Roger Moorhouse: 17 września 1939. Data wymazana z historii

Rocznica 17 września 1939 r. znów przeszła bez echa poza środowiskami polskimi i polonijnymi. Chociaż Polacy żarliwie deklarują „pamiętamy", to wydaje się, że reszta świata zapomniała o jednej z kluczowych dat w chronologii drugiej wojny światowej – dniu przystąpienia ZSRR do konfliktu w sojuszu z hitlerowskimi Niemcami.

Aktualizacja: 07.10.2017 11:56 Publikacja: 06.10.2017 00:01

Roger Moorhouse: 17 września 1939. Data wymazana z historii

Foto: digitalcollections.nypl.org

Na innym poziomie zjawisko to jednak zaskakuje. Oto mamy jedno z najdonioślejszych wydarzeń drugiej wojny światowej – największego konfliktu XX w., który w dalszym ciągu oddziałuje na świat w 2017 r. – a mimo to wydaje się ono kompletnie zapomniane poza Polską. Zastanawiające jest, w jaki sposób do takiej sytuacji doszło.

Idziemy pomóc

Oczywiście dla większości Polaków przebieg wydarzeń związanych z inwazją sowiecką jest doskonale znany: zdrady, bohaterowie i czarne charaktery. Prawdopodobnie znają historię Wacława Grzybowskiego, polskiego ambasadora w Moskwie, który odmówił przyjęcia napisanego na maszynie wyjaśnienia „interwencji" – kłamliwego stwierdzenia, że państwo polskie przestało istnieć – i dzielnie zaprotestował przeciwko nieuczciwości Sowietów. Miał szczęście, że uszedł z Moskwy z życiem. Być może wiedzą też, że do walki z tym rzekomo nieistniejącym już państwem Armia Czerwona wystawiła ponad 500 tys. żołnierzy podzielonych na dwa fronty, w tym 25 dywizji strzeleckich, 16 dywizji kawalerii i 12 brygad pancernych.

Sama inwazja była chaotyczna. Osłabiona przez czystki i zmuszona do mobilizacji w ciągu nie tygodni, ale dni, Armia Czerwona była niezbyt przygotowana do prowadzenia poważnych operacji bojowych: brakowało jej pojazdów, części zamiennych i skutecznego dowództwa. Na szczęście dla Moskwy polska obrona wschodniej części kraju była podobnie bezwładna, większość oddziałów walczyła z Niemcami na froncie zachodnim, a wojskom pozostałym na wschodzie brakowało uzbrojenia i jasnych instrukcji. Wynikający stąd chaos potęgował jeszcze pogląd rozpowszechniany przez Armię Czerwoną, że Sowieci przybywają do Polski, by jej pomóc, a nie w celu jej zniszczenia.

Siły niemieckie i sowieckie miały zachować odpowiedni dystans, tak aby trochę uwiarygodnić stale powtarzaną przez Stalina tezę o neutralności. Kiedy jednak do spotkań już dochodziło, to działały w zmowie i współpracowały ze sobą. Oblężenie Lwowa przez Niemców zakończyła kapitulacja wymuszona nadciągnięciem sił sowieckich. W Brześciu nad Bugiem natomiast odbyła się wspólna parada z okazji przekazania miasta Sowietom, podczas której żołnierze Wehrmachtu w mundurach koloru feldgrau bratali się i dzielili papierosami z czerwonoarmistami w mundurach khaki.

Pomimo zmowy i zamieszania Polacy odnotowali jednak kilka sukcesów. Na przykład w Grodnie tamtejszy dowódca gen. Józef Olszyna-Wilczyński zebrał naprędce siły rezerwistów i harcerzy, którzy przez dwa dni stawiali opór nacierającym Sowietom, dysponując jedynie skąpym uzbrojeniem i butelkami z benzyną. Były też inne przejściowe sukcesy, takie jak bitwa pod Szackiem, gdzie siły Korpusu Obrony Pogranicza na krótko wyzwoliły miasto spod okupacji sowieckiej, lub pod Jabłoniem i Milanowem, gdzie oddziały polskie przedarły się przez linie sowieckie, kontynuując odwrót w stronę Rumunii. Ogólnie jednak, podobnie jak w przypadku inwazji niemieckiej, pomimo niewątpliwej waleczności obrońców nie odniesiono wielu zwycięstw.

Jak było do przewidzenia, dochodziło także do zbrodni, które miały być dopiero próbką przyszłych okrucieństw. I tak, w Mokranach i Helenowie rozstrzelanych zostało kilkudziesięciu więźniów z Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej. W Grodnie Olszyna-Wilczyński obronę miasta przypłacił życiem, rozstrzelany przez Armię Czerwoną po kapitulacji. Był jednym z niezliczonych polskich oficerów, na których Sowieci rutynowo dokonywali egzekucji po wzięciu ich do niewoli; wielu z tych, których oszczędzono, spotkała śmierć w Katyniu siedem miesięcy później.

Krępująca prawda

Nawet z tego krótkiego zestawienia jasno wynika, że mamy do czynienia z nieopowiedzianą historią, która stanowi integralną część mrocznej opowieści o polskim męczeństwie czasu wojny oraz o dwuznacznej roli, jaką Związek Sowiecki odegrał w kontekście całego konfliktu. Dlaczego zatem problematyka ta pozostaje niemal nieobecna w zachodniej narracji?

Odpowiedzi należy przede wszystkim szukać w okolicznościach towarzyszących powstaniu Wielkiej Koalicji w 1941 r. Gdy w czerwcu tego roku Związek Sowiecki został zaatakowany przez siły Niemiec i państw Osi, Stalin szybko odkrył nowego sojusznika w Winstonie Churchillu, który gotów był przyjąć pomoc od każdego, kto mógł przyłączyć się do walki i ulżyć Wielkiej Brytanii. Churchill nie był więc wybredny. W odbytej nieco później rozmowie z prywatnym sekretarzem żartował nawet: „Gdyby Hitler napadł na piekło, Izba Gmin usłyszałaby ode mnie pochwałę Szatana".

Ale w ostatecznym rozrachunku Churchill nie poprzestał na ciepłych słowach. Utworzenie Wielkiej Koalicji i związane z nim uzależnienie Zachodu od pomocy Związku Sowieckiego w walce z Niemcami oznaczało przyjęcie w całości sowieckiej narracji wojennej. Niemal z dnia na dzień budzący grozę i pogardę Stalin zmienił się w uśmiechniętego, dobrotliwego i kochającego dzieci wujaszka Joe, ZSRR okrzyknięto główną ofiarą wojny, a sowiecką napaść na Polskę zbagatelizowano jako drobną akcję policyjną – „interwencję" w celu „przywrócenia porządku" w „upadłym państwie".

Wraz z powstaniem Wielkiej Koalicji wszystkie występki, których Związek Sowiecki dopuścił się w dwóch poprzednich latach, czyli pakt Ribbentrop-Mołotow, cyniczny rozbiór Europy Środkowej do spółki z Niemcami, napaść na Polskę i Finlandię oraz aneksja państw bałtyckich i Besarabii, zamieciono pod dywan i wybielono. Były to straty uboczne w bitwie, w której nie mogło być miejsca dla prawdy. Swój haniebny udział w upiększaniu Stalina miała również Wielka Brytania, która przystąpiła przecież do wojny z powodu napaści Hitlera na Polskę.

Tyle jeśli chodzi o ponurą realpolitik. Ale bardziej zadziwiający jest być może fakt, że owe ekscesy propagandowe nie tylko tolerowano po zakończeniu II wojny światowej, w okresie gdy krytyka zbrodni i występków Związku Sowieckiego była w dobrym tonie na Zachodzie, lecz także praktycznie nie podawano ich w wątpliwość.

Częściowo problem polegał na tym, że prawda o tym okresie była zbyt złożona – trudno było oczekiwać od pokolenia sympatyzujących z lewicą zachodnich nauczycieli, aby wpajali swym podopiecznym wiedzę na temat dwuznacznej roli Związku Sowieckiego lub mało subtelnej perfidii Stalina. O wiele łatwiej przychodziło im trzymać się jednowymiarowej wersji wydarzeń z okresu wojny.

Prawda była też dość krępująca, przynajmniej dla społeczeństw zachodnich. Na przykład Brytyjczykom, których spojrzenie na wojnę miało szczególnie moralistyczne zabarwienie, trudno było zaakceptować fakt, że ceną zwycięstwa w konflikcie był sojusz z reżimem równie potwornym jak ten, który starano się pokonać.

Tylko jeden czarny charakter

Wobec wprowadzenia w Polsce rządów komunistycznych jedyną grupą zdolną do alternatywnej narracji byli polscy emigranci i rząd na uchodźstwie, których jednak dało się łatwo zbyć jako zgorzkniałych wichrzycieli. Co więcej, propagowany zapamiętale w trakcie wojny podziw dla Stalina i ZSRR zakorzenił się w wielu grupach społecznych i nie dopuszczał odmiennego spojrzenia. Jeśliby określić to zjawisko mianem wojny propagandowej, Sowieci odnieśli kolejne zwycięstwo.

I tym też należy tłumaczyć przewagę sowieckiej narracji w przyjętej na Zachodzie optyce, utrzymującą się długie lata po zakończeniu wojny, która wymusiła jej stworzenie. Pakt Ribbentrop-Mołotow miał zatem wyłączenie „obronny" charakter, Stalin od samego początku przejrzał knowania Hitlera, a w 1939 r. Polska została rzecz jasna napadnięta tylko raz – przez Niemców.

Tego rodzaju teorie okazały się zdumiewająco trwałe i wciąż można je usłyszeć, o czym miałem okazję przekonać się w trakcie promocji mojej ostatniej książki „Pakt diabłów". Reakcją na tytułowe zestawienie Hitlera i Stalina jako dwóch diabłów były często oznaki dezaprobaty, zdziwienia czy nawet gniewu, i to niezależnie od wagi moich argumentów za rewizją ocen. Wydaje się, że na Zachodzie wielu osobom II wojna światowa wciąż kojarzy się tylko z jednym „czarnym charakterem", dla niektórych Stalin to nadal „wujek Joe", zaś odpowiedź, która pada na pytanie o sowiecką napaść na Polskę, brzmi „nie słyszałem".

Roger Moorhouse jest brytyjskim historykiem i pisarzem, wykładowcą Kolegium Europejskiego w Natolinie. Obecnie pracuje nad książką o kampanii wrześniowej. Wydał m.in. „Polowanie na Hitlera" i „Pakt diabłów".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Na innym poziomie zjawisko to jednak zaskakuje. Oto mamy jedno z najdonioślejszych wydarzeń drugiej wojny światowej – największego konfliktu XX w., który w dalszym ciągu oddziałuje na świat w 2017 r. – a mimo to wydaje się ono kompletnie zapomniane poza Polską. Zastanawiające jest, w jaki sposób do takiej sytuacji doszło.

Idziemy pomóc

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił