To wtedy wszystko mogło się jeszcze odwrócić. Po raz pierwszy i ostatni w tej historii fatalizm, konieczność biegu wypadków wydaje się być zagrożona przez chwiejną wolę rzymskiego urzędnika.
Być może właśnie swoim niezdecydowaniem zasłużył sobie na wyjątkowy zaszczyt. Piłat jest w końcu jedynym, obok Jezusa i Maryi, człowiekiem wymienionym w „Credo", wyznaniu wiary Kościoła. Od zawsze fascynuje też świeckich pisarzy i filozofów. Pisali o nim m.in. Dante, Pascal, Spengler, Bułhakow czy, zaledwie kilka lat temu, Giorgio Agamben. Nawet Fryderyk Nietzsche, wielki wróg chrześcijaństwa, stwierdził, że Piłat jest jedyną w „Nowym Testamencie" postacią, której nie sposób nie darzyć czcią. A to wszystko dzięki jednej scenie, trwającemu tylko kilka godzin procesowi Jezusa.
Była to jednak scena kluczowa nie tylko w historii chrześcijaństwa, ale całej europejskiej cywilizacji. W wyjątkowy sposób spotykają się tu jej trzy filary. W osobie Jezusa jest tu obecna tradycja judeochrześcijańska, a Piłata – prawo rzymskie. Obaj wychodzą ze swych ról prokuratora i oskarżonego, zaczynają toczyć dialog o naturze prawdy, władzy, sądu i kary. Dialog, który przypomina jeden z najważniejszych tekstów w historii greckiej filozofii – „Obronę Sokratesa". W ten sposób Rzym i Ateny spotykają się w Jerozolimie.
Wszystkie te konteksty, dramatyzm i napięcie tej sceny są uzależnione od tego, czy Piłat naprawdę mógł uwolnić Jezusa. Czy nie był tylko biernym narzędziem, wykonawcą napisanej dla niego od stworzenia świata roli. Bo jeżeli tak, to razem z odpowiedzialnością rzymskiego urzędnika za to, co stało się na Golgocie, znika z tej historii również cały sens.
Kilka lat temu zapanowała w Polsce powszechna ekscytacja na wieść o odkryciu „Ewangelii Judasza". Apokryfu, z którego miało wynikać, że Jezus i Judasz działali w porozumieniu. Ten ostatni miał nie dopuścić się zdrady, tylko wiernie i posłusznie wykonywać polecenia swojego nauczyciela. Jeden z największych polskich dzienników dołączył nawet tłumaczenie „Ewangelii Judasza" do jednego ze swych świątecznych wydań. „Dobra nowina", którą niósł apokryf, brzmiała: nie ma winy ani zbrodni, nie może być też więc i kary. Jest tylko los, z którym nie ma sensu walczyć. Jesteśmy bezwolni, ale za to niewinni.