Rok 2016 okazał się przełomowy dla samochodów autonomicznych. Media głównego nurtu podchwyciły temat i o technologii tej w końcu zrobiło się głośno. Przenieśmy się jednak do stycznia tamtego roku, kiedy wszystko dopiero nabierało rozpędu. Siedziałem na miejscu pasażera w Audi A7, które kierowało się na wschód przez most San Mateo, manewrując w gęstym ruchu ulicznym. Za kółkiem był jeden z inżynierów pracujących nad projektem tego samochodu, a na tylnej kanapie siedział drugi, monitorujący teraz pracę pojazdu na ekranie laptopa. Droga robiła się coraz bardziej ruchliwa, w miarę jak dzień pracy na okolicznych korporacyjnych kampusach dobiegał końca. Była piękna pogoda, idealna na przejażdżkę. Przez boczną szybę widać było spokojne wody zatoki San Francisco, której lustro nabrało zielonkawego odcienia na tle jasnego błękitu nieba. Inżynier siedzący z tyłu zwrócił moją uwagę na to, co zaraz miało się wydarzyć. Spojrzałem ku środkowi deski rozdzielczej, gdzie na ekranie pojawiło się odliczanie: „Autopilot dostępny za pięć minut". Byłem jedną z pierwszych osób – poza pracownikami Audi – które mogły tego doświadczyć. Nie odrywałem więc wzroku od ekranu, odliczając kolejne sekundy do nadejścia przyszłości.
Audi A7, warte wówczas 68 tysięcy dolarów, było niezłym wozem, ale na ulicach Doliny Krzemowej, wybrukowanych dywidendami technologicznych gigantów, nie zwracało na siebie uwagi. Obejrzałem się na kierowców samochodów jadących na sąsiednich pasach, kompletnie nieświadomych tego, co właśnie działo się tuż obok. Pięć minut upłynęło i dwa przyciski na kierownicy zamigotały, sygnalizując gotowość do włączenia autopilota. Inspiracją dla takiego rozwiązania był system obsługujący amerykański arsenał jądrowy, w którym do wystrzelenia pocisku konieczne jest jednoczesne przekręcenie dwóch kluczyków, co ma zapobiec błędom. Inżynier w fotelu kierowcy wcisnął przyciski, a pasek diod LED oświetlających dolną krawędź przedniej szyby zmienił kolor z pomarańczowego na niebieskozielony.
Samochód przejął kontrolę. Inżynier puścił kierownicę, położył dłonie na kolanach i uśmiechnął się życzliwie, jak gdyby samym wyrazem twarzy mówiąc: „Zdążyłem się przyzwyczaić do tego, że w tym momencie ludzie piszczą z wrażenia". I muszę przyznać, że jak na zawołanie wyrwał mi się radosny okrzyk. Kierownica wycofała się w głąb deski rozdzielczej i zaczęła sama skręcać, z niesamowitą precyzją dostosowując trasę auta do linii na drodze. Moment ten był prawdziwie zjawiskowy, lecz jego niezwykłość minęła w mgnieniu oka, prędko ustępując wcześniejszej banalności. Trudno o wyraźniejszy sygnał, że w trakcie przekazania kontroli pomiędzy człowiekiem a maszyną zaszło coś ważnego.
Kiedy rozmawialiśmy między sobą, kierowca przed nami dał po hamulcach, a tylne światła jego samochodu zapaliły się intensywną czerwienią. Instynktownie skupiłem na tym uwagę i poczułem, że nasz samochód podjął decyzję o zmianie pasa, powoli zbliżając się do linii. Wtedy jednak kątem oka zobaczyłem po lewej stronie niewyraźny kształt. Kierowca na sąsiednim pasie wjechał prosto w nasze martwe pole, bezczelnie zajeżdżając nam drogę. Pierwotne części mojego mózgu podsunęły mi niecenzuralne epitety na określenie tego prowadzącego, lecz audi, całkowicie niewzruszone, potulnie wróciło na środek naszego pasa i delikatnie przyhamowało, by nie uderzyć samochodu przed nami. Inżynier za kółkiem nadal się uśmiechał, z twarzą jak maska, a jego dłonie na kolanach nawet nie drgnęły.
Całe to zajście powinno być niepokojące, a nawet przerażające – samochód samodzielnie podejmował decyzje, zanim ktokolwiek był w stanie przeanalizować ich przesłanki. Dało się jednak mu zaufać, zawierzyć w słuszność jego działań, ponieważ cały proces przebiegał tak gładko. Zapytałem kierowcę, wciąż skrywającego swoje myśli za obojętnym uśmiechem, co w zasadzie powinien teraz robić. Uśmiechnął się tylko nieco szerzej, bardziej naturalnie – jakby innej odpowiedzi nie mógł udzielić. Zgodnie z przepisami prawa kierowca testowy powinien cały czas zachowywać czujność i być stale gotowy do przejęcia kontroli nad samochodem, nawet gdy ten radzi sobie bez ludzkiej ingerencji. Wpatrywał się więc przed siebie, siedząc bez ruchu i przypominając robota. Prawo nie było na bieżąco z możliwościami obecnej technologii (w 2019 roku europejskie Audi A8 wyposażono w opcjonalnego „autopilota do korków ulicznych", który w ograniczonym zakresie pozwalał na prowadzenie samochodu bez konieczności trzymania rąk na kierownicy; funkcja ta nie została udostępniona w Stanach Zjednoczonych ze względu na rozbieżności pomiędzy prawem federalnym a prawem stanowym). Inżynier kontrolujący pracę samochodu ponownie odezwał się z tylnego siedzenia: