To tylko fragment maila, który Mateusz Morawiecki rozesłał dwa lata temu do najbliższych współpracowników wspierających go w tym, co dla jego rządu zdaje się być absolutnym priorytetem – knuciu i lansie. I choć powinnam w tym miejscu zastrzec, że korespondencja regularnie wyciekająca rzekomo ze skrzynki Michała Dworczyka wcale nie musi być prawdziwa, to skoro sami zainteresowani postanowili konsekwentnie milczeć na temat jej autentyczności, dużo bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że unikają w ten sposób komentowania niewygodnych faktów, niż że ze stoickim spokojem znoszą sfabrykowane kłamstwa na swój temat.