepsza.

Napiórkowski przypomina, że idea postępu ściśle wiązała się z pojęciem nauki. Jak długo ludzkość wierzyła, że nauka jest akumulacją mądrości od starożytnych, do której współcześni dodają tylko swoje, tak długo patrzyliśmy w tył, a próbując zrozumieć świat, zaglądaliśmy w starożytne księgi i staraliśmy się wspinać na ramiona gigantów z przeszłości. Wraz z odkryciami Newtona, który zakwestionował całą wcześniejszą naukę, nagle stanęła przed nami przyszłość, po raz pierwszy jako projekt. „W ten sposób znaczenie figury ramion olbrzyma uległo w epoce oświecenia odwrócenia. Alegoria, która dawniej przypominała, że to co dobre już za nami, w czasach Newtona zaczęła po raz pierwszy oznaczać coś przeciwnego: najlepsze dopiero przed nami. To jest właśnie odkrycie przyszłości, o które pytaliśmy. Odwrócenie roli olbrzymów i rzeź jednorożców – oto, co stało się początkiem nowoczesności. Ale też przyczyniło się do powstania przepaści, po której przeciwnych stronach stoją dziś dwa plemiona uczonych” – pisze Napiórkowski.

Napiórkowski uważa, że najpoważniejszym sporem, który dziś toczy się w świecie ludzkiej myśli, jest spór pomiędzy technooptymistami a technopesymistami. Pierwsi wierzą w ideę postępu, przeszłość kojarzy im się z wiekami ciemnymi, trzeba jej się pozbyć, odrzucić ją. Nauka, technologia, postęp – to są źródła wspaniałej przyszłości, na które czekamy. Ci drudzy są dokładnie przeciwnego zdania – technologia niszczy świat, rozbija stworzone w przeszłości zasady, ustanowiony ład. A rewolucja technologiczna ten stary dobry świat niszczy.

Podobny spór toczy się również między naukami: ścisłymi i humanistycznymi. Humanistyka wierzy w mądrość z przeszłości, w której kumulują się ludzka mądrość i doświadczenie. Nauki ścisłe zaś wierzą tylko w to, co zostało udowodnione zgodnie z naukową metodą, przeszłość nie nadaje tezom żadnego autorytetu. Studiowanie historii medycyny nie sprawi, że będziemy lepszymi lekarzami, pilne śledzenie najnowszych odkryć owszem. Ale filozof nieznający historii filozofii byłby jedynie blagierem.

Najważniejszy podział polityczny również wynika z odpowiedzi na pytania, w którą stronę płynie czas w naszych głowach. Dwiema stronami sporu są tu więc konserwatyści i progresiści. Konserwatysta wierzy, że w zachowaniach społecznych, w strukturach, tradycji, zapisana jest mądrość całych pokoleń. Jeśli ludzka natura jest niezmienna, to dziedzictwo kultury jest dziedzictwem setek pokoleń, które zakumulowały mądrość. Tradycja jest więc najwyższym trybunałem. Jak twierdził Edmund Burke, nie wszystko, co słuszne da się racjonalnie uzasadnić, lepszym uzasadnieniem jest uzus z przeszłości. Postępowiec widzi sprawę zgoła odmiennie. Dla niego czas płynie do przodu, to w przyszłości dzięki społecznemu postępowi człowiek osiągnie prawdziwą wolność i równość. Pochodzące z przeszłości porządki, struktury, gorsety tylko tę wolność ograniczają i stają się wymówką dla utrzymywania nierówności.

Napiórkowski wierzy, że da się te światy w pewnym sensie pożenić. Świat technologii bez humanistyki nie ma sensu, a świat humanistyczny bez nauk ścisłych prowadzi do nieuctwa, wiary w teorie spiskowe i pseudonaukę. Humaniści muszą więc zrozumieć świat nauk ścisłych, a ścisłowcy otworzyć się na wrażliwość humanistów.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Jonny Daniels i ostatni sprawiedliwi

Jak znów stać się sobą

Czy taki kompromis możliwy jest w walce o świat, o której pisze Cichocki? Dla niego wizja amerykańskiej cywilizacji, która doprowadzi do wiecznego pokoju dzięki globalizacji i zwiększaniu współzależności, eksportowi demokracji i kapitalizmu, właśnie jest boleśnie falsyfikowana w okopach Bachmutu. Ani Rosja, ani Chiny nie chciały jednego świata, wybrały wierność własnym cywilizacjom. A czym w takim razie jest Europa? „Pytanie o to, czy istnieje dzisiaj europejska cywilizacja, jest właściwie pytaniem, czy dzisiaj Europa w ogóle bierze udział w walce o świat. A dokładniej – czy w swoim obecnym cywilizacyjnym stanie Europa jest jeszcze zdolna do podjęcia prawdziwych wysiłków w konkurencji z liczącymi się w świecie siłami decydującymi o nowym przebiegu głównych linii podziałów w światowej polityce”.

Czym jest dziś Europa? Wiemy, czym była. „Przez stulecia podstawą europejskiej cywilizacji było wypracowane przez judeochrześcijańską tradycję religijną wyobrażenie wektorowego, liniowego czasu”. Ale według Cichockiego oświecenie odrzuciło chrześcijańskie uzasadnienie liniowego czasu, choć sama koncepcja pozostała i stała się „podstawą wszystkich nowoczesnych ideologii postępu, takich jak liberalizm, socjalizm, scjentyzm, faszyzm czy komunizm”.

W efekcie Europa jest dziś posthistoryczna, postchrześcijańska, by stać się sobą, musi zanegować swoją przeszłość, podważyć własną tożsamość. „W tym sensie pytanie, czy istnieje dzisiaj cywilizacja europejska, okazuje się niewłaściwe, bowiem najwyższym historycznym osiągnięciem współczesnej Europy, tej, którą uosabia dziś Unia Europejska, jest przezwyciężenie cywilizacji jako takiej. [...] Dlatego przedmiotem refleksji Europejczyków nie mogą już być korzenie, źródła ich własnej cywilizacji, lecz troska o dobro ludzkiego gatunku lub wprost o planetę jak ekosystem, dla których powstają powszechne standardy przetrwania”.

I tak jak Amerykę definiuje „amerykański sen”, tak nie ma „europejskiego snu”. XIX-wieczne marzenia europejskie skompromitowały się w totalitaryzmach XX wieku. W efekcie paradoksalnie, choć Europejczycy wierzą w postęp, nieustannie patrzą w przeszłość, by ją przezwyciężyć. „[Europa] cywilizacyjnie utknęła pomiędzy z jednej strony pragnieniem zbudowania uniwersalnej nowoczesności, która przekracza wszelkie granice i unieważnia wszystkie źródła, a więc oznacza w praktyce ostateczne przezwyciężenie także własnej cywilizacji, czy cywilizacji w ogóle, a z drugiej koniecznością zachowania związku ze swoimi źródłami i granicami, bez których nie może istnieć”.

Polska jak sól

Gdzie na tej mapie jest miejsce Polaków? Tu Cichocki ma jeszcze ciekawsze uwagi. Bo twierdzi, że wybór Europy w 1989 roku był słuszny i oczywisty. „Polacy wybierają Zachód dobrowolnie, Wschód tylko pod przymusem”. Po kilku dekadach sowieckiej okupacji, biedy i zniewolenia wizja konsumpcji i wolności, którą obiecywała Europa, w sposób oczywisty wydawała się kusząca.

Fascynująco przypomina dwie propozycje pewnej inności naszego regionu. Wykład Aleksandra Sołżenicyna z 1978 roku na Harvardzie, podczas którego noblista skrytykował zachodni, amerykański model życia oparty na fałszywym rozumieniu wolności, biorącym się z błędnej antropologii, szkodliwego wpływu oświecenia i bezdusznego legalizmu. Stwierdził też, że gdyby ktoś go spytał, czy po upadku Związku Sowieckiego jego kraj powinien iść drogą społeczeństw Zachodu, musiałby odpowiedzieć, że nie. Jak widzimy, dzisiejsza Rosja idzie ścieżką negacji Zachodu.

Trzy miesiące po wykładzie Sołżenicyna na nowego papieża wybrano w Rzymie polskiego kardynała Karola Wojtyłę, co walnie przyczyniło się do obalenia komunizmu i upadku Związku Sowieckiego. Jan Paweł II uważał, że ojczyzną Polski jest zachodnia Europa. A równocześnie sam krytykował ten Zachód za odrzucanie chrześcijańskiej tożsamości i sprowadzanie wolności do konsumpcji.

Dlatego Cichocki twierdzi, że dopiero dziś, po ponad trzech dekadach od dokonania przez Polskę wyboru w kierunku Zachodu, zaczynamy rozumieć sens naszego ponownego powrotu do Europy. Nie jest nim jednak „obietnica konsumpcji, wygody i świętego spokoju, ale gotowość do świadectwa”. Rolą naszgo kraju jest więc przypominanie Europie o sytuacji geopolitycznej, o zagrożeniu ze strony Rosji, o własnych, chrześcijańskich korzeniach. Niemal mesjanistycznie Cichocki uważa, że Polska może pozwolić Europie znów walczyć o świat, o stworzenie cywilizacji samej dla siebie, będącej dla siebie centrum, o który warto się bić, o które warto walczyć. Tak jak dziś walczą Ukraińcy, bo znajdują się w podobnym momencie, co kiedyś Polska. Zachód jest dla nich oczywistym wyborem, bo Wschód, czyli Rosja, chce im zabrać własną tożsamość. Europejska tożsamość jest pęknięta. Ukraińcy, tak jak kiedyś Polacy, dokonując proeuropejskiego wyboru, zdają się chcieć powrotu do chrześcijańskich korzeni, choć Europa dziś jest dualna, chce przezwyciężyć własne korzenie, ale równocześnie bez nich przestanie być samą sobą.

Dziś, gdy padają dogmaty, gdy Ameryka musi znaleźć sobie nowy cel, bo globalizacja na naszych oczach przestaje być celem, Polska – zdaje się mówić Cichocki – ma więc pomóc Europie patrzeć znów w przyszłość. Ma być solą, przez przypomnienie prawdy i wolności, naczelnych wartości chrześcijaństwa, ma znów sprawić, by płynął w niej czas. Bez tego skazani jesteśmy na wieczny powrót, na pogrążenie się w walce, chaosie i przemocy, które czają się na Wschodzie.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: FTX, czyli jak odróżnić geniusza od hochsztaplera

Walka o świat” to nie tylko tytuł nowej książki prof. Marka Cichockiego, ale także jej refren. Odwołując się do Stefana Kisielewskiego, który jako pierwszy w Polsce użył tego terminu, oraz Jamesa Burnhama, który wprowadził go do myślenia o geopolityce w 1947 roku, Cichocki pyta o to, do jakiego kręgu cywilizacji należy dziś Polska. To nie jest czysto abstrakcyjne pytanie, ono dotyczy sedna naszej tożsamości, sensu naszego istnienia. Czy Europa jest jeszcze żywym pojęciem, o które warto się bić, za które warto oddawać życie?

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą