Wciąż bardzo popularny amerykański serial komediowy „Przyjaciele" w latach 90. pokazywał coś, co z naszego punktu widzenia było czymś niewyobrażalnym. Życie grupy młodych ludzi kręciło się wokół kawiarni, tam umawiali się na spotkania, zapraszali innych znajomych. Czemu nie w pubie na piwie czy choćby pizzerii? Taka moda. – W Polsce, gdyby ktoś wtedy chciał zaprosić znajomych na kawę, mógł wypić plujkę na dworcu albo szarpnąć się na restaurację hotelową. Kawiarnie były rzadkością, nawet w dużych miastach – mówi Agnieszka, wielka fanka kawy.
Na świecie kawa jest drugim pod względem popularności napojem, po wodzie. W Polsce jeszcze nie, ale liczba amatorów czarnego napoju rośnie. Niektórzy, jak choćby podpisany pod tym artykułem, bez porannej kawy nie trafiliby prawdopodobnie w drzwi, więc to absolutnie nienaruszalny poranny rytuał. Jednak popularność kawy wynika nie tylko z pobudzających właściwości kofeiny.
– Może określać tożsamość, wyrażać wartości czy też umacniać społeczne więzi. Picie kawy utożsamiano ze środowiskami twórczymi – jest ona nieodłącznym atrybutem pisarza czy też dziennikarza, często w parze z papierosem – mówi dr Jolanta Tkaczyk, ekspert w dziedzinie marketingu i zachowań konsumenckich z Akademii Leona Koźmińskiego.
Przypomina, że kawiarnia jest czymś więcej aniżeli zwykłym miejscem, w którym pije się kawę. Historycznie były to zakątki intelektualnych spotkań czy debat politycznych. Adam Smith – twórca klasycznej teorii ekonomii – napisał swoje „Bogactwo narodów" w kawiarni. Isaac Newton o swoich teoriach również dyskutował w takim właśnie miejscu.
Silne skojarzenia z intelektualistami, artystami sprawiły, że w PRL kawę uważano za zbytek. Zresztą ciągle jej na rynku brakowało, więc głód czarnego napoju zaspokajano wersjami zbożowymi. Po przełomie ustrojowym, gdy kawa stała się dostępna, wszystko znowu stanęło na głowie. Polacy rzucili się na wersje w proszku. Przebojem wdarły się do serc i sklepów, wtedy nikt nie kłopotał się czytaniem składu produktu i analizowaniem listy sztucznych dodatków. Liczyła się wygoda i podążanie za modą, proszkowane cappuccino reklamowano w telewizji, co czyniło je obowiązkowym składnikiem każdego spotkania towarzyskiego. – To waniliowe najlepiej smakowało na sucho, jedzone łyżką wprost z torebki – wspomina Robert, barista amator, którego pierwsze spotkanie z kawą rozpoczęło się od niewielkiej złotej torebki.