Tomasz Terlikowski: Benedykt XVI i walka z nadużyciami w Kościele

Tym, co mnie różni od Jacka Borkowicza, który przed tygodniem („Kto rzuci kamieniem w Benedykta", „Plus Minus", 19-20 lutego) ostro skrytykował mój tekst poświęcony Benedyktowi XVI, nie jest stosunek do sukcesów pontyfikatu tego papieża, ale perspektywa spojrzenia na skutki nadużyć seksualnych w Kościele. I tu jest pies pogrzebany.

Publikacja: 25.02.2022 17:00

Tomasz Terlikowski: Benedykt XVI i walka z nadużyciami w Kościele

Foto: Wikimedia Commons, domena publiczna

Zacznijmy od kilku słów polemiki z przedstawionym przez publicystę obrazem raportu o takich nadużyciach w archidiecezji monachijskiej kierowanej przez pewien czas przez kard. Josepha Ratzingera; raportu, który w niewielkim stopniu poświęcony był także Benedyktowi XVI. Otóż sprawa – wbrew zapewnieniom Borkowicza – wcale nie jest wyjaśniona. Nadal nie wiemy, kto nakłaniał jednego z księży do składania fałszywych zeznań, by „zdjąć papieża z linii strzału", nadal mamy dwie sprzeczne interpretacje poświęcone stanowi wiedzy kard. Ratzingera na temat sprawy ks. Petera H. Obrońcy papieża emeryta przekonują, że choć „minęli się z prawdą" (jeśli przyjąć pozytywną interpretację, to pomylili się) w sprawie obecności kardynała na spotkaniu, podczas którego omawiano m.in. kwestie dotyczące ks. H, to teraz już się nie mylą, i jest pewność, że papież o sprawie nie wiedział. I pomijając już fakt, że ich błąd pogrążył informacyjnie samego Benedykta XVI, to trudno nie zadać pytania, dlaczego mamy im wierzyć teraz? Autorzy raportu ostrożnie, ale wskazują na wysokie prawdopodobieństwo tego, że kard. Ratzinger o sprawie wiedział... I nie zachował się odpowiednio. Obie strony mają argumenty na uzasadnienie swoich tez, i jak się zdaje, wciąż nie obalono argumentów żadnej z nich.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Dominikanie na trudnej drodze

Niezrozumiały – idąc dalej – i to właśnie z perspektywy teologii Benedykta XVI pozostaje także ton odpowiedzi papieża na raport. Mam świadomość (ale wiemy to dopiero po kolejnych oświadczeniach), że jego autorem nie był papież emeryt, ale w niczym nie zmienia to faktu, że nie widać odcięcia się od tego dość zaskakującego tonu. Są słowa solidarności z prawnikami, których fuszerka wystawiła Benedykta XVI na atak. Ton późniejszego, osobistego listu papieża jest inny, ale – o czym pisałem – trudno nie zgodzić mi się z tezami o. Hansa Zollnera, który pokazuje, dlaczego mógł i prawdopodobnie powinien być on napisany inaczej. Swoje uwagi mają do tego tekstu także osoby skrzywdzone i ich także warto wysłuchać.

Niezrozumiały – idąc dalej – i to właśnie z perspektywy teologii Benedykta XVI pozostaje także ton odpowiedzi papieża na raport. Mam świadomość (ale wiemy to dopiero po kolejnych oświadczeniach), że jego autorem nie był papież emeryt, ale w niczym nie zmienia to faktu, że nie widać odcięcia się od tego dość zaskakującego tonu. 

Jednak głównym, jak rozumiem, zarzutem, jaki sformułowany jest w tym tekście, jest „zły styl", w jakim opisywać mam „przypadek Benedykta". „Robi to jak ktoś, kto o własnym ojcu postanowił napisać w beznamiętnym stylu pod tytułem »nie mogę wykluczyć, że źle się prowadził«. Nie ma tu bólu ani żalu, co więcej – brak jest empatii wobec człowieka stojącego już u progu wieczności" – wskazuje Borkowicz. Decyzją o rezygnacji z urzędu sam Benedykt XVI zrobił wiele, by zdesakralizować urząd papieski, by pokazać, że pewne metafory – w tym ojcowska – są już nieaktualne. Zostańmy jednak przy niej na moment, bo znakomicie pokazuje, co nas z Borkowiczem różni. Otóż, jeśli przyjąć rodzinną retorykę, to mogę odpowiedzieć na ten zarzut w sposób analogiczny. Otóż styl obrony Benedykta XVI prowadzony jest tak, jakby autor zapomniał o własnych siostrach i braciach skrzywdzonych przez przez innych bliskich (w najlepszym razie przez zaniedbania ojca). W centrum pozostaje Benedykt XVI i jego (niewątpliwe) zasługi. Ból, zranienie konkretnych osób skrzywdzonych, choćby przez ks. Petera H., są nieobecne. Nie ma tu – by posłużyć się określeniami Borkowicza – empatii wobec ludzi, którzy niekiedy całe życie zmagają się ze skutkami zaniedbań kolejnych arcybiskupów Monachium i Fryzyngi.

Czytaj więcej

Tomasz P. Terlikowski: Franciszek sobie, kuria sobie

Zasługi Benedykta XVI w walce z nadużyciami w Kościele nie sprawiają, że ból osób skrzywdzonych przestaje istnieć. A jego wielkość teologiczna nie sprawia, że nie mógł on się w jakiejś konkretnej sprawie pomylić czy podjąć złą decyzję. Ton odpowiedzi papieża emeryta jako związany z osobistą jego formacją, z czasami, w jakich żył, też jest czymś, co można krytykować, choćby z perspektywy rozwijającego się i coraz głębszego rozumienia problemu nadużyć w Kościele.

Zacznijmy od kilku słów polemiki z przedstawionym przez publicystę obrazem raportu o takich nadużyciach w archidiecezji monachijskiej kierowanej przez pewien czas przez kard. Josepha Ratzingera; raportu, który w niewielkim stopniu poświęcony był także Benedyktowi XVI. Otóż sprawa – wbrew zapewnieniom Borkowicza – wcale nie jest wyjaśniona. Nadal nie wiemy, kto nakłaniał jednego z księży do składania fałszywych zeznań, by „zdjąć papieża z linii strzału", nadal mamy dwie sprzeczne interpretacje poświęcone stanowi wiedzy kard. Ratzingera na temat sprawy ks. Petera H. Obrońcy papieża emeryta przekonują, że choć „minęli się z prawdą" (jeśli przyjąć pozytywną interpretację, to pomylili się) w sprawie obecności kardynała na spotkaniu, podczas którego omawiano m.in. kwestie dotyczące ks. H, to teraz już się nie mylą, i jest pewność, że papież o sprawie nie wiedział. I pomijając już fakt, że ich błąd pogrążył informacyjnie samego Benedykta XVI, to trudno nie zadać pytania, dlaczego mamy im wierzyć teraz? Autorzy raportu ostrożnie, ale wskazują na wysokie prawdopodobieństwo tego, że kard. Ratzinger o sprawie wiedział... I nie zachował się odpowiednio. Obie strony mają argumenty na uzasadnienie swoich tez, i jak się zdaje, wciąż nie obalono argumentów żadnej z nich.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Plus Minus
Bogaci Żydzi do wymiany
Plus Minus
Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii
Plus Minus
Jan Maciejewski: Moje pierwsze ludobójstwo
Plus Minus
Ona i on. Inne geografie. Inne historie
Plus Minus
Irena Lasota: Po wyborach