Gdyby postawę rosyjskich sportowców wobec władzy najkrócej zapisać na transparencie z okazji święta państwowego (ot, choćby rocznicy wypędzenia Polaków z Kremla), hasło brzmiałoby: „Świat sportu popiera politykę swojego prezydenta". Ale można by też przygotować transparent „Prezydent wspiera świat sportu". I ta symbioza trwa w najlepsze. Kiedy trzeba zamanifestować poparcie dla rządu, zawsze znajdzie się ochotnik. Kiedy trzeba coś zrobić dla sportowców, to Putin też ich samych nie zostawi.
Różne dyscypliny, różni sportowcy, różne dowody uznania, ale wspólny mianownik jeden: Władimir Putin to nasz prezydent i to, co robi, jest dobre dla kraju. Nigdzie indziej na świecie (Korei Północnej nie wliczamy) takich manifestacji nie widać. Owszem, sportowcy bywają w różnych komitetach poparcia, wyrażają swoje poglądy, ale na ogół dzieje się to przy okazji kampanii wyborczych, nigdy przy okazji wydarzeń sportowych albo w mediach społecznościowych.
Czytaj także:
W Rosji wielu sportowców czuje potrzebę powiedzenia i pokazania, że są za Putinem, i wygląda to dziwnie tylko z perspektywy Zachodu. Zwykli Rosjanie popierają politykę prezydenta, bo dobrze pamiętają, co się działo w latach 90., i widzą różnicę w swoich portfelach. Sportowcy tak samo. Nie ma powodu, żeby byli inni. A że jest korupcja? A kiedy w Rosji jej nie było?
Kadyrow chętnie zapłaci
Dmitrij Tarasow narobił ambarasu, bo kiedy po meczu zdjął koszulkę klubową, na T-shircie miał podobiznę prezydenta Rosji z napisem „Bardzo sympatyczny prezydent". To nie wszystko, bo ważne było, gdzie i kiedy zdobył się na taką deklarację, a miejsce i czas wybrał starannie.
Lokomotiw Moskwa rozgrywał mecz w Stambule z Fenerbahce w ramach Ligi Europejskiej, a w obecnej, napiętej sytuacji między Rosją a Turcją taka koszulka to nawet nie zwykła deklaracja sympatii politycznych (choć takie są surowo przez władze europejskiego futbolu tępione), ale wręcz jawna prowokacja.