Smoleń, jak wielu kabareciarzy, wyrósł z ruchu studenckiego, ze środowiska krakowskiego, z grupy skupionej wokół klubu Pod Budą. Podczas jednego z występów wypatrzył go Zenon Laskowik i ściągnął do poznańskiego kabaretu Tey. Obaj stworzyli oparty na kontraście postaci legendarny duet komików, którego odzywki powtarzała cała Polska. Smoleń spełnił się tu pod względem aktorskim, samo jego wyjście wystarczało, by widownia zaczynała się śmiać i bić brawo.
Biografia Olkowicz przynosi więcej szczegółów tej współpracy: dialogi pisał Laskowik, natomiast Smoleń dodawał od siebie ozdobniki aktorskie, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Laskowik ustawił go w roli dobijacza puent, gdy tylko się odezwał, ludzie ryczeli ze śmiechu. Z czasem Smoleń zaczął mniemać prostolinijnie, że to wyłącznie jego zasługa: przecież to po jego wejściach się śmieją. Miał się za lepszego od Laskowika, doszło rzecz jasna do konfliktu, w tym na tle finansowym, i w konsekwencji do rozstania. Później Smoleń nigdy nie wspiął się na poziom prezentowany w Teyu.
Czytaj więcej
Książka amerykańskiego fizyka noblisty o swojsko brzmiącym nazwisku Wilczek sprawia wrażenie sumowania doświadczeń po bogatym życiu naukowym. Wilczek się zastanawia, z jakimi fenomenami miał do czynienia i co z nimi nauka zrobi dalej. W pewnym sensie jest to kontemplacja fizyki i w ogóle świata, który został zestrojony z prostych składników, w oparciu o proste przepisy, a jednak obfituje w wielość form i zjawisk.
Olkowicz stara się pisać o swoim bohaterze obiektywnie i trzeba przyznać, że z opisów wyłania się momentami postać antypatyczna. Jako artysta był mało twórczy, czekał na gotowe scenariusze. Sam nie układał tekstów poza małymi wyjątkami (np. tytułowy „A tam, cicho być!"); potem narzekał, że nie uwzględnia się go w tantiemach. Pieniędzy chciał jak najwięcej, ale nie umiał ich wydawać. Laskowik: „Masz pieniądze w oczach". „A ty w kieszeni", brzmiała riposta Smolenia. Przez całe życie uwikłany w alkoholizm, pił mnóstwo, a dzięki dobremu zdrowiu czynił to do samej starości. Palił jak smok – po kilka paczek dziennie. W zamian doczekał się dość podłej śmierci z powodu dużej degradacji fizycznej i bolesnej pod względem biologicznym. Trudny w kontaktach ze względu na uparty charakter, ale też wielokrotnie udzielał ludziom pomocy i zachowywał się tak, że do rany przyłóż.
Rodzinę przegrał chyba ze względu na to, że poświęcał jej zbyt mało uwagi. Wieczne wyjazdy, konieczność zarabiania pieniędzy i bankietowy tryb życia powodowały, że rzadko bywał w domu. Samobójstwo popełnił średni syn Piotr, a rok po nim żona Teresa. Smoleń nigdy się po tych tragediach nie podniósł. Artystycznie po odejściu z Teya rozmienił się na drobne, ze starszym synem zupełnie stracił kontakt. Kiepskie posunięcia biznesowe i zakupowe sprawiły, że na starość zajrzały mu w oczy kłopoty finansowe, których nie doświadczył nigdy przedtem.