Plus Minus: Potosi to boliwijskie miasto u podnóża Andów, a Cerro Rico – góra, na której zboczach są kopalnie, m.in. srebra i cynku. Poznał pan miasto, wszedł pan do kopalni. Co pana zaskoczyło?
To dwa różne światy: miasto kolonialne, które przyciąga turystów, i kopalnia na jego obrzeżach. Na co dzień ludzie żyjący wokół góry, pracujący w kopalni, nie mają nic wspólnego z mieszkańcami Potosi. Teren wyrobiska jest bardzo zanieczyszczony, skażony i trudny do życia. Praca w kopalni jest niskopłatna, niebywale wymagająca i wyniszczająca. Inaczej jest w mieście, przez które przewalają się tłumy turystów. Nie mam pojęcia, jak wyglądają „spacery” korytarzami kopalni organizowane dla turystów (bo takie oczywiście są bardzo popularne). Wprowadziła mnie tam bohaterka mojej książki, kilkunastoletnia dziewczyna Alicia, którą życie zmusiło do pracy w kopalni. Pamiętam silny niepokój, to miejsce wprost porażało niepokojem. Absolutnie nie byłem na to przygotowany. Odbierająca dech ciasnota. Do tego napotkani górnicy cały czas opowiadali mi o niebezpieczeństwach: o gazie, który się tam zbiera, zniszczonych upływem czasu stępach, które zaraz mogą się zawalić. Ogarnął mnie strach. Dopiero potem przyszła świadomość, że przecież ci ludzie muszą tam wchodzić codziennie i pracować ponad siły. To zdecydowanie przerosło moje wyobrażenia.