Przyjęcie takiego modelu konsumpcji od dawna postulowali ekolodzy, kładąc nacisk na to, by sposób gospodarowania zmienił się w taki sposób, by chronić skończone zasoby Ziemi dla kolejnych pokoleń. Stąd np. koncepcje zrównoważonych miast – projektowanych tak, aby w każdej ich części do każdego ważnego dla mieszkańca miejsca (sklepu, miejsca pracy, szkoły, przedszkola) można było dotrzeć na piechotę bądź rowerem – co pozwala rezygnować z transportu samochodowego wiążącego się z emisją dwutlenku węgla. W realiach gospodarki niedoboru na takie rozwiązania będzie się z pewnością patrzeć przychylniejszym okiem, z większym zrozumieniem.
Elementem rozwoju gospodarki obiegu zamkniętego jest np. rosnąca (już przed pandemią) popularność serwisów internetowych ułatwiających handel używanymi produktami, takich jak Allegro, OLX czy Vinted. Warto przy tym zwrócić uwagę na kampanię OLX – „Cała Polska po sąsiedzku", która podkreśla wymiar wspólnotowy tego rodzaju gospodarki: jeśli ty czegoś nie potrzebujesz, skorzystać z tego może inny przedstawiciel szeroko rozumianej („Cała Polska") wspólnoty. A ty skorzystasz na tym, czego nie potrzebuje on. I nic się nie marnuje.
– W ciągu ostatnich kilku lat w wielu krajach nastąpił wzrost sprzedaży odzieży używanej, czy to w sklepach charytatywnych, czy na internetowych platformach odsprzedaży – zauważa dr Schiffling, dodając, że miało to związek m.in. z dostrzeżeniem „problematyczności łańcuchów dostaw" sklepów odzieżowych, które często korzystały z pracy dzieci lub nisko opłacanych dorosłych w bardzo trudnych warunkach w fabrykach odzieżowych w Azji. – Obecne zakłócenia łańcucha dostaw mogą dodatkowo zachęcić ludzi do poszukiwania alternatyw – przewiduje.
Nie czekajcie na dawne czasy
Jak trwały charakter mogą mieć zmiany w konsumpcji i borykanie się z gospodarką niedoboru? Pandemia przecież kiedyś się skończy, porty się odblokują, popyt i podaż się ustabilizują...
– W świadomości wielu ludzi są to chwilowe problemy, które wkrótce zostaną rozwiązane i umożliwią wszystkim powrót do nieokiełznanej konsumpcji – twierdzi dr Schiffling.
– Spodziewam się, że wszystkie wywołane pandemią problemy ustąpią w ciągu najbliższych sześciu miesięcy, a łańcuchy dostaw zostaną przywrócone wraz z ponownym otwarciem gospodarek – mówi Kirkegaard.
Ale czy na pewno? Wydaje się, że pewne zmiany mają charakter trwały – po pierwsze inflacja. „The Economist" w swoim artykule o „Gospodarce niedoboru" wskazuje na dwa motory mogące ją napędzać nawet po tym, gdy sytuacja epidemiczna na całym świecie się ustabilizuje. Jedną z nich jest dekarbonizacja gospodarki, która – nawet gdy popyt i podaż wrócą do względnej normalności – będzie napędzać wzrost cen poprzez rosnące, w okresie „zielonej transformacji", koszty wytwarzania energii. Zwłaszcza w krajach, które jak Polska wciąż opierają się na energetyce węglowej. – Dekarbonizacja będzie napędzać gwałtowny popyt na wiele nowych produktów, np. pojazdy elektryczne, a pojawienie się wąskich gardeł w dostawach wydaje się w takim przypadku nieuniknione. Dyslokacja gospodarcza zarówno w środowisku międzynarodowym, jak i na arenach krajowych będzie znacząca i będzie wpływać na niestabilność polityczną i gospodarczą – przekonuje ekspert amerykańskiego think tanku.
Drugi czynnik, wskazany przez „The Economist", to powrót praktyk protekcjonistycznych, czego wyrazem w Europie jest brexit i nagłe pojawienie się granicy celnej między Wielką Brytanią a resztą UE, a na świecie – wojna handlowa między USA a Chinami zapoczątkowana w czasie prezydentury Donalda Trumpa, z której jednak prezydent Joe Biden nie zamierza się wycofywać.
Do tego należy dodać jeszcze bardzo prawdopodobną, przynajmniej częściową deglobalizację po obecnym kryzysie. – Jesteśmy w okresie, w którym coraz więcej firm krytycznie przygląda się swoim łańcuchom dostaw i decyduje się na wprowadzenie zmian. Jednym z czynników jest chęć zwiększenia ich odporności w związku ze skutkami pandemii – mówi dr Schiffling. Pandemia unaoczniła wszystkim, że łańcuchy dostaw wydłużone tak bardzo, jak miało to miejsce w ostatnich latach, w czasie kryzysu stają się źródłem zagrożenia. Dziś przecięła je pandemia, która dotknęła wszystkich po równo. Ale co jeśli w ramach konfrontacji z USA zrobią to z pełną świadomością, dla osiągnięcia przewagi
w zimnej bądź gorącej wojnie Chiny? – Obserwujemy trend w kierunku dywersyfikacji bazy dostawców, to podejście czasami nazywane jest „Chiny Plus", co oznacza, że ??zamiast polegać wyłącznie na chińskich dostawcach, firmy mają również dostawcę w innym miejscu, aby rozłożyć ryzyko. Mogą rozważyć też przeniesienie dostawców bliżej swojego rynku i mniej polegać na jednym kraju bądź regionie – dodaje badaczka ze Szkoły Biznesu w Liverpoolu.
– Rywalizacja amerykańsko-chińska będzie intensywniejsza w sektorach zaawansowanych technologii i prawdopodobnie pojawi się coraz więcej „podwójnych łańcuchów dostaw", z których jeden będzie skupiony wokół Chin, a drugi – zdecydowanie ich unikał. Wywoła to strukturalną presję wzrostową (lub co najmniej koniec presji spadkowej obserwowanej w ostatnich dwóch dekadach) na ceny towarów technologicznych – mówi.
USA w związku z obecnym kryzysem już pracują nad przeniesieniem części produkcji półprzewodników na swoje terytorium, a już wcześniej zarówno Stany Zjednoczone, jak i Unia Europejska rozpoczęły pracę nad powrotem części produkcji z Azji, tak aby zmniejszyć uzależnienie od Pekinu. Zwiększa to bezpieczeństwo strategiczne, ale musi pociągnąć za sobą wzrost cen z racji tego, że koszty produkcji i siła robocza są na Zachodzie wyższe niż w Azji.
– Obecny kryzys w łańcuchu dostaw wpisuje się w długoterminowy trend regionalizacji łańcuchów dostaw. Od klasycznej globalizacji odchodzi się już od kilku lat. Zakłócenia wywołane pandemią pokazały, że krótsze łańcuchy dostaw mogą być bardziej odporne i że odporność jest pożądana przez firmy – tłumaczy dr Schiffling. – Aby łańcuchy dostaw były bardziej odporne i pozwalały uniknąć niedoborów, firmy muszą na przykład przechowywać większe ilości zapasów traktowanych jako bufor w przypadku wystąpienia nieprzewidywalnych wyzwań. Z utrzymywaniem zapasów wiąże się koszt, który prawdopodobnie znajdzie odzwierciedlenie w wyższych cenach – dodaje. Dr Schiffling zaznacza jednak , że to, czy „globalne niedobory, które obecnie obserwujemy, posłużą jako sygnał alarmowy i doprowadzą do przewartościowania modelu naszej konsumpcji, dopiero się okaże".
– Nie cofniemy się do ery sprzed pandemii, ale nie jest to spowodowane pandemią, ale innymi czynnikami – przewiduje z kolei Kirkegaard. – Pandemia była wydarzeniem bezprecedensowym, ale krótkoterminowym, którego skutki w dużej mierze zanikną w 2022 r. Jednak obecne przyspieszenie zmian strukturalnych w gospodarce – dekarbonizacja, starzenie się społeczeństwa, rywalizacja między USA a Chinami – zmusi nas do wdrożenia poważnych zmian gospodarczych w nadchodzących dziesięcioleciach – wyjaśnia.
Może więc trzeba powoli zacząć oswajać się z myślą, że tanio, dużo i szybko już było. Dziś budzimy się w innym świecie.